W opinii mieszkańców Europy Zachodniej Budapeszt to rewelacyjne miejsce na... wieczór kawalerski. Tłumy Brytyjczyków i Niemców lądują tu, by godnie spędzić ostatnie chwile przedmałżeńskiej wolności. Godnie zawsze oznacza "na gazie" i w licznych klubach, w których półnagie tancerki na stołach, ławach i specjalnych rampach wyginają zgrabne ciała w rytm najnowszych i najpopularniejszych didżejskich setów.
Budapeszt: przewodnik po klubach nocnych
Największym atutem budapeszteńskich klubów jest bez wątpienia ich wszechstronność. W zasadzie każdy można dobrze się zabawić, zjeść, porozmawiać przy kawie, niekiedy zobaczyć ciekawą wystawę młodych twórców. Większość zamykana jest dopiero o świcie. Świetny klimat klubów już dawno docenili znani didżeje z całego świata. Grają tu nie rzadziej niż w Amsterdamie, Londynie czy Paryżu.
A jeśli już o snobistycznej stolicy Francji mowa - w przeciwieństwie do niej Budapeszt posiada jeszcze jeden atut, który zawdzięcza przede wszystkim swej burzliwej historii, mieszance wpływów różnych nacji i naturalnym wypływom wód termalnych. To one uczyniły z miasta największe kąpielisko w Europie z 123 źródłami wód termalnych. Zestaw doskonały. Nocne kluby i spa wydają się idealnym, wręcz intuicyjnym połączeniem. Po całonocnych szaleństwach, w takim chociażby A38, uznawanym za kulturalną stolicę miasta najmodniejszym klubie, który znajduje się na przerobionej ukraińskiej barce transportowej zacumowanej na Dunaju, gdzie grają takie gwiazdy, jak DJ Krush, Einstürzende Neubauten czy Tomasz Stańko, nie ma nic lepszego niż kilka godzin w ciepłej wodzie o leczniczych właściwości.
Zabawa na festiwalu Sziget w Budapeszcie, fot. shutterstock.com
Nim jednak dotrzemy do term - a te trzeba zwiedzać z mapą, bo jest ich tu zatrzęsienie - warto zużyć trochę energii. Chociażby w Alcatraz, klubie, który dzięki kreatywnym menedżerom jest jednym z najlepiej prowadzonych lokali w mieście. Urządzony w więziennym stylu gości VIP-y sceny muzycznej, najlepszych europejskich didżejów, traktując zgromadzonych więźniów dobrej zabawy klimatami hiphopowymi, drum'n'bassowymi czy breakbeatowymi.
Jeszcze bardziej ekskluzywny, w weekendy pełen celebrities i modnych Węgrów, jest klub Home. To jeden z największych lokali w mieście, gdzie w ciągu wieczora bawi się ponad 2 tysiące osób. Taras na świeżym powietrzu to świetne miejsce na złapanie oddechu przed kolejnym setem didżejskim i powrotem na parkiet. Tutaj naprawdę trzeba bywać!
Odrobinę ciekawszą propozycją może być wieczór w klubie Colosseum, gdzie w dwóch salach warto zacząć zabawę dopiero późną nocą. Grają tu techno house, trance i goa, co daje gwarancję przedniej, pełnej energii zabawy.
Alternatyny klub Szimpla w Budapeszcie, fot. shutterstock.com
Podobnie jak latynoskie rytmy grane w Trocadero Café czy rhythm'n'blues w Café Mediterranean - dwóch nieco mniejszych, ale równie dobrych budapeszteńskich lokalach. Próby odtworzenia klimatu Berlina lat 30. podjęli się włodarze Club Seven znajdującego się w piwnicach kamienicy. Czy im się udało? Warto sprawdzić samemu. Faktem jest, że scena kabaretowa o nieco erotycznym zabarwieniu, jazzowe koncerty po części w ten klimat wprowadzają. Wejście do klubu przypomina zaś witrynę małej kawiarenki. Jednak po pokonaniu kilku stopni w dół otwiera się widok na bar, średniej wielkości parkiet i scenę. Gorące noce - i to dosłownie - kończą się tu często grupowymi tańcami na barze, notabene oferującym całkiem spory wybór drinków.
Relaks w SPA w Budapeszcie
Po całonocnych szaleństwach warto odpocząć w chilloutowym klimacie budapeszteńskich spa, których zalety ponad 2 tysiące lat przed brytyjskimi kawalerami docenili Celtowie. Z początkiem I wieku osiedlili się nad brzegami Dunaju, zakładając osadę Ak-Ink, w wolnym tłumaczeniu "obfita w wodę". Niespełna sto lat później przybyli Rzymianie i przekształcili osadę w Aquincum - pełne przepychu miasto z licznymi amfiteatrami, pałacami i co najważniejsze - miejskimi łaźniami, które prócz legionów odwiedzali nawet schorowani mieszkańcy Rzymu. Ogromne pragnienie czystości, towarzystwa, wypoczynku w gorącej parze i zdrowia połączyły rzymskich najeźdźców z późniejszymi o ponad tysiąc lat dzikimi hordami Turków - architektów wodnego sukcesu Budapesztu.
