Czuć, że to kraniec. Światło, przestrzeń. Krzyki mew. Słony zapach oceanu. Niedaleko stąd wody Tagu rozpływają się w Atlantyku. Ogromna pustka, tysiące kilometrów, marzenie o tajemniczych wyspach, nieznanych lądach. Stoimy nad rzeką, na Praca do Comercio, największym placu w Lizbonie. Z trzech stron eleganckie, klasycystyczne fasady, równy rytm kamiennych arkad. Z czwartej – woda, ujście Tagu, za chwilę już ocean. Na cokole pomnika króla Józefa I groźny, szarżujący słoń. Obietnica czekającej gdzieś daleko przygody, odkryć, ale i ostrzeżenie – uważaj, tu kończy się Lizbona, kończy się Europa, a zaczyna nieznane.
NA TEMAT:
Lizbona - zwiedzanie zacznij od Baixy
Praca do Comercio to nie tylko kraniec, ale i początek Starego Świata. Za potężnym łukiem triumfalnym zaczyna się Rua Augusta, główny deptak Baixy. Ta uporządkowana dzielnica to urzeczywistnienie snów markiza de Pombal.
Ambitny minister panującego w połowie XVIII w. Józefa I marzył o Portugalii nowoczesnej, urządzonej racjonalnie, w duchu triumfującego wówczas oświecenia. W sukurs przyszedł mu niespodziewanie jeden z największych kataklizmów w dziejach kraju. W 1755 r., w dzień Wszystkich Świętych, potężne trzęsienie ziemi starło Lizbonę z powierzchni ziemi. Europejczycy przeżyli szok. Wielu modliło się żarliwie, obawiając się apokalipsy. Wolter w napisanym kilka tygodni później poemacie pytał, czy miłosierny Bóg dopuściłby do takiej tragedii.
Markiz de Pombal w gruzach stolicy dostrzegł szansę. Zanim jeszcze opadł kurz, wyrysował nową Lizbonę, nakreślił ogromne place, szerokie ulice, przy jednej umieścił warsztaty złotników, przy innej szewców. Powstała Baixa, pierwsza w Europie racjonalnie zaprojektowana dzielnica. Otwarta, przestronna, zapraszająca do wnętrza zalanymi słońcem placami na południowym i północnym krańcu. Nic dziwnego, że zawsze pełno tu turystów. Spacerują brukowanymi deptakami, przesiadują w ogródkach kawiarni i restauracji, oklaskują ulicznych mimów, muzyków i kuglarzy.
Nie brak ich też na Rossio. Prostokątny plac zamyka klasycystyczna bryła teatru, w niebo strzelają strumienie wody z okrągłej fontanny, otoczonej mozaiką z czarnego i białego bruku. Ład, elegancja, harmonia. Jedyną skazę starannie ukryto przed wzrokiem przechodniów. Z wysokiej kolumny spogląda na nich wcale nie król Piotr IV, jak oznajmia tablica na cokole, ale Maksymilian, XIX-wieczny cesarz Meksyku. Zanim pomnik zdążył dotrzeć na drugą stronę Atlantyku, ambitnego władcę zdetronizowano i rozstrzelano. Przedsiębiorczy lizbończycy uznali, że tak okazała figura z brązu nie może się zmarnować i uczcili nią własnego króla. Na wszelki wypadek postawili go wysoko, żeby nikt nie zauważył różnicy.
Żółty tramwaj – jedna z największych atrakcji Lizbony
Panujący w Baixy porządek to w Lizbonie wyjątek. Dolne Miasto – to właśnie oznacza nazwa dzielnicy – otaczają wzgórza, cały archipelag lizbońskich wysp. Każda z nich jest inna, ale łączy je jedno – wszystkie pokrywają labirynty wąskich uliczek, zaułków i schodów. Pod koniec XIX w. inżynierowie pobudowali w stolicy Portugalii zadziwiające kolejki linowo-szynowe. Po dziś dzień Elevador da Glória z mozołem wspina się stromą uliczką do Bairro Alto, od południa wzgórze szturmuje uwieczniony na setkach pocztówek Elevador da Bica. Niezgrabny wagonik Elevador da Lavra wywozi pasażerów do spokojnej dzielnicy Anjos.
