„W 2016 r. festiwal udowodnił, że pasjonatom outdooru nie przeszkadza deszcz i zimno w pogoni za ukochanymi sportami” – czytam na stronie Mountain Festival, skrycie mając nadzieję, że jednak w tym roku pogoda dopisze.
NA TEMAT:
Kiedy przyjeżdżam na miejsce, leje jak z cebra. Trawa pod stopami zamieniła się w grząskie błoto i właściwie zamiast butów trekkingowych powinnam mieć na stopach kalosze. Jak się wkrótce okazuje, nie martwią się tym zbytnio ani zaproszeni sportowcy, ani uczestnicy, którzy zjechali do szwajcarskiej doliny Lauterbrunnen z całej Europy. W ciągu jednej godziny poznaję kilku Polaków, Rumunkę, Brytyjczyków, Belgów, Holendrów, Hiszpanów.
Na szczęście po paru godzinach niebo rozpogadza się, chmury rozstępują się, ukazując śnieżnobiałe szczyty, dominujące nad doliną Lauterbrunnen. Ze stromych skał spada potężny słup wody – Mürrenbach jest najwyższą wolnospadającą kaskadą w Szwajcarii (417 metrów). Na szczyt urwiska sprawny piechur wejdzie w półtorej godziny. Można też wjechać kolejką – w kilka minut. Na górze zabytkowe drewniane domy tworzą dwie osady: Gimmelwald (1367 m n.p.m.) i Mürren (1650 m n.p.m.). Choć prowadzą do nich asfaltowe drogi, ruch samochodowy jest zakazany – jeżdżą po nich jedynie meleksy.
W miasteczku festiwalowym ruch zaczyna się bladym świtem. Pierwsze aktywności startują już o 6 rano – na szlak ruszają biegacze, gromadzi się też grupa amatorów wędrówek w górach wysokich, która planuje wejście na Walcherhorn (3693 m n.p.m.). Towarzyszą im najlepsi sportowcy z teamu North Face, m.in. Simone Moro – himalaista wielokrotnie wspinający się z Polakami, zdobywca czterech ośmiotysięczników zimą i tym samym rekordzista świata w tej dziedzinie, Sébastien Chaigneau – biegacz górski startujący na trasach ultra, Hansjörg Auer – alpinista, który jednego dnia pokonał solo trzy wielkie ściany w Dolomitach.
Aktywności są na różnym poziomie, dla początkujących i tych bardziej zaawansowanych. Codziennie kilka grup rusza się wspinać w skałach – również pod okiem sław, takich jak Jacopo Larcher, Andy Houseman czy Eneko Pou.
Na miejscu prowadzone są warsztaty z fotografii, gotowania w outdoorze, treningu przed wyprawą. Ci, którzy lubią adrenalinę, zapisują się na lot paralotnią, rafting lub kanioning. Ja biorę udział w tym ostatnim. Moją grupę prowadzi Nowozelandczyk, od dziewięciu lat mieszkający w Szwajcarii. Pokonujemy kanion z rwącą rzeką – większe kaskady omijamy, zjeżdżając na linie, mniejsze – po prostu skacząc do kipieli parę metrów poniżej nas. Albo płyniemy razem z nurtem, niekiedy głową w dół – tak jest bezpieczniej.
Wieczorami wszyscy zbieramy się w głównym namiocie. Czas na filmy, slajdy i opowieści. Większość uczestników pewnie nie planuje porywać się na ekstremalne wyczyny, ale – jak to na górskim festiwalu – uwielbia o nich słuchać. Inspiracji nigdy nie dość!
Więcej informacji o festiwalu znaleźć można na stronie internetowej: www.thenorthface.co.uk/innovation/discover/mountain-festival.html