Dziś w setkach łaźni, basenów i saun mieszają się oryginalnie brzmiący język węgierski z najróżniejszymi językami tysięcy turystów z całego świata, którzy prócz Baszty Rybackiej, Mostu Łańcuchowego i nocnych klubów docenili atuty największego spa w całej Europie. Wesołe opowieści z minionego wieczoru przerywają tu salwy gromkiego śmiechu, a nieco zamglony wzrok zagranicznych gości podąża w ślad za odbitymi na kamiennych podłogach mokrymi stopami zgrabnych budapesztenek.
Budapeszt. Impreza w łaźniach Lukács Fürdő, fot. shutterstock.com
Regeneracji świetnie zażywa się też w kompleksie Király Gyógyfürdő. To jedna z najciekawszych pod względem historycznym i jednocześnie najspokojniejszych łaźni - w pozostałych nie będzie już tak cicho. Powstały w 1565 roku zespół basenów jest turecką perłą pośród budapeszteńskich term. Z daleka przypomina meczet. Ośmiokątny basen pokrywa kopuła zwieńczona półksiężycem, a z maleńkich świetlików wpada do środka skąpe światło, tworząc malownicze smugi i oświetlając postaci siedzące na ławkach usytuowanych w otaczających basen wnękach.
Zgoła inną atmosferę oferuje kąpielisko Szent Lukács Fürdő, którego historia sięga XII wieku, kiedy zakonnicy prowadzili tu szpital. Dzisiaj baseny termalne usytuowane są w bezpośrednim otoczeniu zabytkowych kamieniczek i siedząc w środku, ma się nieodparte wrażenie przebywania na dziedzińcu starej warszawskiej kamienicy.
Budapeszt. Partia szachów w łaźniach Széchenyi Gyógyfürdő, fot. shutterstock.com
Z inną budapeszteńską łaźnią - kompleksem Gellért Fürdő - związana jest historia o cudownych właściwościach bijącego tam źródła. Ciężko z tym dyskutować, skoro prawie od stu lat kuracjusze pozostawiają liczne tabliczki przybijane do murów, zaświadczając na piśmie o aktach ozdrowienia. Z wodą cieplejszą od wszystkich okolicznych term już w XV wieku Gellért Fürdő cieszyło się renomą, która z początkiem XX wieku zmieniła się w modę graniczącą z szaleństwem. Baseny z leczniczymi wodami oraz pływackie, w tym jeden z pierwszych w Europie ze sztuczną falą, sprawiły, że w latach 30. minionego wieku kompleks czynny były nawet w nocy. A kiedy uruchomiono jacuzzi, zainteresowanie sięgnęło zenitu. Dzisiaj to jeden z najdroższych i najbardziej ekskluzywnych kompleksów basenowo-leczniczych w Budapeszcie, odwiedzany przez gwiazdy kultury i polityków.
Nie tak drogim, ale za to jednym z największych kompleksów spa w Europie jest wybudowany w 1881 roku, położony na Wyspie Małgorzaty Széchenyi Gyógyfürdő. Pobyt tu do złudzenia przypomina zwiedzanie muzeum. To istnie dzieło sztuki z niesztampowej urody mozaikami, licznymi scenami z mitologii greckiej i rzymskich, rzeźbami, ozdobnymi portalami, barokowymi i neoklasycystycznymi wnętrzami. Największym atutem Széchenyi Gyógyfürdő - prócz 15 basenów - jest jego rodzinny charakter: baseny są wspólne dla kobiet i mężczyzn. Jest wymarzonym miejscem na aktywne i zdrowe spędzenie całego dnia, i to niezależnie od pory roku. Z końcem lat 90. ubiegłego wieku kompleks został przebudowany i zmodernizowany - przybyły urządzenia znane w zachodnich spa - sauny, jacuzzi, systemy do hydromasażów i nowy system filtracji wody.
Węgry nie zasypiają gruszek w popiele - Budapeszt od wielu lat pretenduje do miana kulturalnej stolicy tej części Europy. Kusi zasłużoną opinią największej dyskoteki nowej Europy, modernizuje kompleksy spa, które wcale nie ustępują jakością tym najnowocześniejszym w zachodniej Europie, niejednokrotnie przewyższając je bardzo atrakcyjną ofertą zabiegów leczniczych a także rehabilitacyjnych. To w końcu właśnie Budapesztowi przyznano w latach 30. ubiegłego wieku tytuł "City of Spa".