Widziałeś jej kask? – Bodil wskazuje mijającą nas rowerzystkę. Odwracam głowę, ale wśród zieleni migają mi tylko spięte w koński ogon włosy. Po chwili jedzie kolejna. Przyglądam się uważnie, ale znów widzę tylko nienagannie ułożoną fryzurę. Żadnego plastiku, styropianu, nic. – Zwróć uwagę na kołnierz. To Hövding – podpowiada przewodniczka. Niewidzialny kask. W razie wypadku uruchamia się automatycznie i otula głowę jak poduszka powietrzna. Przypominam sobie, że kilka lat temu widziałem go w Budapeszcie. W gablocie, na wystawie designu, prezentowany jako rzadki okaz z przyszłości. W Malmö nikt nie robi z niego sensacji. Ot, jeden z elementów codziennego stroju na rower. I jeden z wynalazków, które tu opatentowano.
NA TEMAT:
Adres: wystawa
Zaczynamy tradycyjnie – od początków. W muzeum w zamku Malmöhus słuchamy, jak Eryk Pomorski nadał miastu herb. Na placu Stortorget oglądamy XVI-wieczną kamienicę burmistrza Jörgena Kocka i konny pomnik Gustawa X, który w 1658 r. przyłączył Skanię do Szwecji po kilkuset latach duńskiego panowania. Przechodzimy obok rzeźby XVIII- -wiecznego kupca Fransa Suella, któremu miasto zawdzięcza port, i gotyckiego kościoła św. Piotra. Ale myślami jesteśmy już gdzie indziej. Malmö to jedno z tych miejsc, gdzie najbardziej fascynuje przyszłość. „Przyszłość” rozciąga się po północnej stronie centrum i ciągle rośnie. Nie jest już taka młoda, narodziła się w 2001 r. W Malmö odbyła się wtedy wystawa mieszkaniowa. – Ten budynek zdobył największe uznanie architektów – Anna zatrzymuje się przed białą fasadą z mozaiką poziomych i pionowych okien. Przeszklony apartament na rogu wygląda jak futurystyczna latarnia morska. Zwiedzającym bardziej spodobał się sąsiedni, z balkonami wychodzącymi na promenadę nad cieśniną Sund. To reprezentacyjna część Bo01, zalążka eksperymentalnej dzielnicy Västra Hamnen.
– Klas Tham, główny architekt Bo01, zaprojektował wzdłuż brzegu ciąg jasnych kilkupiętrowych budynków. Osłaniają osiedle od wiatru, a kolorystyką nawiązują do bałtyckich pejzaży – tłumaczy Anna, a my, jak na miasto przyszłości przystało, podążamy za nią na rowerach. Aut nie widać. Deptakiem przechadzają się piesi, sporo osób rozsiadło się na drewnianych stopniach opadających ku wodzie. Jedni przyszli z winem i kieliszkami, inni zdejmują ubrania i zanurzają się w morzu. Gdy skręcamy w uliczkę odchodzącą od nabrzeża, mija nas para w białych szlafrokach i klapkach. Wyszli prosto z domu na popołudniową kąpiel w Sundzie. W głębi lądu klimat zmienia się w mgnieniu oka. Wąskie uliczki wiją się to w lewo, to w prawo, nad kanałem szeleszczą trzciny, domy są niskie i kolorowe. – Każdy został zaprojektowany przez innego architekta. Jedni budowali z cegły, inni z drewna czy kamienia. Chodziło o to, by uniknąć monotonii – opowiada Anna.
– Thama zainspirowały małe skandynawskie miasteczka. Chciał odtworzyć w mieście ich prowincjonalną atmosferę – dodaje. Wyłamuje się z niej tylko Turning Torso, blisko 200-metrowy, najwyższy w Szwecji wieżowiec projektu Santiago Calatravy.
Znów okazuje się jednak, że tego, co najważniejsze, nie widać na pierwszy rzut oka. – Bo01 jest samowystarczalna pod względem energetycznym – mówi z dumą Anna. Zasilają ją przybrzeżna farma wiatrowa, panele słoneczne na dachach, instalacja geotermalna i biogaz wytwarzany z odpadków zasysanych przez próżniowe tuby, które wystają z ulic niczym zakrzywione kominy statków. Domy wyposażono w izolację ograniczającą straty ciepła
***
Cały tekst Bartka Kaftana przeczytasz w dodatku "Podróży" - "Skandynawia".