W Lizbonie nie można przegapić przejażdżki żółtym tramwajem, fot. Shutterstock.com
Najbardziej śmiałym projektem była jednak linia tramwaju nr 28. Jego trasa była chyba największym wyzwaniem – nitka stalowych torów spina kilka lizbońskich wzgórz, ani na chwilę nie uciekając na płaski brzeg Tagu. Żółty wagonik rusza spod cmentarza Prazeres, mija ogromną kopułę bazyliki i korony tropikalnych drzew w parku na wzgórzu Estrela. Potem siedziba parlamentu w dzielnicy Sao Bento; zaczynają się pierwsze trudności, ciasne zakręty. Dalej przez Bairro Alto, ostro w prawo, zjazd do Baixy, w lewo, wreszcie płasko. Chwila na złapanie oddechu. Przed nami najtrudniejszy fragment – Alfama, najstarsza z lizbońskich dzielnic.
Wagonik skrzypi i trzeszczy, kurczowo trzymając się krętych szyn. Toczymy się powoli, tramwaj niemal ociera się o ściany domów, co chwila musimy chować ręce i głowy wystawione przez drewniane okna. Zgrzyt, hamowanie. Samochód na torowisku. Kierowca gdzieś zniknął, motorniczy dzwoni, ale jakby bez przekonania. I tak wie, że właściciel wróci dopiero, gdy załatwi, co ma do załatwienia. Stoimy. Pasażerom też się chyba nie spieszy. Wysiadamy, skręcamy w pierwszą lepszą uliczkę i znikamy w labiryncie Alfamy.
Lizbona - Bairro Alto warto zobaczyć nocą
Popołudnia w Lizbonie należą do Alfamy, ale wieczór i noc to czas Bairro Alto. Dzielnica ta także leży na wzgórzu, po drugiej stronie Baixy. Wjeżdżamy na górę Elevador de Santa Justa. Nieco posępna, stalowa konstrukcja to ewenement na skalę europejską – publiczna winda włączona w system komunikacji miejskiej. Wysiadamy wysoko ponad ulicami Baixy.
Bairro Alto to miasto na opak; ożywa dopiero o zmierzchu. Późnym popołudniem otwierają się bary i kluby, butiki z ciuchami vintage, jest nawet nocna księgarnia. Powoli pojawiają się przechodnie, najpierw pojedynczy, potem grupki. Parę godzin później, siatkę ulic między Rua da Misericordia a Rua da Atalaia wypełnia gęsty tłum. Z barów dudni reggae, salsa, samba, a piwo i cachaca leją się strumieniami.
Rano nie ma tu żywego ducha. Idziemy na Praca do Principe Real. Siadamy w cieniu niskiego, rozłożystego cedru, zamawiamy kawę. Nie spodziewamy się jeszcze, że za chwilę trafimy w mało znany, niezwykły zakątek Bairro Alto. W Jardim Botanico, lizbońskim ogrodzie botanicznym, tropikalne drzewa, pnącza i kwiaty rozbudzają marzenia o odległych krainach. To dobry moment, by udać się w miejsce, gdzie zaczęło się wiele niezwykłych wypraw.
Lizbona - co zobaczyć: dzielnica Belem
Dzielnica Belem leży kilka km na zachód od centrum. Na przełomie XV i XVI w. to właśnie tu znajdował się port, z którego na Atlantyk wyruszali portugalscy żeglarze – Bartolomeu Dias, odkrywca Brazylii Pedro Cabral czy słynny Vasco da Gama. Po ich karawelach nie ma dziś śladu. Wody Tagu omywają tylko samotną Torre de Belem, warowną wieżę strzegącą niegdyś wejścia do portu.
Bardziej imponującą pamiątką tamtych czasów jest ogromny klasztor Mosteiro dos Jerónimos – arcydzieło typowego dla ówczesnej Portugalii stylu manuelińskiego. Budowę sfinansowano po części z podatków, nałożonych na towary przywiezione przez Vasco da Gamę z Indii. On sam został tu pochowany. Spoczywa w masywnym sarkofagu, w mrocznym przedsionku kościoła. Świątynia jest ogromna. Z posadzki w górę strzela sześć potężnych filarów. Zupełnie jakby architekt chciał odtworzyć bezmiar odległych lądów, które Vasco da Gama odwiedzał podczas swej śmiałej wyprawy. Właśnie tu, w Lizbonie, na krańcu świata.