Tu oficjalnie kończy się nasz kontynent. Ural, którego pasmo ciągnie się z północy Rosji aż po Kazachstan, wykorzystywali XVIII-wieczni myśliciele, wyznaczając wzdłuż niego wschodni kres Europy. Wśród nich był rosyjski żołnierz i historyk Wasilij Tatiszczew, któremu przypisuje się wytyczenie obecnej granicy kontynentów. Nas od zawsze ciekawiło, jak ten Ural naprawdę wygląda. Trochę kojarzy się z Bieszczadami. To zalesione pasmo o wysokości około 1000-2000 m, w najwyższych partiach nie ma jednak połonin, a zamiast nich górują nad lasami nagie skały. Pagórki uralskie są jednak zbyt niskie, aby stanowić faktyczną barierę kulturową i dzielić dwie odmienne cywilizacje. Granica kontynentów jest wyłącznie umowna, a życie po jednej i drugiej stronie wygląda podobnie. Gdyby nie porozstawiane co kilkadziesiąt kilometrów pomniki, nikt nie zauważyłby jakiejkolwiek zmiany. Przy monumentach zatrzymują się przejezdni, by zrobić obowiązkową fotografię; w szczególnie dobrym tonie jest odbyć w tym miejscu sesję ślubną. Legenda głosi, że nawet carowie zwykli zabawiać się, wznosząc jeden toast w Europie, a po chwili kolejny w Azji.
NA TEMAT:
1 Wärtsilä – Porosoziero
Świat, który znamy i rozumiemy, kończy się jednak nie na Uralu, lecz znacznie wcześniej – w chwili, gdy przekraczamy rosyjską granicę małym przejściem Wärtsilä, łączącym fińską i rosyjską część regionu zwanego Karelią. Nigdy przedtem nie zaobserwowaliśmy tak radykalnych zmian na tak małym odcinku drogi. Wszystko zmienia się nie do poznania w ciągu pięciu minut. Nowoczesna, zadbana, lukrowana Finlandia nagle przeistacza się w rozsypującą się, drewnianą krainę rodem z zeszłego stulecia. Trudno uwierzyć, że przed II wojną światową to także była Finlandia. Gdy po wojnie kraj ten musiał oddać ZSRR dużą część Karelii, wówczas należącej do niego w całości, kto żyw ewakuował się z terenów przyznanych sowieckiemu imperium. W rezultacie w rosyjskiej Karelii mieszka niewielki ułamek rodzimej, ugrofińskiej populacji, większość stanowią przesiedleni tu Rosjanie. Co zrobili z tym, co pozostało po Finach, możemy przekonać się zaledwie kilka metrów po przekroczeniu granicy. Starannie zaprojektowane fińskie domki, przejęte przez Rosjan, leżą dziś w gruzach, a na nich piętrzą się pokraczne obejścia, stawiane z byle czego, w pośpiechu i bez planu. Nie ma takiej rzeczy, której nie dałoby się zepsuć. Drogi pełne dziur, wszystko koślawe i zarośnięte krzakami, nigdy nie koszona trawa, w lasach ciągnące się po horyzont wysypiska śmieci. Boli też widok urokliwych, lecz bezpowrotnie niszczejących, często kilkusetletnich cerkwi, o które nie ma kto się zatroszczyć. Jak silnie kontrastuje taki obraz z pedantycznie zadbaną, dostatnią i szczęśliwą Finlandią! Gdy, będąc jeszcze po stronie fińskiej, siedzimy nad brzegiem jeziora, z pobliskiej wsi przyjeżdża na rowerze siedemdziesięcioletnia kobieta, po czym przebiera się w kostium i wskakuje popływać. – Niezwykle ciepłą wodę mamy w tym roku, nieprawdaż? – po wyjściu z wody zagaduje nas kurtuazyjnie swobodną angielszczyzną. Tymczasem po rosyjskiej stronie jej rówieśnice, odziane w zgrzebne spódnice i zakutane chustami, krzątają się w podupadających, ubogich domostwach, ledwo wiążąc koniec z końcem.
2 Porosoziero – Wasiljewskaja
Mimo to Rosja, od Karelii aż po Ural, podbija nasze serca. A to za sprawą żyjących tu ludzi. Rozklekotane gospodarstwa i obskurne postsowieckie blokowiska kryją najpiękniejsze ludzkie dusze. Nigdy dotąd nie spotkaliśmy się z takim natężeniem bezinteresownej gościnności i życzliwości. Zaczyna się zwykle tak samo. Po klasycznym zestawie pytań: skąd, dokąd, po co – a gdy rozmówcą jest mężczyzna: jaka pojemność silnika motocykli, ile palą na 100 km i ile kosztowały – pada zwykle „zachadzicie, czajku papijom”. „Czajku papijom” oznacza, że: – napijemy się herbatki; – zostaniemy nakarmieni tym, co gospodarz ma najlepszego; – popijemy ciut ciut gorzałki, koniecznie czystej, ale z umiarem (w opowieściach o ruskim piciu jest sporo przesady; nasi gospodarze zwykle alkoholizują się kulturalnie i oględnie); – zostaniemy na noc, często z opcją kąpieli w bani, czyli rosyjskiej saunie; – nazajutrz na drogę dostaniemy podarunek: pierożki, suszone ryby lub cukierki.
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu Podróże