FRANCJA

Langwedocja: Spłyń barką

Magda Górfińska i Paweł Palikot, 10.02.2011

wyprawa po Lagwedocji to wspaniała przygoda

fot.: Magda Górfińska i Paweł Palikot

wyprawa po Lagwedocji to wspaniała przygoda
Tu łączą się wszystkie najlepsze cechy południa Francji i Hiszpanii - łagodność śródziemnomorskiego klimatu, miłość do wina i aromatyczne jedzenie, do którego zasiada się późnym wieczorem, po leniwym popołudniowym aperitifie

Wybierając Langwedocję jako cel naszych wakacji uniknęliśmy tłumów turystów typowych dla graniczących z nią Lazurowego Wybrzeża czy Katalonii. Katalonię wspominam nieprzypadkowo, ponieważ hiszpańskie dziedzictwo daje tu znać o sobie wszędzie: w jedzeniu, walkach byków, jak i miejscowych tradycjach. Chcieliśmy wraz z rocznym synkiem i przyjaciółmi zwiedzić część regionu nie zamieniając naszych wakacji w pasmo przeprowadzek z hotelu do hotelu. Wówczas pomysł wynajęcia barki nasunął się sam.

NA TEMAT:

Pierwsze Koty Za Burty

Późnym latem, razem z parą przyjaciół, wyruszamy samochodem w kierunku Portu Ariane pod Montpellier. Na miejscu odbieramy naszą 10-metrową, dwukabinową Penichette 1020 Flying Bridge wraz z jej wyposażoną kuchnią, pełnym bakiem paliwa i dwoma rowerami. Na pokładzie rufowym jest stół z ławą, a na pokładzie słonecznym znajduje się stojak na rowery i miejsce do opalania. Instrukcja obsługi Penichette okazuje się zaskakująco prosta: jak odpalić, co zrobić, by zgrabnie manewrować i jak przepływać przez śluzy na kanale. Szybko okazuje się, że do prowadzenia barki najlepiej nadają się Marcin i ja. Paweł, drugi mężczyzna na pokładzie przejmuje rolę kapitana, sprawdza mapy, wyznacza przystanki i bieg zmieniającej się trasy.

Wszystkie Stresy Odpływają

Urok spływu barką leży w tym, że wokół cały czas zmienia się świat, lecz w trybie relaksacyjnym - nikt się nie ściga, pasażerowie łódek wymieniają się machnięciem ręki i uśmiechniętym "bonjour!" Ograniczenie prędkości (20 km/godzinę w terenie nie zabudowanym i 8 km/godzinę "w mieście") niejako zmusza do tego, by samemu przybrać inny rytm. Staramy się zatrzymywać na noc blisko miasteczek, tak aby rano chłopaki mogli wsiąść na rower i wyruszyć po pachnące croissanty, świeże figi i nougaty. W pełnym słońcu na górnym pomoście rozkoszujemy się melonami z suchą szynką i miejscowymi serami. Po południu popijamy schłodzony cydr i langwedockie białe wino lub organizujemy wypady na rowerach z naszym synkiem, zadowolonym z chwilowej przesiadki do krzesełka na bagażniku. Zatrzymujemy się w mijanych po drodze winnicach na zakupy, aby wieczorem podczas gry w karty przy świecach znów przeprowadzić degustację czegoś nowego. Wystarcza jeden taki dzień, aby zapomnieć o codziennych obowiązkach.

Lokalne Skarby

Z historii wynika, że każda okolica specjalizuje się w jakimś produkcie kulinarnym - np. w wytwarzaniu koziego sera typu pélardon (wokół Montpellier), Muscatu (Frontignan), dań z morskich jeżowców lub przetworu, zwanego Rouille de Sete, który służy jako dodatek do zupy rybnej (okolice miasta Sete). Miasteczka często budują swoją tożsamość kulturową także wokół jakiejś historycznej postaci. Pezenas słynie z tego, że Molier przebywał tam ze swoją trupą teatralną l'Illustre Théâtre. Aigues-Mortes zostało założone przez świętego Ludwika; tu otrzymał błogosławieństwa papieskie zanim ruszył w 1248 r. na krucjatę, z której już nie powrócił. Dla niego był to ostatni przystanek we Francji, a na naszej drodze po kanale to punkt pierwszy.

