Nic otoczone niczym z kępą drzew pośrodku” – tak o Alentejo pisał portugalski poeta Fernando Pessoa, dodając kilka wersów później, że jeśli piekło istnieje, to właśnie je znalazł. Ja bez problemu wskazałbym kilka gorszych miejsc do życia, a Alentejo usytuował bliżej nieba. Szczególnie tego w gębie.
Życie kręci się tu wokół jedzenia. Na dzień dobry miejscowi uczą powiedzenia głoszącego, że „wszystko, co ważne, wydarza się przy stole”. Chyba mają rację, biorąc pod uwagę to, jak wiele czasu poświęcają celebrowaniu posiłków. Dwugodzinny obiad to standard, w końcu sjesta jest po to, by jeść, a jeść to cieszyć się życiem. Mieszkańcy innych regionów Portugalii patrzą na to z pewną dozą pobłażliwości i wyższości, wymyślając coraz to nowe dowcipy na temat legendarnego lenistwa mieszkańców Alentejo. Prawdopodobnie są jednak po prostu zazdrośni.
NA TEMAT:
Wino i oliwa – Alentejo od kuchni
Alentejo znaczy dosłownie „za Tagiem”. Zmierzając tu ze stolicy, musimy najpierw przejechać 17-kilometrowym, najdłuższym w Europie mostem przez Tag (port. Tejo), oddzielający region od Lizbony. Mimo że obejmuje on trzecią część powierzchni kraju, wciąż jest niedoceniany przez turystów. Ci masowo ciągną na samo południe, do Algarve, gdzie tłoczą się na plażach przed wielkimi hotelami, ściśnięci jak grillowane sardynki, albo na Maderę. W Alentejo w cenie jest raczej spokój i leniwe przechadzki szlakiem dobrego wina i kawy, a za hotele służą odrestaurowane zamki, klasztory, pałace i wiejskie posiadłości.
„Kępa drzew pośrodku”, o której wspomniał Pessoa, to dęby korkowe – są tu ich całe lasy. Z Alentejo pochodzi połowa światowej produkcji korka. To jeden z ważniejszych towarów eksportowych regionu – może dlatego, że przy jego wytwarzaniu nie trzeba się szczególnie napracować. Dębom, a właściwie spadającym z nich żołędziom, którymi żywią się czarne świnie, smak zawdzięcza również słynna wieprzowina, podawana z małżami jako carne de porco à Alentejana.
Korkiem można zatkać butelkę, jednak można też uszyć z niego sukienkę lub stanik. Jeśli komuś taka kreacja wydaje się zbyt ekstrawagancka, w lokalnym butiku do wyboru ma również korkową torebkę albo kapelusz. W smutnych czasach, gdy coraz więcej producentów win przerzuca się na syntetyczne zamknięcia do butelek, pomysłowi mieszkańcy Alentejo wylansowali modę na szykowne ciuchy z korka.
Leniwy poranek na uliczkach miasteczka Beja, fot. Jakub Rybicki
W gorącym i suchym klimacie poza dębami świetnie radzą sobie drzewa oliwne. Dla ich owoców nie trzeba wymyślać nowych zastosowań – popyt na oliwę trwa nieprzerwanie od starożytności. Tysiącletnie drzewa rosną jak gdyby nigdy nic przy posiadłościach ziemskich, z których wiele zostało przerobionych na komfortowe hotele. Na szczęście spadkobiercy latyfundystów nie przestali trudnić się rolnictwem. Jedząc kolację w jednym z tzw. hoteis rurais, mamy miłą świadomość, że widoczny przez okno strach na wróble strzeże winorośli, która obdarowała nas trunkiem, a oliwa, dodawana przez Portugalczyków chyba do wszystkiego, została wytłoczona z owoców drzewa rosnącego parę metrów dalej. Nie jest ono anonimowe – specjaliści z uniwersytetu w Vila Real oszacowali jego wiek na ok. 1300 lat. A to wcale nie najstarsze z kilku matuzalemów w okolicy.
Na oliwkach mieszkańcy Alentejo znają się jak mało kto. Inaczej było z winoroślą – jeszcze 30 lat temu tutejsze wina nie cieszyły się zbyt dobrą opinią. Sytuacja zmieniła się jednak diametralnie. Dziś zachwycają się nimi smakosze, a Poliphonia Signature 2008 zostało uznane cztery lata temu na konkursie w Brukseli za najlepsze wino świata. Nic dziwnego, że Portugalczycy przodują w rankingu spożywania trunku – ponad 42 litry na mieszkańca rocznie mogą przyprawić o zawrót głowy, zwłaszcza w porównaniu z 3 litrami na głowę statystycznego Polaka.
