Kiedy ktoś mnie odwiedza, od razu jedziemy na Dworzec Główny. Nie dlatego, że nie jestem gościnny i chcę wskazać turystom drogę powrotu. Hovedbanegard (tak po duńsku nazywa się to miejsce) jest po prostu punktem wyjścia do najlepszej dzielnicy w mieście - Vesterbro. Jeszcze 20 lat temu było tu pełno sex-shopów i domów publicznych, dziś wraz z pomocą rządu przenoszą się tu artyści, młodzi projektanci, powstają przytulne knajpki, kluby i najlepsze w Europie sklepy muzyczne. Osoby, które chcą poczuć dreszczyk erotycznych emocji, mogą jeszcze odnaleźć resztki kopenhaskiej dzielnicy czerwonych latarni w pobliżu ulicy Gasvaerksvej. Znajdujące się tu sklepy i kluby działają jednak zgodnie ze skandynawskim rozumieniem praworządności. Prostytutki mają swoje stowarzyszenia i kluby dyskusyjne, a sex-shopy podzielone są na sekcje dla kobiet, mężczyzn i transseksualistów. "Masz problem z życiem erotycznym - dzwoń" - widać ogłoszenia przy kasie reklamujące porady seksuologów wolontariuszy. Dania w pełnej krasie!
NA TEMAT:
Seks w Muzeum
Nie warto jednak błądzić po tej okolicy, historię portowej dzielnicy uciech można zobaczyć w Copenhagen City Museum (www.bymuseum.dk). Wystawa jest oczywiście multimedialna. Tuż obok skupiska sex-shopów znajduje się ulica Istedgade ze wszystkim, co do zaoferowania ma młoda Kopenhaga. Za nieduże pieniądze można tu kupić niepowtarzalne meble, ciuchy albo zjeść Frokost, czyli podobiadek. To taki posiłek między śniadaniem i lunchem. Lubimy się rozpieszczać, jesteśmy przecież, według poważnych, socjologicznych badań, najszczęśliwszym narodem na planecie. Chcę polecić dwa miejsca w tej okolicy. Pierwsze to Bang&Jensen - jedna z najlepszych knajp w Kopenhadze. To lokal usytuowany w starej aptece, kuszący klientów wygodnymi kanapami. W menu słynny koktajl Alabama Slammer będący mieszanką amaretto, whisky, ginu i lemoniady. Warto wypić takiego drinka po zaliczeniu kopenhaskich atrakcji, potrafi nieźle namieszać w głowie. Naprzeciwko Bang&Jensen znajduje się niewielki sklep Funf. U sprzedawcy, który ma wytatuowany każdy kawałek ciała, można sobie zamówić oryginalną pamiątkę z miasta. Koszulkę z wybranym napisem albo coś od jakiegoś nieznanego (jeszcze) designera (www.funf.dk). Sklepik jest również punktem kontaktowym kopenhaskiej awangardy, obok kasy można znaleźć ulotki dotyczące nowo powstających sklepów, knajp czy aktualnych imprez.
Warzywa nad Wodą
Na ogół wszyscy przyjezdni męczą tubylców pytaniami o Christianię - słynne wolne miasto, w którym "nie sięga władza policji, a lekkie narkotyki sprzedawane są obok piwa". Z równą cierpliwością mieszkańcy miasta tłumaczą, że takie opowieści to legendy. Rząd stopniowo ogranicza niezależność dzielnicy, kostki haszu trafiają pod ladę, a zielone tereny Christianii, znajdującej się w centrum miasta, stają się łakomym kąskiem dla deweloperów. Mimo wszystko koniecznie trzeba tu zajrzeć. Już samo wejście do dzielnicy jest imponujące. To wielkie graffiti na fasadzie dwupiętrowego domu przedstawiające rajskie drzewo, wokół którego fruwają anioły i smoki. Hipisi, którzy założyli to miejsce na początku lat 70., mieli ambicję stworzyć obszar, na którym nie ma własności prywatnej, wszelkie decyzje zapadają kolektywnie, zakazane są: kradzież, przemoc, ciężkie narkotyki, posiadanie broni i wjazd samochodów. Christiania jest dziś dzięki temu fantastycznym parkiem w sercu Kopenhagi. Polecam spacer, a później obiad w najlepszej wegańskiej restauracji w Danii Morgenstedet (www.morgenstedet.dk). Menu zależy od fantazji kucharzy; warto im zaufać i zjeść posiłek w otoczeniu płaczących wierzb, tuż nad wodą. Na obiad z mięsem polecam wpaść do restauracji Spiseloppen (www.spiseloppen.dk) znajdującej się w opuszczonej hali fabrycznej. Dużo przestrzeni, a w menu fuzja kuchni duńsko międzynarodowej. Christiania to także słynna Pusher Street, której grafficiarze malujący okoliczne mury są dziś uznanymi artystami. Osoby, które spodziewają się tu zobaczyć ucieleśnienie hipisowskiej idei wolności, będą zawiedzone. Pięć lat temu wkroczyła na ulicę policja, rozebrała część budowli i aresztowała około 50 dilerów. Od tej pory Pusher Street niewiele różni się od Istedgade. Może tylko w okolicy więcej kręci się siwiejących hipisów na słynnych christiania bike - rowerach z przybudówką z przodu, które swojego czasu podbiły Danię (www.christianiabikes.com).
