Ani kawałka prostej drogi. Szosa wije się, opada i wznosi w rytm wzgórz i kotlinek. Szorstką zieleń przecinają tu i tam jasne plamy skał. Dęby, buki, sosny są poskręcane, ledwie odrośnięte od ziemi. Ponoć to przez wiejącą tu zimą burję oraz wapienne podłoże, które jak sito przepuszcza skąpe deszcze w głąb ziemi. Co jakiś czas z zarośli wyłania się wieś. Domy z kamienia też stoją zbite w gromadę. Mają dachy z łupka i dziedzińce z ciężkimi bramami – dla ochrony przed wiatrem, ale chyba i wszechobecną dzikością.
NA TEMAT:
Z drogi wąskiej skręcamy w jeszcze węższą. Krajobraz nagle szlachetnieje, nabiera ogłady. Znikają skały i gąszcz. Wzgórza stają się łagodniejsze, soczyste łąki falują, na nich, niczym na sawannie, stoją pojedyncze drzewa, rozsiane tylko na pozór niedbale. Harmonia, jaką rzadko widuje się w naturze – bo całkiem naturalny ów pejzaż nie jest. Od ponad 400 lat pielęgnuje się go specjalnie dla lipicanów, jednej z najszlachetniejszych ras koni na świecie.
Lipicany
Wyhodowane w Lipicy ogiery służyły na dworze cesarskim w Wiedniu. – Habsburgowie kupili majątek w 1580 r. W tamtych czasach cenione były zwłaszcza konie hiszpańskie, na stadninę wybrano więc zakątek monarchii o klimacie i glebie najbardziej zbliżonych do iberyjskich – wyjaśnia Tina Cic, z którą spaceruję zabytkowym duktem. Drzewa w Alei Wiedeńskiej do dziś rosną w kępach po trzy – na pamiątkę, że trzyletnie ogiery właśnie tym traktem wyruszały w liczącą 500 km drogę do Wiednia.
– W czasach Habsburgów Lipica była zamkniętym, pilnie strzeżonym i samowystarczalnym miasteczkiem. Miała nawet własny kościół – Tina wskazuje wieżę pośród rozłożonych na wzgórzu zabudowań. – Ale na szczycie, w samym sercu posiadłości, stoi nie świątynia czy pałac, lecz stajnia. W końcu to konie są tu najważniejsze.
Conversano, Neapolitano, Favory, Maestoso, Pluto i Siglavy – portrety ogierów z sześciu klasycznych linii można zobaczyć w muzeum stadniny, a ich przedstawicieli w Velbancy, najstarszej w Lipicy stajni z 1703 r.
– Trzymamy tu część z naszych 30 reproduktorów. Każdego w osobnym boksie, żeby się nie gryzły – Tina otwiera kratę przy ścianie. – Favory Canissa, ten to ma temperament! Trudno było znaleźć sąsiada, którego by tolerował – przewodniczka głaszcze ogiera po szyi. W stajniach klaczy żadnych przegród nie ma. Żyją w stadach.
– Hodujemy je tak od czasów Habsburgów. Całe dnie swobodnie pasą się na łąkach, co rano trzeba je czyścić – Tina wskazuje stojącą pod dębem grupkę. Siwą sierść, znak rozpoznawczy lipicanów, przykrywa warstwa pyłu o typowym dla Krasu rdzawym odcieniu. – To ich naturalne umaszczenie. Konie uwielbiają się wybiegać i wytarzać – śmieje się Tina. Nawet te cesarskie.
Zamek w Predjamie
Zbój Erazm raz po raz łupił kupców z Triestu. W końcu namiestnik Kaspar Rauber osaczył go w zamku w Predjamie i chciał wziąć głodem. Czas jednak płynął, a Erazm nic sobie z oblężenia nie robił. Gdy po kilku miesiącach posłał atakującym pieczonego wołu i kosz czereśni, ci zwątpili. Nie wiedzieli, że załoga wbudowanego w grotę zamku zaopatrywała się w żywność jaskiniowym korytarzem.
Broniliby się bez końca, gdyby Rauber nie przekupił sługi Erazma. Ten dał znak oblegającym, kiedy herszt udał się do zamkowej toalety. Po roku i dniu oblężenia rozbójnik zginął trafiony z katapulty. Pocisk można do dziś podziwiać w niezwykłej twierdzy.
