Wąskie, dziurawe chodniki. Wszechobecna, historyczna kostka brukowa sampietrini. Brak podjazdów i obniżeń tam, gdzie powinny być. Dużo schodów – dosłownie i w przenośni. Niestety Rzym nie jest łatwy do zwiedzania. Zwłaszcza dla osób niepełnosprawnych. Ale trudny nie oznacza niemożliwy.
To ogromne miasto – właściwie jeden wielki zabytek. I pomimo całego piękna i klimatu, mnóstwo w nim miejsc kompletnie nieprzystosowanych dla osób poruszających się na wózkach inwalidzkich. Trzeba więc jakoś sobie radzić.
NA TEMAT:
Podróżuję na wózku elektrycznym o dość dużych gabarytach (ale pamiętam czasy, gdy jeździłem też na mniejszym, manualnym). Ten obecny waży, bagatela, sto pięćdziesiąt kilogramów. I nie da się go, ot tak, unieść. Wszelkie wąskie drzwi i wysokie progi są dla mnie przeszkodą nie do pokonania. Muszę wówczas szukać objazdu.
W Rzymie miałem problem z jazdą po chodniku. W wielu miejscach wolałem przeciskać się pomiędzy samochodami, skuterami i autobusami. Może i te manewry były ryzykowne, ale do odważnych świat należy. Czasem mój asystent musiał niemal kierować ruchem, żebym mógł szybko przemknąć ulicami. Co przeżyłem, to moje.
Podczas moich podróży częstą przeszkodą są krawężniki. Jeśli nie mają obniżonej krawędzi, nie sposób na nie wjechać. Ale udało mi się znaleźć na to patent. Zdobyłem małe aluminiowe podjazdy, które przyczepiam do wózka tuż obok plecaka i które podróżują ze mną po całym świecie. Ten pomysł niejednokrotnie uratował mnie przed mozolnym poszukiwaniem możliwości wjazdu na krawężnik lub do jakiegoś pomieszczenia. Nie inaczej było w Rzymie.
Na lotnisku
Wybrałem się do Wiecznego Miasta samolotem z Kopenhagi. Zwiedziłem już kilkanaście krajów i przygotowania do kolejnych podróży wyglądają podobnie. Zwykle szukam w internecie najtańszych lotów, oczywiście w interesujących mnie terminach. Zabieram ze sobą duży elektryczny wózek, preferuję więc bezpośrednie loty, by uniknąć ewentualnych problemów z moim prywatnym środkiem lokomocji.
Tymże wózkiem dojeżdżam zawsze wprost pod drzwi samolotu i dopiero wtedy zabierają go na bagaż (tym samym samolotem). Zachodzi bowiem obawa, że podczas międzylądowania, gdy mamy dość ograniczony czas, mogliby z wózkiem nie zdążyć. Tym bardziej, że prawie zawsze jest z nim mały problem (na tę okazję mam już przygotowane specjalne zdjęcie wraz z opisem, gdzie znajdują się jakie wyłączniki; to bardzo usprawnia pracę, a i oszczędza mi stresu). Co by było gdyby wózek przez pomyłkę poleciał gdzie indziej? Wolę nawet nie myśleć.
Wesprzyj kolejną wyprawę Rullamana! Szczegóły >>>
Ze względu na mój wózek sam proces wysiadania z samolotu często bardzo się przedłuża. Po rozładunku zabierają go w miejsce, gdzie odbiera się bagaż nadmiarowy. Nie mogę siedzieć na innym wózku (takim zwyczajnym, lotniskowym), więc jest wtedy problem, żeby mój wózek z powrotem wrócił wprost pod drzwi samolotu – gdyż jest on jakby już „poza granicą”. Tutaj akurat nie było problemu i wózek czekał od razu przy samolocie.
Jak dostać się do miasta?
Musiałem też zastanowić się, co dalej – już po wyjściu z docelowego lotniska. Na moje rzymskie wakacje miałem przygotowane dwa pomysły: pociąg do centrum lub taksówka. Wszystko z opcją przystosowania dla osób niepełnosprawnych.
