SZWECJA

Laponia: Trekking wokół najwyższego szczytu Szwecji [Część I]

Joanna Szyndler, 24.10.2014

Trekking w Laponii

fot.: Sander van der Werf, shutterstock.com

Trekking w Laponii
Dni bez asfaltu, bez hałasu, bez zasięgu. Ruszamy na trekking przez dziką Laponię. W poszukiwaniu zorzy polarnej i reniferów.

Latem w Kirunie, leżącej ok. 150 km za kołem podbiegunowym w Laponii, zupełne ciemności nie zapadają nigdy. Zimą za to, w grudniu i na początku stycznia, słońce nawet nie wschodzi. Wtedy też średnia temperatura powietrza spada do minus 13 stopni C. W tak trudnych warunkach tak duże miasto nie powstałoby zapewne nigdy, gdyby nie złoża rud żelaza, wydobywanych w Kirunie i transportowanych do portu Narvik w Norwegii. Kirunę założono ze względu na żelazo. Największe złoża odkryto dokładnie pod centrum miasta – opłaca się dla ich wydobycia przenieść miasto o kilka kilometrów na północny zachód, a centrum wybudować od nowa. Nikt tu się nie buntuje, bez żelaza nie byłoby pracy, nie byłoby Kiruny, nie powstałaby też najsłynniejsza z tras trekkingowych w Szwecji – Kungsleden.

NA TEMAT:

Trekking przez dziką Laponię

Do ograniczonych do niezbędnego minimum ubrań i kosmetyków na miejscu dokładam to, bez czego podczas wędrówki obejść się nie da: namiot, butlę gazową z palnikiem, zapas jedzenia, termos, naczynia. Na plecach przybywa nagle 10 dodatkowych kilogramów. Kungsleden, czyli Trakt Królewski to trasa, którą dla turystki odkryto przy okazji transportu żelaza do Narviku. Dzisiaj ściągają tu miłośnicy trekkingu, gór i dzikiej przyrody, która jest największym walorem Laponii.

Najpopularniejszy odcinek traktu, z którym chcemy zmierzyć się i my, to 110 kilometrów z miejscowości Nikkaluokta do Abisko. Spać można w chatach oddalonych od siebie o odległość dziennego dystansu, czyli ok. 20–25 kilometrów. „Zawsze lepiej jednak brać namiot ze sobą, miejsca w schroniskach mogą być zajęte”, uprzedza Szwed Matt – alpinista i lokalny przewodnik. „Poza tym dwie osoby w Laponii to już tłum, lepiej rozbić się gdzieś na uboczu, sam na sam z przyrodą!”.

Lapoński fast food

Początek trasy nie zapowiada spektakularnych widoków. Przedzieramy się przez gęsty i monotonny brzozowy las. W końcu po około trzech godzinach marszu wychodzimy za linię drzew, aby wejść wprost na... Lap Donalda, lapońską wersję budki z fast foodem. Nad brzegiem jeziora sprzedaje się grillowane mięso renifera w bułce. Aby ulżyć jednak swoim plecom i sukcesywnie pozbywać się ciężarów, decyduję się na lunch liofilizowany – dziś w menu spaghetti bolognese w proszku. Matt wyjmuje z plecaka suszone mięso renifera, nadziewa kawałki na finkę i wkłada wprost do ust. To twardziel o wyglądzie strażnika Teksasu, który nie używa zbędnych słów. Naszą rozmowę o wegetarianizmie i wymianę liofilizowanych obiadków kwituje: „Wiecie, którzy z rdzennych Lapończyków są wegetarianami? Ci, którym nie uda się upolować renifera!”.

Zorza polarna w Laponii

Kebnekaise o wysokości 2117 m n.p.m. to najwyższy szczyt Szwecji, to także nazwa pierwszej stacji górskiej, którą mijamy na trasie. I dopiero od tego momentu zaczynam tak naprawdę cieszyć się wyprawą. Idziemy przez otwarte przestrzenie Laponii, wiszące mostki pozwalają przejść nad strumieniami. Czasem trasa prowadzi po równych wydeptanych ścieżkach, innym razem trzeba skakać po kamieniach. Co pewien czas wyciągam telefon, próbując połączyć się z Polską. „Zapomnij o cywilizacji!”, uprzedza Matt, „najbliższy zasięg w Abisko”.

Wędrujemy doliną między lodowcami, niekiedy udaje mi się dojrzeć w oddali stado reniferów. Najbardziej niesamowite momenty dni to jednak wieczory. Zimą w Laponii zobaczyć można zorzę polarną, ale lato też oferuje atrakcje. Choć romantyczne opisy przyrody nie są moją mocną stroną, to muszę przyznać, że to, co się dzieje na lapońskim niebie w trakcie zachodów słońca, jest niesamowite. Róże, czerwienie i pomarańcze zorzy polarnej płynnie przenikają się, a gdy spektakl kończy się po jednej stronie nieba, zaraz zaczyna się po przeciwnej. Zorzę polarną można podziwiać godzinami. Tutaj wszystko odbywa się bez pośpiechu.

Pierwsza noc w Laponii

Matt miejsce na obozowisko wybiera bardzo skrupulatnie. Po pierwsze musi być osłonięte od wiatru, najlepiej przez wzniesienie lub głaz. Nie można jednak wybrać miejsca w obniżeniu terenu, po deszczowej nocy moglibyśmy obudzić się w kałuży. Teren musi być suchy i najlepiej, by kolacji z proszku towarzyszyły świetne widoki. Niezbędna jest także bieżąca woda w postaci strumienia. Higiena osobista to jedno z największych wyzwań podczas trekkingu w Laponii. Tutaj wybór pomiędzy lodowatą wodą (Mattowi niestraszną), a brudem przestaje być oczywisty. Dobrem na wagę złota okazują się wilgotne chusteczki.

Trzeciego dnia, po 13-godzinnym marszu i przejściu najwyższego punktu na trasie (Tjaktja o wysokości 1150 m n.p.m.) nie mam siły na nic. Na Trakcie Królewskim nie ma dużych różnic wysokości, nie zdobywa się spektakularnych szczytów. Na wędrówkę może wybrać się każdy, dostosowując tempo i długość marszu do swojej kondycji. Mnie 13 godzin marszu dało się we znaki. Nie mam nawet ochoty na sproszkowane chilli con carne. Ktoś jednak przynosi mi wiadomość, że w bazie Alesjaure, w pobliżu której rozbiliśmy obozowisko, jest telefon satelitarny. Minuta kosztuje 20 zł. Biegnę. Wszyscy patrzą na mnie jak na wariatkę.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.