Wszyscy mówili, że to cud. Samochody wyglądały jak po kasacji, powyginane, z powybijanymi szybami. Dachy aut czasem ledwo wystawały ze sterty kamieni. Kamienie wypełniały też wagoniki kolejki górskiej, która jeszcze chwilę wcześniej wwoziła turystów na Snilovské sedlo. Błotna lawina na parę godzin odcięła od świata wielu turystów i pracowników Chaty Vrátnej, woda zalała pobliską wieś Terchová, w potoki zamieniły się nawet ulice położonej prawie 30 km stąd Żyliny. To musiał być cud, że wszystkim udało się przeżyć.
NA TEMAT:
Ludmila pokazuje nam w telefonie zdjęcia zniszczonego schroniska, zwałów błota i kamieni, powyginanej blachy, która jeszcze niedawno była samochodem. Do Parku Narodowego Małej Fatry przyjeżdżamy niecały rok od katastrofy. Gdyby nie pracująca w schronisku Ludmila, nawet byśmy nie zauważyły, że coś jest nie tak. Auto zostawiamy na przestronnym parkingu, nowoczesną kolejką wjeżdżamy na wysokość 1524 m n.p.m. Dopiero z góry widać miejsca, którymi schodziły jęzory lawiny. Ludzie nadzwyczaj szybko poradzili sobie ze skutkami katastrofy, życie wróciło do normy, turyści bezpiecznie mogą wędrować po okolicznych szlakach. Przyroda potrzebuje na odbudowę nieco więcej czasu.
Spotkania zbójników
Granią wśród kosodrzewin idziemy na pobliski szczyt Chleb, skąd rozpościera się panorama na całą okolicę. Jak na dłoni widać Park Narodowy Małej Fatry. Łańcuch nie jest wysoki, najwyższe szczyty sięgają 1600-1700 m n.p.m. Nie w wysokościach tkwi jednak siła regionu. Z Chleba widać otwarte przestrzenie hal, szczyty po horyzont, wśród nich najwyższy w łańcuchu Wielki Krywań i uważany za najładniejszy Wielki Rozsutec. Patrzymy też na dachy Terchovej – serca Małej Fatry. Mimo pięknego słońca i wczesnej pory chcemy szybko zejść w doliny. Tam w najlepsze trwa impreza, szkoda byłoby ją przegapić. Skoczna, góralska muzyka z Terchovej laikowi może się wydawać podobna do innych karpackich melodii. Jednak to właśnie ją w 2013 r. wpisano na listę niematerialnego dziedzictwa UNESCO. Wykonywana tradycyjnie przez mężczyzn, nie uległa modom i wpływom z innych rejonów Karpat, do dziś gra się ją tak jak przed wiekami.
W Terchovej mają miejsce festiwale folklorystyczne inspirowane motywem słowackich zbójników. Oprócz koncertów muzyki tradycyjnej odbywają się wtedy spektakle, wystawy sztuki ludowej i biesiady. Najpopularniejszą imprezą, o charakterze międzynarodowym, są Janosikowe Dni (sierpień), w których uczestniczy 70 tysięcy widzów.
Wskazówka: Szlak na Wielki Rozsutec zamknięty jest od 15 listopada do 15 marca. To okres ochronny orłów przednich.
Smaki Małej Fatry
Najlepszym miejscem do próbowania regionalnych przysmaków wydaje się Salaš Zázrivá, położony już poza samą Terchovą. Z gorącej wody wyciągamy serową masę, rozciągamy ją na niteczki. Wrzucamy do zimnej wody, nawijamy na ramkę. Zanurzamy w osolonej wodzie. Zaraz gotowe będą serowe warkocze. W Salasie Zázrivá można nie tylko spróbować przepysznych ziemniaczanych pierogów czy słynnych haluszek z bryndzą i popić je serwatką, ale i samemu wziąć udział w produkcji regionalnych serków.
Niedaleko gospody, na zboczach Rozsutca pasą się owce.
W Terchovej istnieje minibrowar, gdzie warzone jest lokalne piwo Vŕšky (0,4 l – 1,5 EUR). Do niego można też zamówić tradycyjne przysmaki.
Janosikowe Diery
Przeskakujemy przez strumyki, wspinamy się po schodach z korzeni. Czasem trzeba iść na czworaka, czasem podciągnąć się za gałąź. W miejscach, gdzie wędrówka byłaby trudna lub całkiem niemożliwa, przygotowano mostki, drabinki i łańcuchy. Szlak wije się wąwozami, wśród skał i wodospadów.
Janosikowe Diery to najsłynniejsza z tras w Małej Fatrze, jedyna, na której robi się nieco tłoczno. Czasem przyspieszamy kroku, aby zgubić grupę turystów lub całą wycieczkę szkolną depczącą nam po piętach. W Dierach lepiej być samemu, docenić przyrodę, której nie zobaczymy na szlakach w Polsce. Dolne Diery dostępne są dla każdego, w Górne idą tylko ci, którzy nie boją się wysokości. Las jest tak gęsty, że w środku dnia panuje półmrok. Nic dziwnego, że w ciemnych, trudno dostępnych wąwozach z łatwością ukrywali się karpaccy zbójnicy.