Wybrałem drugi sposób. Wylądowaliśmy dość późno, nie chciałem po nocy kombinować z pociągiem i dalej w centrum „iść pieszo” do hotelu. Podróż pociągiem zostawiłem sobie na powrót.
Duże korporacje taksówkowe w Rzymie posiadają w swojej ofercie samochody przystosowane do przewozu osób na wózkach (korzystałem z www.3570.it). Taką taksówkę zamawia się przez telefon i kosztuje ona tyle samo co zwykła. Z uwagi na mój słaby angielski i zupełny brak włoskiego poprosiłem asystentów lotniskowych (tak, tych, którzy pomagali mi wysiąść z samolotu), aby zamówili dla mnie transport. Zrobili to bardzo chętnie i nawet poczekali ze mną przed lotniskiem aż taksówka przyjedzie.
Ta bez problemu zawiozła nas pod same drzwi hotelu. Ale tutaj pojawiło się malutkie zdziwienie. Do hotelu prowadzi bowiem mały stopień i musiałem używać swoich aluminiowych podjazdów, o których wspominałem wcześniej. Hotel, który wybrałem za pośrednictwem jednego z serwisów rezerwacyjnych, miał być w pełni przystosowany dla osób niepełnosprawnych. Niestety w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Muszę przyznać, że jeśli chodzi o nocleg, często się rozczarowuję.
Przed podróżą sprawdziłem, że w Rzymie nie będę mógł się poruszać metrem – nie jest ono wystarczająco przystosowane.
Zwiedzanie Rzymu na wózku inwalidzkim
Nie będę się tutaj rozwodził nad poszczególnymi atrakcjami Rzymu. W swoich relacjach z podróży skupiam się głównie na tym, co powinien wiedzieć zwiedzający wózkowicz. Nie chciałbym więc pisać np. o historii Koloseum, ale o tym, jak zwiedzić symbol starożytnego Rzymu, poruszając się na wózku.
Zatem – jak wyglądają najsłynniejsze rzymskie atrakcje z perspektywy wózka?
Watykan
Trzeba przyznać, że Watykan jest świetnie przygotowany na potrzeby osób z niepełnosprawnością. Już od przekroczenia jego granic można liczyć na pomoc obsługi, która prowadzi niepełnosprawnych turystów jak po sznurku.
Powierzchnia, po której się poruszamy, jest bardzo równa. Wszędzie są podjazdy. Toalety również nie stanowią problemu, są przestronne (jednak jeśli chodzi o ogólne przystosowanie takich przybytków w Rzymie, to niestety jest z tym kłopot; można tylko liczyć na WC przy głównych atrakcjach turystycznych lub w niektórych restauracjach).
W Watykanie zdarzają się punkty trudne do zdobycia, np. wieże, na które prowadzą tylko schody. Jednak najważniejsze miejsca są dostępne, jak choćby główna sala z grobem Jana Pawła II czy podziemia z grobami innych papieży.
Podsumowując, po Watykanie naprawdę poruszałem się swobodnie.
Koloseum
Kolejnym miejscem, które udało mi się zwiedzić było Koloseum. Tutaj kolejne miłe zaskoczenie – na wyższy poziom można dostać się windą. Zbliżając się do starożytnej budowli, widziałem już specjalne wejście dla osób niepełnosprawnych. Nie trzeba więc martwić się kolejkami. Zwiedza się pierwszy poziom, a po wjechaniu windą również drugi. Zwiedzanie przeszło zupełnie bez problemowo.
Panteon i Fontanna di Trevi
O Panteonie nie będę filozofował, gdyż byłem tylko w sali głównej (do której prowadził umiejscowiony z boku głównego wejścia podjazd).
