Jadąc w kierunku Oslo, nie mogliśmy uwierzyć, że droga, którą miesiącami planowaliśmy, wodząc palcem po mapie, właśnie zaczynała uciekać nam spod kół. Od Lofotów przez koło podbiegunowe i Drogę Trolli aż po Preikestolen – setki kilometrów malowniczych tras wijących się serpentynami wokół ośnieżonych szczytów i bajkowych fiordów. Pełnoletnim Peugeotem, z silnikiem o mocy niewiele większej od kosiarki ogrodowej, z psem na tylnej kanapie i bagażnikiem pełnym suchego prowiantu mknęliśmy naprzeciw przygodzie.
NA TEMAT:
Lofoty
Archipelag Lofotów przecina droga E10, której odcinek między mostem w Raftsundet a miejscowością Å nosi miano Narodowej Drogi Turystycznej, nadawane tylko najpiękniejszym norweskim trasom. Jednak, żeby odnaleźć prawdziwe perełki, warto porzucić główny szlak i zgubić się na wąskich szutrowych dróżkach. Tak trafiamy do ukrytej między fiordami rybackiej wioski Nusfjord (wstęp do niej kosztuje 50 NOK) i na iście rajską plażę Utakleiv.
Tak, Lofoty zdecydowanie najlepiej zwiedza się na czterech kółkach. Nawet wszechobecny zapach suszących się na żerdziach sztokfiszy nie przeszkadza nam w napawaniu się pięknem krajobrazu.
Fot. Shutterstock.com
Z Lofotów na południe Norwegii
Renifery, śnieg po pas i Mikołaj popijający grzańca w przydrożnym igloo. Tak wyobrażałam sobie koło podbiegunowe. Pierwszy raz mijaliśmy tę magiczną linię w Szwecji, jadąc na północ. Było szaro, buro i padał deszcz, a w przeciętnym barze z cegieł wiało pustką. Ponownie koło podbiegunowe przejeżdżamy, kierując się z Lofotów na południe Norwegii.
Tu sytuacja wygląda zgoła inaczej. Arktyczna Autostrada, zwana też krwawą drogą ze względu na ofiary, jakie pochłonęła jej budowa, wije się fragmentami pomiędzy ponaddwumetrowymi zaspami śnieżnymi. W maju. Skrzące się w słońcu bezkresne połacie śniegu i krystalicznie czyste niebo zapierają dech w piersiach. Chwilę później, gdy zjeżdżamy z ośnieżonych szczytów, robi się tak ciepło, że zdejmujemy kurtki i wystawiamy twarze do słońca.
Północna część Norwegii jest zdecydowanie rzadziej odwiedzana niż południowo-zachodnie fiordy. Szkoda, bo surowy krajobraz okolic lodowca Svartisen robi niesamowite wrażenie.
Drabina Trolli
Jedenaście serpentyn, średnie nachylenie 9%, zakręty o 180 stopni. Dwa dni po otwarciu Drabiny Trolli na sezon letni parkujemy samochód przy jedynym na świecie znaku drogowym „Uwaga: trolle” i krytycznie spoglądamy na pnącą się w górę nitkę asfaltu. Czy my w ogóle tam wjedziemy?
Nie pada, nie jest ślisko, tłoku nie ma, AC jest – próbujemy! I… po kilku minutach bezproblemowo docieramy na szczyt. Jest stromo, zakręty są ostre, ale nawierzchnia jest świetnie utrzymana, więc jeśli pewnie czujesz się za kierownicą, nie powinieneś mieć żadnych obaw i śmiało, aczkolwiek z wyczuciem, wciskać gaz.
Na szczycie zbudowano nowoczesne centrum turystyczne i niesamowitą platformę widokową wystającą nad przepaścią. W sezonie może tu być tłoczno, ale nas wita tylko hulający wiatr i zamknięte na cztery spusty budynki. Ku mojemu rozczarowaniu nie ma mowy o wejściu na pokrytą śnieżną czapą platformę. Mimo to nie możemy narzekać – mamy cały szczyt dla siebie i w spokoju cieszymy oczy niesamowitą panoramą jednej z najbardziej malowniczych norweskich dróg.