Miasto Świętego

Aigues-Mortes to miasteczko, którego nazwa w języku oksytańskim oznacza martwe wody - co jednak w niczym nie odzwierciedla panującej tam atmosfery. Dwa razy w tygodniu przy Avenue Frédéric Mistral odbywa się gwarny targ, na którym piętrzą się lokalne wyroby gastronomiczne (foie gras, kiełbasy Auvergne, a nawet typowo hiszpańskie chorizo, jamon i nougat). Wśród małych uliczek kryją się sklepy ze starociami, a na placu St Louis jest kilka doskonałych restauracji, barów i tradycyjnych cukierni. Zaś na południe od miasta rozciągają się Salins du Midi, baseny ze stojącą wodą, służące do produkcji soli. Na tych rozlewiskach wiosną i latem żerują stada różowych flamingów.

W Porcie Ostrygowym

Płynąc barką nie trzeba się martwić, gdzie się zanocuje - kanałem dotrzemy nieraz na sam środek miasta. W Aigues-Mortes przystajemy tuż pod starymi murami obronnymi. Następnego wieczoru barkę cumujemy na dziko przy brzegu kanału i tam spędzamy noc, organizując kolację pod gołym niebem. Za zakrętem migoczą światła Frontignan. Zasypiamy lekko kołysani wiatrem. Rano musimy wcześnie wstać, ponieważ most zwodzony - oddzielający nas od ogromnego akwenu Étang de Thau - podnoszony jest tylko dwa razy dziennie - punkt 8:30 i 18:00. Już w południe wpływamy na lustrzaną taflę Étang de Thau. Po drodze zręcznie omijamy farmy ostryg koło Bouzigues (rocznie łowi się tu 13 000 ton ostryg - 8,5 % francuskiej produkcji) i udajemy się na lunch do miejscowości Marseillan. W zatoczce leży mały piękny port z kilkoma knajpkami. Zasiadamy w wygodnych krzesłach jednego z tarasów, gdzie w porze obiadowej ruchliwi kelnerzy roznoszą półmiski owoców morza, świeżych ryb, zapiekanych ostryg, potężnych krewetek i małży. W głąb od portu kryje się winiarnia braci Banq, La Madeleine Saint Jean, którą można zwiedzić, przyglądając się procesom destylacji, mieszania win i butelkowania (www.lamadeleinesaintjean.free.fr). Właśnie tam dokonujemy odkrycia - według nas - najlepszego rosé w całym regionie. Zestaw win białe, rosé i czerwone kosztuje jedyne 10 euro. Zabieramy ze sobą kilka butelek, które dołączają do naszych rosnących zapasów żywności.

Najlepsze Pamiątki

Dalej płyniemy słynnym śródlądowym Canal du Midi, łączącym Morze Śródziemne z Atlantykiem. Łagodne, ocienione platanami wody kanału doprowadzają nas do Béziers. Akwedukt, w którym wydrążono koryto kanału, pozwala barkom przepływać ponad rzeką Orb, odsłaniając wspaniały widok na miasto i krętą smugę rzeki. Zwiedzamy go jednak na piechotę - przeprawa akweduktem i spływ dalszym, skomplikowanym systemem dziewięciu śluz zajęłyby nam kilka godzin, a my musimy niestety powoli zawracać do Port Ariane. Następnego dnia rano, w promykach wschodzącego słońca dobijamy do Lattes i idziemy zdać barkę. Wówczas okazuje się, jak dobrym pomysłem było przyjechanie do Francji samochodem: mamy kilkakrotnie cięższy bagaż niż na starcie. Jeszcze po drodze do portu przystanęliśmy w pijalni Muscatu Chateau de Stony we Frontignan oraz w sklepach z żywnością typu terroir (słowo, które określa ziemię w języku oksytańskim). Wieziemy do Polski słodycze, wina, foie gras a nawet świeże zioła, które udaje nam się później zamrozić i cieszyć się zapachem Langwedocji długo po powrocie do Polski.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.