Drogie panie! Jeśli wasz mężczyzna po powrocie z Italii powie, że zakochał się w Emilii, to nie bądźcie zazdrosne. Emilia-Romania to jeden z tych rejonów, którego nie sposób nie polubić od pierwszego wejrzenia. Tym bardziej, że jego mieszkańcom zawdzięczamy tak przydatne wynalazki jak radio, ferrari czy lasagne
Emilia-Romania to rejon dla smakoszy. To właśnie z tego miejsca, pomiędzy Wenecją i Toskanią, pochodzi większość dań i przysmaków, które potocznie kojarzone są ze słoneczną Italią. No, może poza pizzą, która jest domeną biedniejszego niegdyś Południa. Tutaj jej odpowiednikiem jest romańska piadina, czyli placek pszenny z dodatkiem smalcu lub oliwy. Podobnie jak pizza, wypełniana jest wszystkim, co kucharzowi podpowie fantazja i zapasy w lodówce. To jedna z najpopularniejszych przekąsek podczas leniwego wypoczynku na adriatyckim wybrzeżu na południe od ujścia Padu. O ile piadina (nazywana także piada) dopiero zdobywa uznanie międzynarodowe, chyba nie ma nikogo, kto by nie słyszał o szynce parmeńskiej albo o serze zwanym parmezanem. Parmie słynnych produktów pozazdrościła Modena. Za małą buteleczkę jej octu balsamicznego, niezbędnego składnika wielu sałatek, można zapłacić nawet kilkadziesiąt euro. Swoje trzy grosze wtrącają także mieszkańcy stolicy regionu. To tu wymyślono mortadelę.
Gdzie jest spaghetti bolognese?
Z kolei Bolonia szczyci się, że tutaj powstało tagliatelle – szerokie wstążki makaronowe. Ale oprócz tego bolończycy wynaleźli tortellini (małe pierożki z nadzieniem), tortelloni (czyli większe pierogi z nadzieniem). We Włoszech makarony nazywa się potocznie „pasta”, a na ich określenie wymyślono kilkadziesiąt słów. Tradycyjne gospodynie przynajmniej raz w tygodniu, na niedzielny obiad, własnoręcznie przygotowują makaron. Próbuję i ja – w jednej ze szkół gotowania. To naprawdę ciężka praca, którą raczej powinni wykonywać mężczyźni. Ale tylko kobiety dzięki swemu doświadczeniu wiedzą, kiedy ciasto jest wystarczająco ugniecione. Warto pamiętać, że w czasie obiadu jest on spożywany jako pierwsze danie (po przystawkach) – podobnie jak u nas zupa. Makarony podawane są z różnymi sosami, ale choć zdeptałem całą starówkę, nigdzie nie widziałem najpopularniejszego na świecie spaghetti bolognese... Za to, jeśli ktoś będzie chciał zjeść oryginalną lasagne, warto pamiętać, że ten wynalazek (tak tak, też z Bolonii) w pierwotnej wersji jest z nadzieniem szpinakowym. I pomyśleć, że wszystkie te cuda mogłyby zaginąć, gdyby nie Pellegrino Artusi z Forlimpopoli. To włoski odpowiednik naszej Ćwierczakiewiczowej. W czasie swoich podróży zebrał przepisy z całego Półwyspu Apenińskiego. Aż dziw bierze, że żaden wydawca nie zorientował się, jak wielkim powodzeniem może się cieszyć jego książka „Nauka w kuchni i sztuka dobrego jedzenia” [wł. „La scienza in cucina e l’arter di mangiar bene”]. Artusi wydał bestseller za własne pieniądze w 1891 r. Wszystkie wydania (ponad 100!) znajdują się w bibliotece Casa Artusi.
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu Podróże.