Stoję przypięta do pilota, który jak dotąd nie dał mi żadnej instrukcji. Wiatr jest nieprzewidywalny, co chwila cichnie. Tandem przed nami podrywa się do biegu, paralotnia wypełnia się powietrzem, po kilku sekundach już lecą, ale niepokojąco nisko! Wszyscy wstrzymujemy oddech, gdy przelatują dosłownie kilkanaście centymetrów nad płotem... Fabrice lekko klepie mnie w ramię: – Teraz! Przebiegamy kilkanaście kroków i nagle ziemia ucieka spod nóg. Lecimy! Siedzę jak w wygodnym fotelu, nie było czasu na strach. Przed nami wyrasta urwisko. Delikatnie prześlizgujemy się tuż obok. W dole widzę serpentyny, którymi tu przyjechaliśmy z Interlaken. Fabrice buja paralotnią, czuję się jak na wielkiej huśtawce. Piętnaście minut mija jak kilka sekund i już jestem nad łąką, stopy dotykają trawy i miękko lądujemy.
Interlaken, Szwajcaria (fot. Maria Brzezińska)
Między jeziorami
Z lotu ptaka najlepiej widać bajkowe położenie Interlaken, miasteczka w szwajcarskim kantonie Berno. Jak sama nazwa wskazuje, leży „między jeziorami” Thun i Brienz, połączonymi ze sobą szmaragdowymi wodami rzeki Aare. Kiedyś oddzielała od siebie wrogie miasteczka: Unterseen na północnym brzegu i Aarmühle na południowym, które w 1891 r. zmieniło nazwę na Interlaken. Z czasem obie osady musiały dojść do porozumienia, zażegnać niekończące się spory dotyczące opłat za przeprawę czy praw do połowu ryb i połączyć swe siły jako... kurort u stóp gór. Nie byle jakich gór – na horyzoncie bieleją trzy potężne masywy: Eiger, Mönch i Jungfrau. Dziś turyści przyjeżdżają tu nie tylko dla górskich wycieczek, ale również po szybki zastrzyk adrenaliny – skaczą ze spadochronem, lecą na paralotni lub próbują sił w kanioningu.
Lot paralotnią daje perspektywę, a jazda rowerem pozwala bliżej przyjrzeć się miasteczku. Ruszamy z centrum nad rzekę Aare, a potem jedziemy jej brzegiem w stronę historycznego Unterseen. Na rynku koimy pragnienie wodą z górskich potoków, płynącą prosto z ukwieconej fontanny. Kiedyś stał tu tartak, a na placu składowano drewno. Rynek ożywa w sobotnie poranki, kiedy przyjeżdżają tu hodowcy pstrąga i sprzedawcy owoców i warzyw. Na obrzeżach miasteczka zajeżdżamy na farmę pełną „szczęśliwych krów”, jak nazywa je nasz przewodnik. Szczęśliwy kraj, myślę sobie, gdy obok widzę samoobsługowy sklepik z mlekiem i serami, w którym ufa się, że klient zawsze zostawi na blacie gotówkę za zakupy.
Informacje praktyczne
Wygodne rowery elektryczne wypożyczyć można w centrum Interlaken, w ofercie są także wycieczki z przewodnikiem (79 franków za 2-godzinną wycieczkę).
W Interlaken jest kilka firm oferujących loty na paralotni. Ja korzystałam z Paragliding Interlaken – 170 franków za 15-minutowy lot, 270 za 30-minutowy. Bus rusza z centrum Interlaken i wjeżdża 800 metrów wyżej, na Beatenberg (1350 m n.p.m.), skąd są loty.