Archeolodzy, odkąd istnieje archeologia, marzyli o etruskiej Pompei, o mieście, które natura zamknęła w sejfie z lawy lub wody, całe, z domami, kołyskami i obrożami dla psów (…). Do dzisiaj to marzenie jest snem – pisał Waldemar Łysiak w książce, która zawsze towarzyszy mi we Włoszech. Mam ją na kolanach także teraz, gdy zza kolejnego zakrętu szosy SR68 wyłaniają się potężne średniowieczne mury Volterry.
NA TEMAT:
Wampiry z Toskanii
Przed i za samochodem, którym jadę z koleżanką, sunie sznur autokarów. – Znów chcą szukać wampirów? – zżymam się. Choć szał na sagę „Zmierzch” już minął, to książkowy cykl Stephenie Meyer od dekady nie przestaje przyciągać tłumów turystów do 11-tysięcznej Volterry. To właśnie w niej amerykańska pisarka umiejscowiła główną siedzibę fikcyjnego królewskiego rodu amatorów ludzkiej krwi – Volturich, a nakręcone w miasteczku kadry zadziałały jak najlepszy film reklamowy.
– Volturi mieli być pochodzenia etruskiego – podśmiewa się zza kierownicy Simona, na co dzień właścicielka kempingu nad Jeziorem Trazymeńskim. – A Volterra jest rzeczywiście miastem założonym przez Etrusków. Tak przy okazji: wiesz, że według ostatnich badań genetycznych kości z grobowców lud ten nie przybył ze wschodu, jak uważał Herodot, ale żył na Półwyspie Apenińskim od wieków? I że ślady jego DNA są nadal obecne w niektórych lokalnych społecznościach, również tych z okolic Volterry? – pyta.
– Etruskowie jako pierwsi wśród italskich ludów posiadali flotę. To oni nadali nazwę morzu oblewającemu region, bo Tyrreńskie znaczy Etruskie – popisuję się wiedzą, gdy po zaparkowaniu przekraczamy bramę miasta, Porta dell’Arco, doskonale zachowaną z czasów etruskich. Wzdłuż ulic wykładanych szerokimi kamiennymi płytami ciągną się sklepiki z wyrobami z wydobywanego w okolicy alabastru, popisowego produktu Volterry. Sporo jest też toskańskiej ceramiki z charakterystycznymi widoczkami miasteczek i czerwonych od maków łąk. Niektórym artystyczno-poetycki klimat tego miejsca kojarzy się z paryskim Montmartre’em.
Spojrzenie casanovy
Z tłumem ludzi docieramy na centralny plac zwieńczony majestatycznym Palazzo Priori. Budowla ta przypomina mi nieco florencki Palazzo Vecchio, a także wiele innych ratuszów na rynkach włoskich miast. Te gmachy na planie czworoboku, zwieńczone wieżami zegarowymi i blankami, powstawały pod koniec średniowiecza.
Nad Volterrą góruje twierdza zbudowana z rozkazu Wawrzyńca Wspaniałego, najwybitniejszego z Medyceuszy, rodu bankierów i mecenasów sztuki, dzięki którym rozkwitła Florencja. Ja chcę dotrzeć do odkopanej przez archeologów Volterry etruskiej, lecz gubię się z Simoną w uliczkach. Wyciągam plan i dosłownie głupieję.
– Masz problem, bella? – od razu pojawia się przy mnie miejscowy przystojniak, delikatnym ruchem wyjmuje mapę z ręki i wrzuca ją do kosza. – Na nic się nie przyda, bo mamy tu swoje, lokalne nazwy każdej z ulic. Oficjalna Via Matteotti to u nas Via Guidi, Via Franceschini to dla tutejszych Via del Campanile – tłumaczy, zaglądając mi czule w oczy, jak przystało na casanowę. A potem prowadzi na wykopaliska, jak się okazuje, rzymskie, bo włoski amant jest historycznym ignorantem. Mam déjà vu – ruiny antycznego amfiteatru, podobnie jak starożytne Herkulanum, są położone kilka pięter pod współczesną Volterrą. Niesamowite, jak przez kolejne wieki warstwy miast nakładały się na siebie.