Zabawa na Cmentarzu
Jak wiadomo, Kopenhaga to miasto wielu narodowości. Tę kulturową mieszankę najlepiej widać w dzielnicy Norrebro. Niektórzy mieszkańcy Kopenhagi zdążyli już ochrzcić to miejsce nową Christianią. Pełno tu wolnych duchów, pisarzy, artystów, którzy pokojowo koegzystują z muzułmanami, głównie z Bliskiego Wschodu. To jedno z ulubionych miejsc kopenhaskiej młodzieży, szczególnie godny polecenia jest plac Sankt Hans Torv z dwoma kultowymi kopenhaskimi knajpami Pussy Galore Flying Circus i Cafe Sebastopol. Gdy przychodzi wiosna, właściciele zastawiają cały skwer stolikami i parasolami, nowoczesna fontanna znajdująca się pośrodku placu daje przyjemny chłód i jest tłem dla występujących tu artystów z całego świata. Wszyscy piją oczywiście piwo. Dania to przecież jedna z ojczyzn tego trunku. Złoty napój jest tu znacznie tańszy niż w sąsiedniej Szwecji, więc w weekendy z kraju położonego po drugiej stronie Sundu ciągną tu tłumy. Po chwili relaksu warto przejść się trochę na zachód od placu, by zobaczyć coś, co obcokrajowcom nie mieści się w głowie. Assistens Kirkegard-Park jest połączeniem fantastycznego terenu rekreacyjnego i... cmentarza. To tu pochowano m.in. Hansa Christiana Andersena. Ostatnio widziałem między nagrobkami kinderbal z siedzącym na drzewie piratem jako główną atrakcją zabawy kilkuletnich dzieci. Czy nie mówiłem już, że jesteśmy najbardziej szczęśliwym narodem świata? Jak widać, mamy zgodę na wszystko...
Gdyby Tylko Nie Ten Język...
Od 100 lat Kopenhaga uchodzi za rowerowy pępek Europy. W innych miastach przybywa ludzi i samochodów, tu najszybciej rośnie liczba rowerów. W stolicy Danii mieszka ponad 650 tysięcy osób, jednośladów jest co najmniej tyle samo. W Kopenhadze działa system publicznych rowerów. Przeznaczony jest przede wszystkim dla mieszkańców, ale korzystają z niego także turyści. Do "pocztówkowej" Kopenhagi należy również słynny deptak Stroget, stary port Nyhavn z kolorowymi kamieniczkami (polecam spróbować tam rum), park rozrywki Tivoli, syrenka i najdłuższy na świecie, 16-kilometrowy most łączący miasto ze Szwecją. Można jednak o tym przeczytać w każdym przewodniku, ja wolę polecić jeszcze muzeum sztuki nowoczesnej Louissiana, które stara się ściągać do miasta wyjątkowe dzieła. Trwa tu właśnie wystawa prac Maksa Webera, wkrótce będą prezentowane zdjęcia duńskiego fotografa Jacoba Holdta będące rozliczeniem artysty z amerykańskim mitem. Warto się także wybrać na przedmieścia Kopenhagi do muzeum Arken. To prawdziwa gratka dla miłośników młodej, nowoczesnej architektury i sztuki. Wystarczy wejść na stronę www.arken.dk, by przekonać się, że warto odwiedzić to miejsce. Wielu moich znajomych odwiedzających Kopenhagę twierdzi, że mogliby tu mieszkać. Narzekają jedynie na język. Rzeczywiście, jest on całkowicie niezrozumiały dla cudzoziemca nawet tego, który włada niemieckim i angielskim. No cóż - nic na tym świecie nie jest doskonałe