Kiedy Philippe Cramer wrócił ze studiów w Nowym Jorku, na swe rodzinne miasto spojrzał z innej perspektywy. Banki, butiki, stateczni funkcjonariusze międzynarodowych organizacji, helwecki porządek i praworządność – jednym słowem nuda. To wtedy zrodził się pomysł, żeby gdzieś w okolicach centrum powstało zagłębie sztuki nowoczesnej, miejsce, które przyciągnęłoby wolne duchy, stworzyło przestrzeń dla kreatywności niemającej wiele wspólnego z księgowością.
Na Rue de la Muse w pobliżu Plaine de Plainpalais – skwerze, gdzie spotykają się skateboardziści, Philippe otworzył galerię sztuki użytkowej. W środku stoły, krzesła, lampy, wazy, naczynia: wszystko projektu firmy, którą prowadzi z siostrą.
– Zasada jest prosta: w naszych pracach wykorzystujemy elementy szwajcarskiej symboliki. Wszystko wykonane jest przez mój warsztat ze szwajcarskiego drewna, to taki leśny patriotyzm – opowiada.
Jego obecność i sukcesy na międzynarodowym rynku sztuki sprawiły, że do Quartier des Bains zaczęli sprowadzać się inni artyści. Dziś to prawdziwe skupisko awangardowej sztuki, z własnym przewodnikiem i mapą, która pozwala odnaleźć wszystkie muzea i galerie. Warto wejść do Mamco i Centre d’art Contemporain, które specjalizują się w sprowadzaniu młodych talentów z całego świata.
Po drugiej stronie jeziora
Po drugiej stronie jeziora, przy rue Sismondi mieści się pracownia młodej rosyjskiej artystki Natalii Solomatine, projektantki mody i nauczycielki akademickiej.
– Przyjechałam do Genewy, gdy miałam 12 lat. Moi rodzice pracowali w ONZ, a ja chodziłam do radzieckiej szkoły, w której przekonywano mnie o wyższości komunizmu nad kapitalizmem. Po lekcjach szłam nad jezioro pośród szczęśliwych ludzi i pełnych sklepów. Może dlatego nigdy na stałe nie wróciłam do Moskwy – wspomina.
Natalia podkreśla, że w Genewie ponad 40 procent mieszkańców to obcokrajowcy, nigdy więc nie czuła się tu obco. Nie musi się ruszać z tej okolicy – tuż obok znajdują się sklepy, restauracje i najlepszy klub w mieście L’Aiglon, w którym imprezy kończą się na barze, a zazwyczaj powściągliwi Szwajcarzy odkrywają w sobie rozrywkową duszę.
Mała Sardynia
Natalia lubi też jeździć do Carouge, jednej z dzielnic Genewy, która nie bez kozery nazywana jest małą Sardynią. Wystarczy przejechać kilka przystanków tramwajem, by znaleźć się w świecie małych uliczek z niewielkimi sklepikami, urokliwymi restauracjami oraz targiem ze świeżymi warzywami i owocami. Warto przejść się rue Saint Joseph – znajduje się tu sklep projektantki Mireille Donzé będącej chyba najlepszą znawczynią literatury polskiej w Szwajcarii.
– Kocham Kapuścińskiego, teraz zaczytuję się Stasiukiem. Nawet nie wyobrażasz sobie, jak my tu nie mamy pojęcia o nowej Europie – mówi w swoim ogrodzie, który znajduje się po drugiej stronie sklepu. Swój własny mały świat, z palmami w glinianych donicach, ma tu niemal każdy.
Carouge to także dzielnica sportowa – z pobliskiego Mount Saleve (już po stronie francuskiej) można podziwiać panoramę miasta z perspektywy paralotni. Na rzece L’Avre, która miejscami przypomina górski potok, organizowane są raftingi. Wszystko obok centrum najbardziej eleganckiego miasta w Europie.
Genewa – protestancki Rzym
Genewa jest miastem wypoczynkowym, luksusowym kurortem z dzikimi plażami. Dyplomaci i funkcjonariusze międzynarodowi wiedzieli, co robią, wybierając sobie to miejsce na swoją siedzibę.
Widać to dobrze na rue du Rhone: z jednej strony w krystalicznej tafli jeziora odbijają się witryny Chanel, Vuittona i Prady, tuż obok na betonowych ławkach pary piją wino, karmiąc wyjątkowo przyjazne łabędzie.
Jeszcze dalej, na kamiennym wybrzeżu, leży deska windsurfingowa, ktoś odpala motorówkę z przywiązaną do rufy liną, którą w rękach trzyma blondynka w bikini. A wszystko w cieniu monumentalnej katedry św. Piotra, w której nauczał Kalwin. W końcu Genewa to „protestancki Rzym”.
Fot. Shutterstock.com
Miasto jest owocem szwajcarsko-francuskiego mariażu, połączeniem helweckiego porządku i lekkości rodem znad Sekwany. Protoplastą Europy wielu narodów. Wyszła z tego fantastyczna, nowoczesna mieszanka.
Genewa – najbardziej demokratyczne miasto świata
– Dobrze tu się pracuje. Genewa mimo swojego mieszczańskiego charakteru jest jednym z najbardziej demokratycznych miast świata. Nie ma tu dzielnic emigrantów i bankierów, bogatych i biednych. Wszyscy żyją obok siebie, to niezwykle wartościowe – podkreśla Cramer.
Tę różnorodność widać na Bains de Paquis – kąpielisku w centrum miasta znajdującym się na nasypie, który ciągnie się 200 metrów w głąb jeziora. W pobliżu mieści się ogród botaniczny z ptaszarnią i szklarnią, małe zoo, wspaniałe rabaty kwiatowe oraz największe w Europie herbarium.
Wieczorem przed wejściem na plażę spotykają się urzędnicy korporacyjni, ze skórzanych toreb wyjmują butelki wina i siadają na murku przy promenadzie Wilsona i Mont Blanc. Między nimi kręcą się czarnoskórzy muzycy, młodzi chłopcy szaleją na BMX-ach. Rzeczywiście pełny egalitaryzm.
Tuż obok jest przystanek genewskich tramwajów wodnych, tak zwanych Mouette. To niewielkie, 60-osobowe łodzie, które łączą oba brzegi miasta; przy dobrej pogodzie można z nich podziwiać panoramę Genewy z górującym nad miastem najwyższym szczytem Europy – Mont Blanc.