Wskazówka: W Janosikowe Diery najlepiej wybrać się w piątek lub poniedziałek. W weekendy bywa tu bardzo tłoczno.
Słowacki Robin Hood
„Ponieważ grabił wraz ze swoimi towarzyszami, podburzał chłopów przeciwko panom, łamał boskie i świeckie prawa, skazany jest na powieszenie na haku za żebro. Taki los spotka wszystkich, którzy publicznie pochwalać będą przestępstwa Janosika albo w jakikolwiek sposób rozpowszechniać legendy o jego napadach” – na polanie pod Wielkim Rozsutcem zgromadziła się cała Terchová. Tu odbyła się egzekucja nasłynniejszego z karpackich zbójników. Tak było jednak tylko w filmie Paľo Bielika z 1963 r. W rzeczywistości stracenie miało miejsce w położonym niedaleko Liptowskim Mikułaszu. Pierwsze sceny z kultowego w Słowacji filmu (i do tej pory wciąż najbardziej kasowego w historii słowackiej kinematografii!) mogły się zdarzyć naprawdę. Chłopiec z blond czupryną wspina się po poszarpanych skałach wokół Terchovej. Każdy zakamarek zna jak własną kieszeń. Juraj Janosik rzeczywiście urodził się w Terchovej w 1688 r. Dopiero w latach 70. XX wieku ustami Marka Perepeczki przemówił po polsku z ekranów telewizorów. Słowacy zawsze jednak podkreślają, że swojego Robin Hooda tylko nam wypożyczyli, ale to ich Juraj, którego postać z czasem obrosła w mity i legendy. Dziś jest symbolem całego regionu.
Zbójecki Chodnik
Na Zbójeckim Chodniku cisza. Tym razem nie spotykamy nikogo, trasa nie cieszy się taką popularnością jak Janosikowe Diery. Po cudach poprzedniego dnia, zwieńczonego wejściem na Wielki Rozsutec, już nie spodziewam się kolejnych zaskoczeń. A jednak... Chodnik nie przypomina ani przestrzeni spod Krywania, ani bajkowych wąwozów. Za to ze szlaku widać skały o niezwykłych kształtach i długi na kilometr, a wąski czasem jedynie na 10 m wąwóz Tiesňavy.
W drodze powrotnej zabieramy autostopowicza. To Brytyjczyk, jego babcia pochodzi z Żywca i na parę dni wyrwał się z rodzinnego biesiadowania. Pokonywał te same szlaki co my, tylko Zbójecki Chodnik przegapił. – Szkoda, że Brytyjczycy w ogóle nie zdają sobie sprawy z tego, że takie miejsca w Europie istnieją! Nie wiedzą, co tracą! – wzdycha chłopak.
Zwłaszcza teraz, kiedy po błotnej katastrofie Mała Fatra szybko stanęła na nogi. Inwestuje się w nową infrastrukturę, stawia na ekologiczne rozwiązania. Ludzie z Terchovej czasem mówią, że lawina oprócz tragedii przyniosła też trochę szczęścia.
Mała Fatra praktycznie
Dojazd
Z Warszawy do Terchovej z krótkimi postojami jedzie się tylko 6 godzin. Z Krakowa i Katowic niecałe 3 godziny.
Gdzie spać
- Duży wybór hoteli i kwater prywatnych w Terchovej i Štefanovej w różnych cenach. Miłym i niedrogim miejscem jest pensjonat Mała Fatra – Jan Durko położony przy szlaku na Zbójecki Chodnik. Przestronne pokoje od 15 EUR za dwie osoby. Gospodarze także świetnie gotują, www.durko.sk.
- Bardzo dobrze położony (tuż przy wejściu na Janosikowe Diery!) jest Hotel Diery ze strefą wellness. Dwójka od 46 EUR, www.hotel-diery.pl.
- Najładniejszym i najbardziej luksusowym miejscem jest Hotel Rozsutec z basenem, strefą saun i restauracją ze świetnym widokiem. Dwójka od 90 EUR, www.hotelrozsutec.sk.
Co jeszcze robić w Małej Fatrze
- Warto wybrać się na wycieczkę rowerową po okolicy. Rowery wypożycza m.in. Jan Durko – 10 EUR za dzień.
- W centrum Terchovej znajduje się minimuzeum poświęcone Janosikowi i innym zbójnikom. Bilet 2 EUR.
- Warto wstąpić na chwilę do położonego naprzeciwko kościoła św. Cyryla i Metodego. Znajduje się tu urocza drewniana szopka wyrzeźbiona przez lokalnych artystów.
- Jesienią w Terchovej powstała 30-metrowa wieża widokowa z panoramą całej okolicy.