IRLANDIA

Irlandia. Kamperem przez Dziki Zachód Północy

Katarzyna Dybżyńska, 16.04.2020

Irlandia. Owce malowane są na różne kolory dla rozróznienia do kogo należą

fot.: 4H4 PHOTOGRAPHY/SHUTTERSTOCK.COM

Irlandia. Owce malowane są na różne kolory dla rozróznienia do kogo należą
Zamiast kowbojów – piraci, w miejsce pustyni – dramatyczne klify, rolę rodeo odgrywają zaś kręte drogi i szaleni kierowcy. Ale duch rebelii oraz zew natury pozostają te same. Zapnijcie pasy ruszamy na podbój Irlandii.

Kampery dzielą się na takie, które mieszczą się pod barierkami, oraz te, które muszą zatrzymywać się na oficjalnych parkingach dla dużych pojazdów. Mające nie więcej niż 2,10 m wysokości mogą wjechać na dziką plażę albo przenocować w lesie. Pozostałe może i są wygodniejsze, ale za to rzucają się w oczy i zmuszają do cumowania w oznaczonych miejscach. Mój należy do pierwszej, „dzikszej” kategorii. Właściciele dzielą się na tych, którzy mieszkają w swoich samochodach, i tych, którzy tylko wykorzystują je na wyprawy. Póki co należę do grupy drugiej. Kampera kupiłam dopiero trzy tygodnie temu, więc potrzebuje jeszcze kilku drobiazgów. Na przykład basenu dla psa, który może służyć za wannę. Mam za to wygodne rozkładane łóżko, zlew, kuchenkę z jednym palnikiem (szybko staję się więc ekspertką od potraw jednogarnkowych) oraz kamerę z tyłu do manewrów na wstecznym biegu.

NA TEMAT:

Na Wild Atlantic Way trafiam trochę przypadkiem, a trochę dlatego, że to podobno jedno z lepszych miejsc, by doświadczyć „prawdziwej Irlandii”. Trasa ma 2500 km i tysiąc zarejestrowanych atrakcji, czyli średnio co dwa i pół kilometra jest jakiś punkt do odkrycia. Została wyznaczona przez Ministerstwo Turystyki w 2014 r. jako jeden z najdłuższych szlaków ciągnących się wzdłuż wybrzeża na świecie. Zaprojektowana, by rywalizować z Garden Route w RPA albo Pacific Highway w Kalifornii, miała przyciągnąć entuzjastów podróży na motorach i surwiwalowców. Choć rocznie przewija się tędy aż 10 milionów turystów, trasa jest na tyle długa i pełna zakamarków, że w wielu miejscach nadal nie spotka się żywego ducha.

Z południa na północ (lub na odwrót) szlak przecina połowę kraju. Ja kieruję się zasadą tortu i wyjadam sam krem – z półwyspu Dingle do hrabstwa Sligo. Surowe, pierwotne widoki, które widzę za oknem, są często porównywane do pejzaży Nowej Zelandii: ciągnący się w nieskończoność błękit oceanu i soczysta zieleń wzgórz, na których pojawiają się nieregularne białe kropki owiec. Za niemal każdym zakrętem czeka niespodzianka: wodospad zalewający drogę, ruiny zamku albo bar z muzyką na żywo bez względu na porę dnia lub nocy. Można popływać tu kajakiem, posurfować i poznać lepiej irlandzką kulturę. W okolicy podtrzymywane są tradycje improwizowanych sesji dawnej muzyki ludowej oraz opowiadania historii, coraz częściej używa się też języka celtyckiego.

 

***

Cały tekst Katarzyny Dybżyńskiej przeczytasz w majowym wydaniu magazynu „Podróże”.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.