Plaże i klify idealne na spacer
Na krawędzi. Kolejnym przysmakiem cenionym przez mieszkańców Alentejo są ryby. Jesteśmy ciekawi, skąd trafiły na nasz stół, wyruszamy więc na poobiednią wędrówkę po klifach. Szlak Rybacki ma 120 km i wiedzie starymi, lecz wciąż używanymi ścieżkami rybaków. Stanowi część Rota Vicentina, sieci tras pieszych i rowerowych na wybrzeżu południowej Portugalii. Odcinek w okolicach Porto Covo, którym przyszło nam się przechadzać, jest spektakularny. Potężne klify opadają wprost do oceanu i żeby spojrzeć w dół, trzeba mieć naprawdę mocne nerwy. Tak jak wędkarze, którzy godzinami przesiadują na krawędzi z haczykami zanurzonymi w wodzie kilkadziesiąt metrów niżej.
Widoki ze ścieżki rybackiej nieopodal Porto Covo, fot. Jakub Rybicki
Tradycyjne zapytanie: „Jak biorą?”, nie jest jednak łatwe. Rybacy najwyraźniej stawiają sobie za punkt honoru dotarcie do jak najbardziej eksponowanego miejsca, a ryzyko chyba ich dodatkowo nakręca. Pogawędka z turystą i chwila dekoncentracji może słono kosztować – co roku kilku śmiałków nie wraca z wędkowania. Najczęściej zmywają ich potężne fale rozbijające się o skały. My na szczęście nie musimy się tego obawiać – szlak prowadzi w bezpiecznej odległości od krawędzi.
Atrakcje regionu Alentejo
Wybrzeże Alentejo w znacznej mierze pozostaje dzikie, w głębi lądu ludzie osiedlają się za to od bardzo dawna. Kompleks megalityczny w Almendres jest największy na Półwyspie Iberyjskim, a tutejszy krąg kamienny uważa się za starszy od słynnego Stonehenge. Na kilkadziesiąt głazów, rozsianych pośród – jakżeby inaczej – dębów korkowych i drzew oliwnych, natrafili dopiero w latach 60. badacze sporządzający mapę geologiczną Portugalii.
Promienie zachodzącego słońca padają na menhiry w Almendres od co najmniej 6000 lat, fot. Jakub Rybicki
Kolejny z zabytków Alentejo nie wymagał odkrycia. Świątynia Diany, jedna z najlepiej zachowanych pamiątek po rzymskim panowaniu na Półwyspie Iberyjskim, znajduje się w samym sercu wpisanej na listę UNESCO starówki Evory, stolicy regionu. Budowla została wkomponowana w wieżę średniowiecznego zamku i ocalała dzięki temu, że przez setki lat funkcjonowała w niej… rzeźnia. Taki stan rzeczy nie przeszkadzał najwyraźniej profesorom tutejszego uniwersytetu, drugiego najstarszego w całym kraju. Mieszkańcy słusznie są dumni z uczelni, ale i ona stała się bohaterką oklepanych żartów o regionie („Dlaczego uniwersytet w Évorze jest najlepszy na świecie? Bo przyjmuje Alenteżan, a wypuszcza inżynierów!”).
W Evorze zabytkowe domy są pomalowane na biało-żółto, fot. Jakub Rybicki
Wykpiwaną w dowcipach zazdrośników leniwą atmosferę najlepiej smakować nie w stolicy, lecz w ślicznych, silnie ufortyfikowanych miasteczkach na dominujących nad okolicą wzgórzach. Za najpiękniejsze uchodzi Monsaraz. Warto zostać na noc w rejonie, który (razem z pobliskim zalewem Alqueva) UNESCO uznało za pierwszy na świecie rezerwat nocnego nieba, czyli miejsce o wyjątkowo niskim zanieczyszczeniu światłem, idealne do obserwacji gwiazd. Stwarza to przede wszystkim wspaniałe możliwości dla fotografów, jeśli tylko – w przeciwieństwie do mnie – będą mieli siłę i motywację do pracy po kolejnym upalnym dniu zakończonym sutą kolacją. Bo Alentejo rozleniwia