Pachnie królikiem! – Dorothy mruży oczy i lekko porusza skrzydełkami nosa. Patrzę na nią ze zdziwieniem. – Naprawdę nic nie czujesz? Gulasz z królika ma bardzo charakterystyczny zapach! – mówi moja przewodniczka. – To nasze danie narodowe. Niby wszyscy przyrządzają je tak samo, a u każdej gospodyni smakuje inaczej. Najważniejsze to dostać świeże, dobrej jakości mięso, nie obejdzie się bez dużej ilości czosnku i czerwonego wina.
– Jaka jest twoja ulubiona potrawa? – pytam Jamesa, który dopiero co do nas dołączył i nie słyszał wcześniejszej rozmowy. – Gulasz z królika! – odpowiada bez namysłu. – Jak widać, to jedyna dobra odpowiedź – śmieje się Dorothy. – Mówiłam ci już, że jesteśmy tradycjonalistami. Poza tym zakazany owoc smakuje najlepiej. Joannici, którzy władali wyspą od XVI do końca XVII wieku, zakazali mieszkańcom polowań na te zwierzęta. Były one zarezerwowane jedynie dla zakonników. Gdy zakaz zniesiono, królika wyniesiono na maltańskie stoły, zarówno te bogate, jak i te biedne.
Valetta – tradycja i świętość
Tradycja, historia, świętość – te słowa jak ulał pasują do Valletty, stolicy Malty. Gęsto tu od symboli Zakonu Maltańskiego, krzyży maltańskich, z rogów budynków zerkają na przechodniów figury świętych.
Nie tylko w stolicy, ale i na całej wyspie latem wciąż odbywają się rekonstrukcje historyczne i pochody. Każde miasteczko i wieś świętuje dni swojego patrona. W całej Malcie (państwo tworzą wyspy Malta, Gozo i Comino) jest 359 kościołów, co daje więcej niż jeden kościół na kilometr kwadratowy.
Największe zagęszczenie sacrum jest oczywiście w Valletcie. Dorothy prowadzi nas do największej chluby wśród maltańskich sanktuariów – konkatedry św. Jana z jednym z najsłynniejszych obrazów Caravaggia – „Ścięciem św. Jana Chrzciciela”. Choć to środek tygodnia, katedra, jak i inne kościoły, do których zaglądamy, pełna jest ludzi. Zarówno turystów, jak i mieszkańców.
– Jesteśmy nie tylko konserwatywni, ale i pobożni – przyznaje Dorothy. Do 2011 roku rozwody na Malcie wciąż były zakazane, nawet te cywilne. W referendum tylko 53% społeczeństwa opowiedziało się za ich legalizacją.
Z barokowymi świątyniami sąsiadują pałace, z pałacami zdobione zajazdy, czyli dawne miejsca zamieszkania kawalerów maltańskich. Valletta nie daje odpocząć zmysłom, turyści nieustannie się zachwycają, naciskają spusty migawek.
Fot. Shutterstock.com
Koniec Valetty
Gwar cichnie, gdy skręcam w jedną z bocznych uliczek. Im dalej od głównej osi miasta – ulicy Republiki – tym bardziej rzucają się w oczy niszczejące i opuszczone budynki. Charakterystyczne drewniane balkony, które jeszcze parę przecznic wcześniej świeciły kolorami, tu bledną. Skomplikowane sprawy własnościowe nie pozwalają ani na sprzedaż, ani na odnowienie kamienic.
Idąc cały czas w dół, trafiam do fortu Saint Elmo, twierdzy zbudowanej na planie gwiazdy. Tu kończy się Valletta. Można już tylko spojrzeć w morze i starać się dojrzeć brzegi Sycylii. I na mapie, i podczas spaceru bardzo łatwo rozpoznać granice miasta – położonego na półwyspie, otoczonego zewsząd wysokimi murami. Jakby ktoś wcisnął Vallettę w ciasny gorset i kazał być świątobliwą, miłą panną. A ona też miałaby ochotę nieco zaszaleć, uciec od wzroku wszystkich świętych. Profanum rozlewa się zaraz za murami Valletty.
Sliema – plażowanie w środku miasta
Gdy tylko opuści się stolicę (gdzie pokonanie dwóch najbardziej oddalonych od siebie punktów zajmuje niecałe pół godziny spacerem), wszelkie granice i podziały przestają być oczywiste. Dla mieszkańców jest jasne, gdzie kończy się Floriana, gdzie zaczyna Sliema. Przyjezdny nie zauważy, że ze Sliemy właśnie wjechał do St. Julian's.
Wysiadam na przystanku Sliema-Ferry. Stąd rozpościera się fantastyczny widok na Vallettę, która z tej perspektywy wygląda jeszcze dostojniej. Sliema to miasto (choć słowo „dzielnica” samo ciśnie się na usta) sklepów, kawiarni i nowych apartamentowców. Wzdłuż wybrzeża powstało wiele hoteli. Ich restauracje i baseny mieszczą się tuż przy morzu. W środku miasta można plażować i czerpać z wakacji pełnymi garściami.
Jednak określenie „plażowanie” będzie użyte trochę na wyrost. Ręczniki rozkłada się raczej na gładkich, wypolerowanych przez fale skałach, a do morza schodzi po drabinkach jak do basenu. Nawet w środku Sliemy woda jest czysta i przejrzysta. Zwłaszcza w letnie wieczory „plaże” są pełne mieszkańców. Rozstawiają przenośne grille, otwierają wina. Najlepiej bawią się właśnie pod chmurką.