Fot. Shutterstock.com
Geirangerfjord
Najbardziej znany ze wszystkich fiordów przyciąga rzesze turystów. Rzeczywiście trudno odmówić mu uroku, tym bardziej jeśli zamiast standardowego rejsu promem turyści zdecydują się odkrywać jego walory na piechotę. Malownicze piesze szlaki są dobrze oznakowane, zróżnicowane pod względem stopnia trudności i – w przeciwieństwie do zatłoczonych pokładów statków – puste. Przechodzimy dwa szlaki, które rozpoczynają się na farmie Wsterås – do wodospadu Storseterfossen i na wierzchołek Løsta, po drodze mijając jedynie stada owiec.
Panoramę fiordu można podziwiać również bez wspinania się górskimi ścieżkami. W pobliżu są aż trzy platformy widokowe, do których dojedziemy bez trudu samochodem. Wszystkie przy drodze nr 63. Najbardziej spektakularna jest przy Ørnesvingen, jednym z zakrętów Drogi Orłów. Najtrudniej dostępna, bo otwarta tylko od czerwca do października, znajduje się na szczycie Dalsnibba, 1500 m n.p.m. My celujemy w najczęściej fotografowaną, przy Flydalsjuvet. Wisząca nad przepaścią skała, na niej ja i nasz pies Luśka, a pod nami olbrzymie promy, nie większe niż pudełka zapałek – taką fotkę muszę mieć!
Pełni zapału wybieramy się na poszukiwanie odpowiedniej perspektywy. Okazuje się jednak, że wykonanie zdjęcia wymaga bardziej stalowych nerwów, niż przypuszczaliśmy. Z trudem pokonuję lęk wysokości. Udaje się! Zdjęcie zajmuje honorowe miejsce, a Michał do dziś wspomina, jak balansował nad urwiskiem, żeby złapać jak najlepszy kadr.
Preikestolen
Widok śmiałków siedzących na krawędzi płaskiej jak stół skały, z nogami zwisającymi nad przepaścią, to chyba najbardziej charakterystyczna norweska widokówka. Na Preikestolen, ostatni punkt naszej trasy marzeń, prowadzi fragmentami stromy i grząski szlak.
Ani on, ani sam szczyt nie są w żaden sposób zabezpieczone. Martwię się, czy trasa nie będzie za trudna na psie łapy, ale moje obawy rozwiewają dwa jamniki, które spotykamy po drodze. – Dacie radę! – słyszymy od uśmiechniętych psiarzy z Holandii. Rzeczywiście, Luśka cały szlak pokonuje z łatwością – wspina się na skałki i odważnie stąpa po przesmykach nad przepaścią.
Po nieco ponad dwóch godzinach wędrówki docieramy na szczyt. Widok, który nam się ukazuje, wart jest każdej minuty marszu. Majestatyczna skalna ambona, pionowo wynurzająca się z Lysefjordu na długo pozostanie nam w pamięci.
Fot. Shutterstock.com
Informacje praktyczne
Norwegia samochodem
W Norwegii jeździ się wolno. Również ze względu na ograniczenie prędkości, ale głównie z powodu cudownych krajobrazów, stromych serpentyn i niestabilnej pogody. Pokonanie 100 km zajmowało nam 2-3 godziny.
Opłaty za drogi pobierane są automatycznie przez system AutoPass odczytujący tablice rejestracyjne samochodu. Przed wyjazdem numery tablic oraz karty kredytowej należy zarejestrować na stronie internetowej: www.autopass.no. Po minięciu pierwszego punktu opłat AutoPass zainkasuje 300 NOK i z tej kwoty będzie odliczał opłaty za kolejne odcinki. Po wyczerpaniu limitu system ściągnie kolejne 300 NOK. Niewykorzystane środki zwróci na kartę w ciągu 85 dni.
Koszty
Opłaty drogowe za trasę z Lofotów na południe wyniosły nas ok. 500 NOK. Trzeba również liczyć się z kosztami za przeprawy promowe. Fiordy wcinają się głęboko w ląd i czasem nie opłaca się poświęcać ani czasu ani paliwa na ich objechanie. 10-15-minutowa przeprawa kosztuje ok. 100 NOK.
Pies na promie
Podczas krótszych rejsów promami Luśka zostawała razem z nami w samochodzie. Na dłuższych trasach spędzała czas w specjalnym pomieszczeniu z klatkami dla czworonogów.