Fontanna di Trevi również jest dostępna, choć z uwagi na ogromny tłum, ciężko podziwiać ją w pełnej krasie. Generalnie jednym z większych problemów podczas zwiedzania głównych atrakcji jest przeogromny tłum. Wszędzie. Ale tego niestety nie da się uniknąć. Poziom wzroku osoby siedzącej na wózku jest dość nisko. I naprawdę trzeba sporo wysiłku, żeby przedostać się przed tłum i cokolwiek zobaczyć. Niestety osoby pełnosprawne często tego nie rozumieją. A wystarczy usiąść na krześle wśród gromady ludzi, by pojąć problem.
Forum Romanum
Ostatnia atrakcja to Forum Romanum. To najstarszy w Rzymie plac miejski, a właściwie jego pozostałości. Robi wrażenie, to fakt, ale dla wózkowicza to miejsce jest trudne do zwiedzania. Na sam plac prowadzi co prawda winda i można liczyć na podjazdy, jednak później trzeba poruszać się po bruku, a właściwie po ścieżce ułożonej z dużych kamieni. To naprawdę trudna przeprawa. Przebycie kilku metrów bywało bardzo czasochłonne. Z tego powodu zwiedziłem to miejsce tylko powierzchownie.
Co jeszcze warto poznać w Rzymie?
Z pewnością kuchnię. Byłem tam latem, więc jeśli chodzi o stołowanie się – nie było kłopotu. Przed każdą restauracją są nastrojowe ogródki. Kuchnia włoska jest naprawdę pyszna i na ten temat pewnie powstałby osobny, długi tekst. Nie sposób wyjechać bez spróbowania pizzy, makaronów lub choćby zupy pomidorowej.
A na zakończenie podróży nieodłączny element szaleństwa turystów: zakup pamiątek. Wszelkiego rodzaju upominki można swobodnie wybrać i kupić w wielu miejscach. Większość naprawdę ciasnych sklepików z pamiątkami eksponuje swój towar na zewnątrz, przed drzwiami. Jest więc jak pooglądać i w czym wybrać.
Pociąg na lotnisko
Jak wspomniałem na początku, powrót na lotnisko zaplanowałem pociągiem. Dzień przed wyjazdem poszliśmy na dworzec kolejowy sprawdzić, co i jak. Jest tam specjalne biuro dla osób niepełnosprawnych, w którym dopełnia się wszelkich formalności. Pan z obsługi pomógł mi kupić bilet na pociąg na odpowiednią godzinę i przyjął zgłoszenie o tym, że trzeba będzie mi pomóc podczas wsiadania do pociągu. Ustaliliśmy, że mam stawić się na dworcu pół godziny przed odjazdem.
W dniu wyjazdu dwóch asystentów dworcowych zaprowadziło mnie do pociągu i za pomocą świetnej windy pomogło wjechać do wagonu. Cała akcja była naprawdę bardzo sprawna.
Po przyjęciu zgłoszenia na dworcu obsługa od razu poinformowała asystentów z lotniska. Gdy pociąg dotarł do celu, już czekano na mnie z windą.
Asystenci lotniskowi bezstresowo pomogli przejść przez odprawę i po odrobinie wolnego czasu umówiliśmy się przed odpowiednim wejściem, by pomogli mi wsiąść i zabrali wózek do bagażu. Tutaj jednak pojawił się mały problem. Panowie, którzy zajmowali się załadunkiem stwierdzili, że mój wózek jest za duży. Sugerowali nawet, że może polecieć innym samolotem, a ja go sobie odbiorę później. Oczywiście takie rozwiązanie nie wchodziło w grę. Dokładnie tego samego typu samolotem przyleciałem do Rzymu, więc byłem pewien, że wózek mieści się w luku bagażowym.
Po długich dyskusjach i wielu próbach udało się jednak bezpiecznie ulokować kolosa w samolocie (prawdopodobnie wystarczyło odczepić jedynie zagłówek). Było to trochę stresujące. I na dodatek opóźniło lot.
Pomimo wielu trudności wycieczkę uważam za udaną. Udało mi się zobaczyć to, co zaplanowałem i nie zwariować!
***
Zachęcamy do wsparcia kolejnej wyprawy Rullamana, tym razem do... Japonii! Szczegóły: polakpotrafi.pl/projekt/wozkiem-przez-Swiat-japonia.