Wreszcie docieram na Akropol Etruski i muszę przyznać, że Łysiak miał rację. Wysokie na niespełna pół metra murki są tylko wspomnieniem po trzech świątyniach – niegdyś imponujących, co pokazują komputerowe rekonstrukcje w pobliskim muzeum. Na tych przykładach widać, że klasyczny styl architektury, zwłaszcza sanktuariów, starożytni Rzymianie przejęli właśnie od Etrusków. To dzięki nim nauczyli się również pisać i czytać, a także po raz pierwszy zetknęli się ze sztuką i kulturą antycznej Grecji. Bezpośrednio u źródeł mogli ją poznać dopiero znacznie później, podczas swoich wypraw wojennych.
A etruska biżuteria… Staję rozmarzona przed witryną złotnika i pożeram wzrokiem broszki, kolczyki i naszyjniki o misternych wzorach, skopiowanych z ozdób starożytnych elegantek. Niestety, kosztują krocie.
Szlakiem Hannibala
Do kolejnego miasta Etrusków, Cortony, jedziemy z Simoną szlakiem Hannibala. Tyle że pod prąd. Startujemy z jej kempingu, położonego malowniczo nad Jeziorem Trazymeńskim, w umbryjskiej miejscowości Tuoro. To tu kartagiński wódz dosłownie zmasakrował wojska rzymskie w 217 r. p.n.e.
Na zielone wzgórza, z których schodziły obie armie, wspinamy się piaszczystą drogą, niezmienioną od tamtych czasów. Dodano tylko tablice szlaku turystycznego z historią 16 lat walk Hannibala w Italii.
Cortona i kulinarny przebój Toskanii
W kłębach pyłu pokonujemy przełęcz, zostawiając za sobą srebrzącą się taflę wody z kilkoma wysepkami. Wjeżdżamy w las i w pół godziny docieramy na miejsce. O Cortonie wspominał już Wergiliusz w „Eneidzie”. Idziemy w górę jedną z dwóch głównych ulic, przecinających miasto jak tort na cztery części i krzyżujących się na centralnym placu. Taki układ urbanistyczny też jest spadkiem po Etruskach.
Cortona, podobnie jak Volterra, należała ongiś do dodecapoli, 12 miast-państw Etrurii próbujących wspólnie dać opór Rzymowi, który ostatecznie je wchłonął. Dziś jest to urocze, typowo toskańskie miasteczko, idealne na dolce far niente, czyli „miłe nieróbstwo”.
Zaczynamy je oczywiście od zjedzenia po befsztyku z chianiny. Jesteśmy bowiem w Val di Chiana, dolinie, której nazwa pochodzi od wypasanego tutaj bydła. – Ta rasa należy do najstarszych na świecie – wyjaśnia kelner. – Są to bardzo duże zwierzęta: krowy mają w kłębie 150-160 cm i ważą 800-1000 kg. Buhaje mierzą 165-180 cm, a ich waga przekracza tonę – dodaje. Kruche, nieco słonawe i pikantne mięso rozpływa się w ustach. Prawdziwy befsztyk po florencku, jeden z przebojów kuchni toskańskiej, przyrządza się właśnie z chianiny.
Po obiedzie zaglądamy do Celle, pobliskiego eremu św. Franciszka. Surowe, kamienne budynki wyrastają ze zbocza zielonego wzgórza, rozbrzmiewającego nadzwyczaj donośnym chórem ptasich treli. Wnętrza są równie ascetyczne, co reguła Poverella – Biedaczyny. Zatrzymywał się tu na medytacje w drodze między Sieną a rodzinnym Asyżem. Teraz powoli zapada zmrok, a z nim przyroda cichnie.
„Pochwalony bądź, Panie mój, przez brata księżyc i gwiazdy, ukształtowałeś je na niebie jasne i cenne, i piękne” – przypominam sobie fragment „Pieśni słonecznej” św. Franciszka.
