Wokół Morza Czarnego: Rumunia (i Mołdawia)
DYSTANS: 931 KM
Mołdawia to region znany przede wszystkim z dziesiątek niezwykłych piętnastowiecznych monastyrów pokrytych zarówno w środku, jak i na zewnątrz, przepięknymi freskami. Noclegu szukaliśmy w kultowych i naprawdę niesamowitych miejscach, czyli w polskich gościńcach. Nowy Sołoniec, Plesza i Kaczyca, chociaż położone w środku Rumunii, od XVIII w. są zamieszkane przez Polaków. Ta niezwykła mała społeczność jest dumna ze swojego pochodzenia, a każdy rodak, który ich odwiedza, jest witany z radością.
Do Nowego Sołońca dotarliśmy dawno po zmroku, a mimo to bez najmniejszego problemu znaleźliśmy gospodynię chętną za skromną opłatą przenocować nas, nakarmić domowym jedzeniem i napoić doskonałą nalewką własnego wyrobu.
NA TEMAT:
Następnego dnia po bardzo przyzwoitych i niezbyt zatłoczonych rumuńskich drogach przejechaliśmy prawie tysiąc kilometrów, by wreszcie znaleźć się nad brzegiem Morza Czarnego. Ale nie było nam jeszcze dane zobaczyć „wielkiej wody”. Na pograniczu rumuńsko-ukraińsko-mołdawskim rozciąga się bowiem delta Dunaju. Ogromna rzeka rozlewa się w tysiące kanałów i jezior, tworząc jedyny w swoim rodzaju wodny labirynt, w którym żyją setki gatunków ptaków i roślin. Dotarliśmy do najdalej wysuniętego miejsca na lagunie, po czym wynajęliśmy łódź z przewodnikiem, który zabrał nas w miejsce, gdzie najlepiej obserwuje się białe flamingi – jedne z bardziej efektownych ptaków zamieszkujących deltę. Mimo że nie mam zamiłowań ornitologicznych, byłem naprawdę poruszony widokiem wielkiego stada wyposażonych w ogromne dzioby ptaków, które nagle zrywa się do lotu.
Morze Czarne. W Rumunii byliśmy jeszcze w dwóch miejscach wartych wspomnienia. W Konstancy, którą trzeba odwiedzić choćby po to, by zobaczyć niebywałej urody stare secesyjne kasyno stojące na nadmorskim bulwarze, oraz w malutkim kurorcie Vama Veche, który leży przy samej granicy z Bułgarią. Ta malutka wioseczka na pozór nie ma w sobie nic wyjątkowego. Ot, parę większych i mniejszych przyzwoitych prostych hoteli, kwatery prywatne, kilka restauracji, kawiarnie i jeden beach bar, nieopodal którego powstało nieformalne pole namiotowe. No i szeroka piękna plaża. O wyjątkowości tego miejsca decydują jednak ludzie, którzy przyjeżdżają tu na wypoczynek. Kolorowy miks artystów, hipisów i innych lekkoduchów buduje świetną atmosferę i pozwala bawić się do białego rana.
Wokół Morza Czarnego: Bułgaria
DYSTANS: 315 KM
Wybrzeże Bułgarii znane jest polskim turystom od wielu lat. W czasach PRL-u Bułgaria była dla Polaków jedyną alternatywą dla lazurowych wód Morza Śródziemnego, które leżały po drugiej stronie żelaznej kurtyny. W dzisiejszych czasach kurorty bułgarskie przeszły kurację odmładzającą i nadal przyciągają tysiące turystów – w tym także wielu z Polski. W przeważającej ilości są to jednak miejsca potwornie zatłoczone, pełne dyskotek, hałaśliwych barów, no i wielkich bloków pełniących rolę hoteli.
Ponieważ spędzanie urlopu w takim miejscu uważam za torturę, Złote Piaski, czyli największy tego typu kurort, zwiedziliśmy jedynie zza szyby samochodu i pomknęliśmy wprost do Sozopola. Jest to najstarsze miasto na bułgarskim wybrzeżu. Leży na południu, nieopodal granicy z Turcją. Architektura Sozopola to stare bułgarskie kamienne domy z charakterystycznymi drewnianymi kondygnacjami. W wąskich uliczkach można znaleźć restauracje, kawiarnie, sklepiki z ceramiką, starociami, galerie i księgarnie. Atmosfera była leniwa i romantyczna, a okalające miasto liczne szerokie plaże niemal zupełnie puste.
Morze Czarne. Zwiedzając Sozopol, nie można nie pójść do jednej z restauracji znajdujących się w kamienicach stojących wprost na skalistym wybrzeżu. Pyszna kolacja złożona ze świeżych czarnomorskich ryb albo innych przysmaków bułgarskiej kuchni z widokiem na morze i przy akompaniamencie fal rozbijających się o skały, to najlepszy sposób na spędzenie wieczoru w Sozopolu.