Aga Kozak: Jakie powinny być główne zasady BHP podróżnika?
Dr Joanna Grzymała-Moszczyńska: Po pierwsze, przyjmijmy założenie, że wyjazd nie musi mieć celu. Bo nie chodzi o zaliczanie kolejnych punktów, tylko o sam proces. A wszystko, co się dzieje w jego ramach, jest w porządku. Przypomina mi się takie powiedzenie: „Trudne wydarzenia kończą się dobrymi historiami”. Druga zasada: zastanówmy się, na ile jesteśmy gotowi na ciągłe zmiany. Czy zamierzamy podróżować z plecakiem i co drugi dzień nocować w innym miejscu? A może wolelibyśmy po prostu poleżeć na słońcu w „Strefie Polaka”? Nic w tym złego! Trzeba znaleźć najlepszy dla siebie model podróży i sobie na niego pozwolić. Po trzecie, ustalmy, jakich własnych granic nie mamy ochoty przekraczać. Spróbujmy dowiedzieć się więcej o zwyczajach panujących w kraju, do którego się wybieramy. Po to, by nie urazić miejscowych i nie wystawić się na niebezpieczną sytuację. Zachowania według nas neutralne mogą zostać odebrane jako zachęta do kontaktu, na który nie mamy ochoty.
Co zrobić, by przygotować się psychicznie do podróży?
Zależy, czego oczekujemy po wyjeździe. Jeśli pragniemy na przykład jak najwięcej zwiedzić, zminimalizujemy ryzyko stresu, planując dokładnie podróż. Unikniemy wówczas sytuacji, w której dopiero u celu okazuje się, ile jest interesujących rzeczy do zobaczenia. To oznaczałoby kolejne decyzje do podjęcia i kolejne negatywne emocje.
Wakacje to dla nas dodatkowe źródło stresu?
Według najnowszych badań w Wielkiej Brytanii aż 73% ludzi nadmiernie denerwuje się urlopem. A w USA – 62%. Dlaczego? Czynników jest wiele. Po części winę ponosi praca. Zwykle mamy jej za dużo przy zdecydowanie niesatysfakcjonujących warunkach. Ale wakacje potrafią być też niekończącym się pasmem decyzji: poszukiwań miejsc do spania, jedzenia, odpoczynku. To może być obciążające dla osób, które lubią mieć wszystko zaplanowane. Z drugiej strony wielu podróżników woli podążać za nurtem wydarzeń. W ogóle się nie przejmują tym, że nie mają wielkich „osiągnięć turystycznych”, nie oznaczają się na Facebooku w kolejnych zabytkach. Definitywnie bliższy jest mi ten drugi sposób podróżowania. Pierwszy postrzegam jako kolejną pracę do wykonania. Wakacje nie są inwestycją, której wartość mierzy się lajkami.
Traktujemy własny odpoczynek niczym kolejne zadanie na liście?
Coraz częściej myślimy w kategoriach produktywności, o urlopie również. Gdy wybieramy się na tydzień do Portugalii, musimy koniecznie zobaczyć Lizbonę, Porto, Fatimę i całą masę zabytkowych miejsc. Jeśli stawiamy sobie tak ambitny, trudny do osiągnięcia w krótkim czasie cel, możemy się wykończyć. Wysoka wydajność, wymagana od nas w pracy, nie służy relaksowi. Dawniej, gdy mieliśmy bardziej monotonne zajęcia, intensywne zwiedzanie mogło przynosić pożądaną odmianę. Dzisiaj praca dla wielu z nas ma inny charakter: jest o wiele bardziej absorbująca. Zbyt mało śpimy i nie mamy czasu na utrzymanie ciała w dobrej formie. A na wyjazdach zamiast pozwolić sobie na odpoczynek, narzucamy mordercze tempo.
Wielu moich znajomych zauważa u siebie ciekawą prawidłowość. Gdy tylko znajdą się na lotnisku, zaczynają chorować, łapią katar czy inną infekcję.