Jaskinie słoweńskiego Krasu
Szum narasta z każdym krokiem. Nagle za załomem wapiennej skały otwiera się widok. Oświetlona setkami lampek ścieżka wije się kilkaset metrów – w dal, jakiej nie spodziewam się w jaskini. Szlak wiedzie krawędzią podziemnego kanionu Reki i na most Cerkvenika, 50 m nad huczącymi kaskadami. W pionowych ścianach widać wąskie stopnie, które w XIX w. kuli pierwsi eksploratorzy Jaskiń Szkocjańskich. Nas wygodna ścieżka doprowadza do wylotu groty do Doliny Wielkiej. Muszę mocno zadrzeć głowę, by dostrzec niebo nad 150-metrowym urwiskiem. (www.park-skocjanske-jame.si)
Słowenia to laboratorium zjawisk krasowych – stąd wywodzi się sam termin i nazwy wielu formacji, jak polje (rozległa kotlina nad zapadniętą jamą). Nie brak również nacieków typowych dla jaskiń krasowych, np. w Postojnej, uważanej za jedną z piękniejszych grot Europy. Stalaktyty, stalagmity i draperie można podziwiać podczas jazdy podziemną kolejką lub tzw. wycieczki przygodowej. Eskapady w kombinezonach i kaskach, przy świetle czołówek, organizuje się też w jaskiniach Pivka i Czarnej czy pod zamkiem w Predjamie.
Słoweńska Toskania
– Ostatnio Kras wyrasta na słoweńską Toskanię. Mieszczuchów wabią tu stare domy z winnicami – opowiada Ales, z którym jadę do Stanjela. Średniowieczne miasteczko na wzgórzu kojarzy się z Włochami także ze względu na położenie i artystyczną atmosferę. Na zamku urządzono wystawę prac miejscowego malarza Lojze Spacala, galerie zwiedzamy też w kilku kamiennych domach.
Najbardziej niezwykłym dziełem są jednak ogrody zaprojektowane przez Maksa Sabatiniego. Architekt z włosko-słoweńskiej rodziny uczył się fachu u Ottona Wagnera, mistrza wiedeńskiej secesji. – Miał fantazję! – kręci głową Ales, gdy stajemy przy ozdobnej sadzawce. – Fontanna w sercu suchego jak pieprz Krasu!
Wina z doliny Vipavy
Barbera pochodzi z Piemontu, ale udaje się świetnie także na naszych glebach – Ingrid Saksida odkorkowuje butelkę czerwonego wina. W słoneczne popołudnie bardziej smakuje mi orzeźwiający biały zelen – szczep uprawiany wyłącznie w dolinie Vipavy. – Nigdy się go nie leżakuje – tłumaczy Ingrid.
Jej rodzina od pięciu pokoleń wyrabia trunki w miasteczku Zalosce: pinot gris, malvaziję, merlot, rebulę. Kto chce spróbować wszystkich, może zostać dłużej i rozbić namiot na tarasie przydomowej winnicy.
W niepozornej knajpce Marko, mąż Ingrid, na bazie lokalnych składników komponuje sezonowe menu: dzikie szparagi z suszoną szynką prsut, zupę pokrzywową, vipavskiego pstrąga. Godne mistrzów kuchni, bo dla własnego lokalu porzucił jedną z najlepszych restauracji w Słowenii. – Teraz gotuję, co mi w duszy gra – uśmiecha się.
Słoweński Kras praktycznie
Jak dojechać
Bezpośrednie loty z Warszawy do Lublany oferują LOT i Adria (od 500 zł w obie strony).
Gdzie spać
Na terenie lipickiej stadniny działa Hotel Maestoso (od 80 EUR/2 os. ze śniadaniem). www.hotel-maestoso.eu
Pokoje w typowym domu z Krasu i lokalną organiczną żywność oferuje Hotel St. Daniel w Stanjelu (od 83 EUR/2 os. ze śniadaniem). www.stdaniel.si
Za rozbicie namiotu w winnicy Vina Saksida trzeba zapłacić 10 EUR/os. Nocleg w 2-os. domku z kuchnią kosztuje od 80 EUR. www.vinasaksida.com
Co jeść
Jesienią zamówmy rozgrzewającą jotę, danie z kapusty, rzepy, ziemniaków i wieprzowiny. Warto wypatrywać gałązek zawieszonych na drzwiach gospodarstw – to znak, że odbywa się tzw. sela na Krasu i przez 8 dni można w danym miejscu spróbować domowych wyrobów. Kalendarz na: www.stanjel.eu.