Wina Toskanii
Obie z Simoną uwielbiamy to miasteczko w Val di Chiana. Wąskie średniowieczne uliczki pną się ku Piazza Grande, placowi o naprawdę pokaźnych rozmiarach. Przebudowano go w renesansie i dziś jest jednym z najpiękniejszych we Włoszech. Ale jako amatorki dobrego wina z jeszcze większą chęcią zstępujemy do piwniczek pod sklepami, które łączą się w istny labirynt.
– Czujecie ten bogaty bukiet na bazie śliwek, czereśni, oliwek, fiołków oraz nutę ziołową? – pyta prowadzący degustację Gilberto, podając nam kieliszki czerwonego trunku. To słynne Vino Nobile (szlachetne wino), jedno z najstarszych w Toskanii, wytwarzane od co najmniej pięciu wieków ze szczepu Sangiovese. W Montepulciano nazywa się go Prugnolo Gentile, ze względu na śliwkowy posmak.
Poza butelkami do koszyka wrzucam też inny toskański rarytas – polędwicę z dzika, jako że Vino Nobile doskonale pasuje do mięs.
Arezzo – renesansowa perełka
Podróż przez Val di Chiana doprowadza nas do kolejnego etruskiego miasta, Arezzo, mojej ulubionej renesansowej perełki. Kierunek – dom Giorgia Vasariego. To jemu zawdzięczamy „Żywoty najsławniejszych malarzy, rzeźbiarzy i architektów” – Rafaela, Michała Anioła, Giotta, Donatella, Brunelleschiego i innych, którzy w XIV i XV w. uczynili Florencję światową stolicą sztuki. Kapitalnie czyta się je i dziś, bo Vasari pisał ze swadą.
Hojnie wspierany przez Medyceuszy, był prawdziwym człowiekiem renesansu. Zaprojektowane i ozdobione przez niego palazzo pełne jest arrasów, obrazów, fresków, cennych mebli. Z jednego z sufitów spogląda na mnie alegoria zazdrości – ponoć to żona artysty. Jak każdą toskańską willę i tę otacza zadbany ogród z fontanną i cyprysami.
– Arezzo to nasz La-la-land – zauważa Simona, robiąc aluzję do oscarowego hitu. – Mnich benedyktyński Guido z Arezzo stworzył tysiąc lat temu znaną nam wszystkim solmizację, czyli nadał nazwy kolejnym dźwiękom na skali. Wykorzystał początkowe głoski następujących po sobie wersów łacińskiej wersji hymnu do św. Jana Chrzciciela: ut-re-mi-fa-sol-la – śpiewa Simona. Jej głos odbija się od romańskiej fasady Santa Maria della Pieve, jednego z najpiękniejszych kościołów Toskanii.
Toskania praktycznie
Dojazd
Bezpośrednio można polecieć do Pizy (z Warszawy, Gdańska, Krakowa), Bolonii (z Warszawy, Wrocławia i Krakowa) i Rzymu. Loty oferują Wizz Air, LOT i Ryanair. Bilety powrotne od 300 zł.
Noclegi
Na polecenie zasługuje agroturystyka: urządzone ze smakiem domy lub wille, gdzie spróbujemy lokalnej kuchni. Właściciele często wytwarzają oliwę, wino czy wędliny. Ja nocowałam na rodzinnej farmie La Rombaia w Castiglione della Pescaia (od 100 zł/2 os.). Można tu kupić produkowaną przez gospodarzy oliwę. www.agriturismolarombaia.it
Dobrą bazą wypadową do Toskanii jest kemping Punta Navaccia w Tuoro nad Jez. Trazymeńskim z domkami (od 100 EUR/6 os.) i miejscem na przyczepy i namioty. www.puntanavaccia.it
Toskańska riwiera
Najpiękniejsze plaże znajdują się w Maremmie, Viareggio (znanym z pochodu karnawałowego z figurami sław z papier mâché) oraz Forte dei Marmi z ośnieżonymi Alpami Apuańskimi w tle.