Mam podobne doświadczenia. Przed wakacjami próbujemy pozamykać dziesiątki spraw, żeby nie zaprzątały nam głowy na wyjeździe. Często robimy to w ogromnym napięciu, co negatywnie wpływa na naszą odporność. Kiedy presja ustaje i poziom hormonów stresu opada, spada też odporność i łapiemy infekcje. Ciało wreszcie może pozwolić sobie na chorobę, wyłącza więc wtyczkę z awaryjnym zasilaniem, z którego korzystaliśmy od dłuższego czasu. Nadaje komunikat: „Nie będziesz teraz biegać po zabytkach – będziesz leżeć w łóżku!”. To sygnał do zastanowienia się, jak traktujemy siebie i swoją energię, skoro w momencie, w którym mamy odpocząć, chorujemy.
Ludzie mocno zajęci często wracają chorzy do domu z innego powodu – zamieniają się w wyczynowców i ulegają wypadkom. Chcą zbyt szybko doświadczyć zbyt wiele.
Sama boję się takich osób. Wpadają na trzydniowy urlop i, dajmy na to, od razu wchodzą na stok narciarski. Po ich zachowaniu można poznać, że to ich jedyne wolne dni tej zimy – jeżdżą szybko i niebezpiecznie, jakby chciały wykorzystać każdą minutę. Często kończy się to złamaniami lub kontuzjami. Są też tacy, którzy przez cały swój pobyt imprezują. Wracają z wakacji bardzo zmęczeni i niewyspani, bo przecież nie na tym odpoczynek polega.
Czyli nasz sposób spędzania wakacji nie pokazuje, jak chcemy odpoczywać, tylko jak pracujemy?
Przenosimy nawyki i standardy wysokiej efektywności z codzienności na wakacje. To przychodzi automatycznie. W podróży robimy i zachowujemy się podobnie jak w domu, tylko wypełniamy czas odmienną treścią. Wyznaczamy sobie kolejne cele: zobaczyć Koloseum, od razu potem zwiedzić Watykan i jeszcze to i tamto. Jeśli jednak zwykle mamy mocno napięty terminarz, nie wypełniajmy sobie wakacji po brzegi. Odpoczynek polega na czymś odwrotnym: na robieniu innych rzeczy i w innym tempie niż na co dzień.
Wspomniała pani o śnie.
Jesteśmy chronicznie niedospani. Ponad połowa Polaków śpi mniej niż siedem godzin, co jest sprzeczne z zaleceniami wszystkich towarzystw naukowych związanych ze zdrowiem, również psychicznym. Jeśli przed wyjazdem chcemy wszystko nadrobić w życiu zawodowym, a dodatkowo dopada nas tak zwany reisefieber i nie wysypiamy się, w podróży albo będziemy tylko spać, albo znów sobie na to nie pozwolimy i wrócimy skonani. W obu przypadkach nie mamy szans na regenerację.
Radzi pani wyznaczyć sobie plan, w którym znalazłoby się więcej czasu na sen?
Niekoniecznie musimy od razu robić plan. Pamiętajmy po prostu o wysypianiu się i zadbaniu o nasze podstawowe potrzeby. Wtedy w pełni skorzystamy z podróży. Mamy prawo do lenistwa!
Ale też do przeżycia szoku kulturowego.
Przy pierwszym zetknięciu z nieznaną nam kulturą niejednokrotnie przeżywamy fascynację nazywaną przez psychologów etapem miesiąca miodowego. Z drugiej strony u wielu osób może pojawić się szok wynikający z różnic – jedzenie nam nie smakuje, zachowanie ludzi irytuje. Dlatego, jeśli wybieramy się w kulturowo odmienne zakątki świata, powinniśmy się przygotować na niespodzianki i oswoić z tym, czego należy się spodziewać. A kiedy już jesteśmy na miejscu, warto otworzyć się na wszystko co nowe – smaki, zwyczaje, doznania.
Zaleca pani również, by nie wyjeżdżać od razu po rozpoczęciu urlopu.