Fot. Shutterstock.com
Lato w mieście. Gdy tylko opuści się stolicę (gdzie pokonanie dwóch najbardziej oddalonych od siebie punktów zajmuje niecałe pół godziny spacerem), wszelkie granice i podziały przestają być oczywiste. Dla mieszkańców jest jasne, gdzie kończy się Floriana, gdzie zaczyna Sliema. Przyjezdny nie zauważy, że ze Sliemy właśnie wjechał do St. Julian's.
Wysiadam na przystanku Sliema-Ferry. Stąd rozpościera się fantastyczny widok na Vallettę, która z tej perspektywy
wygląda jeszcze dostojniej. Sliema to miasto (choć słowo „dzielnica” samo ciśnie się na usta) sklepów, kawiarni i nowych apartamentowców. Wzdłuż wybrzeża powstało wiele hoteli. Ich restauracje i baseny mieszczą się tuż przy morzu. W środku miasta można plażować i czerpać z wakacji pełnymi garściami. Jednak określenie „plażowanie” będzie użyte trochę na wyrost. Ręczniki rozkłada się raczej na gładkich, wypolerowanych przez fale skałach, a do morza schodzi po drabinkach jak do basenu. Nawet w środku Sliemy woda jest czysta i przejrzysta. Zwłaszcza w letnie wieczory „plaże” są pełne mieszkańców. Rozstawiają przenośne grille, otwierają wina. Najlepiej bawią się właśnie pod chmurką.
Spadek po Brytyjczykach
Od paru dni słychać w telewizji, autobusie i kawiarniach, że ma padać. Malta to wyschnięta i, poza krótkim okresem wiosny, prawie pozbawiona zieleni wyspa. Poszatkowana murami, które chronią pola przed wywiewaniem ziemi. Kraj słońca i wiatru, ale na pewno nie deszczu. Ten staje się więc tematem rozmów i wyczekiwania.
Pierwsze krople spadają, gdy z nabrzeża w Sliemie robię tysięczne już zdjęcie Valletty. W parę chwil deszczyk zmienia się w prawdziwą ulewę. Z fotografem, z którym nasze ścieżki przecinały się już od jakiegoś czasu, łapiemy się wzrokiem i biegniemy pod jeden z kawiarnianych parasoli.
Jak się okazuje przy paru kolejnych kawach, ma na imię Bob. Na Malcie mieszkał jako dziecko z tatą, brytyjskim żołnierzem. Były to czasy, kiedy wyspa należała jeszcze do Korony. Po Brytyjczykach Maltańczycy odziedziczyli zamiłowanie do piwa, futbolu i rugby, stojące do tej pory gdzieniegdzie czerwone budki telefoniczne, opuszczone koszary, z którymi nie wiadomo co zrobić, no i oczywiście drugi obok maltańskiego język urzędowy.
Fot. Shutterstock.com
W sezonie na kursy językowe przylatują tu rzesze Europejczyków. Nastolatki łączą przyjemne z pożytecznym – naukę ze zwiedzaniem, sportami wodnymi i oczywiście imprezami.
Z tych ostatnich słynie głównie Paceville będące częścią St. Julian's. To dzielnica pełna najróżniejszych barów i dyskotek, gdzie średnia wieku jest tak niska, że trzydziestolatki mogą poczuć się trochę nieswojo.
Bob wraca na Maltę co roku, aby odwiedzić kolegów z podstawówki, powspominać stare dzieje. Zawsze z aparatem przemierza uliczki przyklejonych do siebie miast. Patrzy, co powstało nowego, kto zbankrutował, a komu się udało. Które z kamienic doczekały się remontu, a które wciąż czekają na zmiłowanie.
Najmniej zmienia się oczywiście stara dobra Valletta. Choć i ona ostatnio nieco łagodniej broni się przed nowoczesnością.
Malta praktycznie
Lot
Na Maltę można dolecieć bezpośrednio liniami Wizz Air z Warszawy i Gdańska. Lot w dwie strony kosztuje ok. 400-500 zł.
Z biurem
Wycieczki na Maltę organizuje m.in. Konsorcjum Polskich Biur Podróży. Tydzień w hotelu ze śniadaniem kosztuje min. 1500 zł, www.rezerwujwakacje.com.pl. Wyjazdy organizuje też biuro Rainbow, www.r.pl.
Gozo
Świetnym pomysłem jest wycieczka na spokojniejszą i bardziej zieloną wyspę Gozo. Promy odpływają z terminalu Cirkewwa co ok. 45 min, rejs trwa ok. 20 min. Bilet w jedną stronę kosztuje 4,65 EUR, www.gozochannel.com. Terminal położony jest tylko 30 km od Valletty, ale przejazd może trwać nawet półtorej godziny.
Transport
Malta pokryta jest siecią linii autobusowych. Bilet na 1 przejazd kosztuje latem 2 EUR (od połowy czerwca do połowy października), a zimą 1,5 EUR. Pomimo niewielkich odległości czas przejazdu wydłuża się ze względu na korki. Lepiej unikać przejazdów w godzinach największego szczytu. www.publictransport.com.mt
Atrakcje
Malta to nie tylko miasta. Wielbiciele aktywnego wypoczynku przyjeżdżają tu, żeby nurkować. Zajrzyj do naszego przewodnika, żeby nie przegapić żadnej atrakcji Malty.