Świetnie byłoby zapewnić sobie margines bezpieczeństwa, wprowadzić się w odpowiedni nastrój. Nie załatwiać ostatnich spraw na lotnisku czy dworcu, myśląc gorączkowo: „Co się zaraz wydarzy? Sprowadzą mnie z powrotem, nie pozwolą wyjechać, wszystko zawaliłem!”. Takie podejście nie wróży dobrze relaksowi. Istnieje ryzyko, że mentalnie nie wyjdziemy z etapu zastanawiania się, czy czegoś nie dopilnowaliśmy, czy nie grozi nam odwołanie urlopu lub katastrofa po powrocie. Podobnie z końcem wakacji: dajmy sobie czas na dekompresję. Wracamy nie tylko z głową pełną wrażeń, ale i z plecakiem pełnym brudnych ubrań. Dobrze mieć choćby dzień na to, żeby wrzucić je do pralki, usiąść bez pośpiechu na kanapie i chwilę odsapnąć. Powrót prosto z dżungli do biura to niekoniecznie fantastyczny pomysł.
Ale przecież na tym polega doświadczanie „wakacji życia”.
Lepiej nie oczekiwać najlepszych wakacji w życiu. Bo jeśli przypadkiem nie okażą się takie wspaniałe, będziemy rozczarowani. Pomocne jest nastawienie, że będą to wystarczająco dobre wakacje. Takie, jakich potrzebuję, jakie lubię, a niekoniecznie na jakich widzieliby mnie znajomi czy rodzina.
Może więc zanim zaplanujemy wyjazd, warto usiąść z kartką i ustalić, czego właściwie spodziewamy się po tym okresie?
Nie przesadzajmy. Czas wolny to nie jest kolejny projekt, którym należy zarządzać. Ważne jest uświadomienie sobie, dlaczego pewne rzeczy planujemy tak, a nie inaczej. Czy naprawdę o nich marzymy? I czego właściwie pragniemy? Może chcemy udowodnić, że jesteśmy wystarczająco bogaci, by pozwolić sobie na pobyt w luksusowym hotelu? Albo że jesteśmy wielkimi podróżnikami? Czy po prostu zamierzamy odpocząć i zrobić coś, co sprawi nam przyjemność lub przyniesie ulgę i będzie odpowiadało na nasze rzeczywiste potrzeby? Nie ma sensu się napinać.
Czy w podróży powinniśmy się odłączyć od sieci? Od mediów społecznościowych, maila, telefonu?
To spore wyzwanie. Mamy sprzeczne bodźce: z jednej strony jest presja, by relacjonować swoje życie 24 godziny na dobę i być w kontakcie z tysiącem znajomych. A z drugiej – mamy się odłączyć, przeżywać, odpoczywać. Niektórym osobom trudno się oderwać od służbowego maila czy telefonu. Użyję tu metafory elektrowni atomowej: pracujemy na wysokich obrotach, wytwarzamy i zużywamy mnóstwo energii. I nagle z dnia na dzień mamy wyłączyć ten „pstryczek”, który nas napędza? Elektrownię trzeba wygaszać stopniowo, powoli schodzić z najwyższych obrotów. Jeśli jesteśmy uzależnieni od komputera czy mediów społecznościowych, nie róbmy tego drastycznie, bo mogą się pojawić objawy odstawienne, tak jakbyśmy rzucili jakąś używkę. Nie skorzystamy wtedy ani z podróży, ani z relaksu. Oczywiście idealnie byłoby się odłączyć, być tylko tu i teraz, ale też nie oczekujmy od siebie zbyt wiele.
Ma pani swoje sposoby na to, by długo po powrocie cieszyć się wakacjami?
Sama nie kupuję typowych pamiątek, tylko rzeczy praktyczne. Przywożę przyprawy, które przypominają mi później smaki z podróży. Czasem skuszę się na szal, który potem otula mnie w paskudne jesienne dni. Sztuką jest też nauczyć się odpoczywać w taki sposób, by dawało nam to regenerację tu i teraz. Nie trzeba od razu jechać na egzotyczne wakacje, dobrze jest znaleźć odpoczynek blisko siebie. Wymaga to przyzwolenia, by zwolnić. Nie będzie z tego zdjęć na Instagramie, ale może być coś cenniejszego – spokój.