Emigrant z Zachodu, przez pryzmat najlepszej koreańskiej firmy motoryzacyjnej, przedstawia czytelnikom azjatycki świat biznesu – bardzo oficjalny za dnia i więcej niż swawolny w nocy. Biznesowy strój wraz z klapkami pod prysznic, firmowe imprezy z jedenastoma szklaneczkami alkoholu na głowę i uzależnienie od karaoke to tylko niektóre osobliwości perfekcyjnie funkcjonującego konglomeratu. Koreańczycy, pełni trafnych i zabawnych spostrzeżeń, rzucają światło na kulturę znaną niewielu mieszkańcom Europy.
Fragment książki
Jednego dnia w pracy Eduardo wszedł do mojego biura z codzienną prasą w ręku. Wyglądał jednak na nieco skrępowanego, jak gdyby chciał mi o czymś powiedzieć. I po chwili spoglądania to tu, to tam wypalił:
– Sir, zrobiłem sobie przeszczep włosów!
Eduardo miał dwadzieścia kilka lat, a na głowie całą strzechę włosów, dość długich, tak że sięgały kołnierzyka i zakrywały uszy oraz czoło. Jeśli się spojrzało na głowę Eduarda, trudno było wyobrazić sobie miejsce na jeszcze jakieś dodatkowe włosy.
– Ccco…? – powiedziałem. – Jak to? Gdzie?
Eduardo odrzekł, że poszedł do jakiegoś lekarza, który wykroił mu z tyłu głowy kawałeczek owłosionej skóry i wszczepił go na linii włosów nad czołem niczym kawałek darni. Odsunął grzywkę i pokazał mi przeszczep – wraz ze szwami. Kosztowało to prawie 3000 dolarów. Zapłacili jego rodzice, przekonani, że w ten sposób wspierają syna.
– Eduardo – powiedziałem – ty nie jesteś łysy. W najmniejszym stopniu. Co ci strzeliło do głowy?
Ale tam. Eduardo wyjaśnił, że martwi się, iż w końcu wyłysieje. Pod prysznicem zauważył wypadające włosy. Wytłumaczyłem mu, że to naturalne zjawisko pod prysznicem. Ale siostra sobie z niego pokpiwała, że niby łysieje. A kiedy przyjrzał się bliżej, zauważył przerzedzanie się linii włosów. Chciał podjąć – jak się to mówi w żargonie menedżerskim – „środki zapobiegawcze”. Konsultował się już z kolegami z zespołu, pytając ich o radę, a oni jak jeden mąż stwierdzili, że ich zdaniem postępuje mądrze i właściwie. Eduardo nie przestawał mnie przekonywać, że to dobry pomysł i że nikt nie może pojąć, dlaczego ja sobie tego nie zrobię.
Było to moje pierwsze bezpośrednie starcie z czymś, co często określa się jako „lookizm” – z koreańską obsesją na punkcie wyglądu. Jeśli wydaje wam się, że to Amerykanie popadli w największą skrajność, jeśli idzie o martwienie się swoją powierzchownością i wydawanie na nią pieniędzy, to… mylicie się. W porównaniu z Koreańczykami okazujemy się narodem gałganiarzy i niechlujów. Jeden koreański znajomy z dużego czebolu – który nosił się z ogoloną głową – opowiadał mi, że zanim zaoferowano mu tę pracę, ktoś z tamtejszego działu kadr zapytał z zażenowaniem, czy nie rozważyłby noszenia peruki, ponieważ jego łysina mogłaby wywoływać dyskomfort wśród współpracowników. Odmówił, co mu się chwali.
O autorze
Frank Ahrens przez 18 lat był dziennikarzem „The Washington Post”. Gdy jego żona, pracująca w dyplomacji, dostała pracę w Seulu, porzucił dotychczasowe zajęcie i wyemigrował razem z nią do Korei Południowej. Dostał pracę w Hyundai Motor Company na stanowisku specjalisty do spraw PR-u i kontaktów zagranicznych. Z czasem awansował na wiceprezesa spółki. Mieszkał w Korei ponad trzy lata, po czym wrócił do USA. Dziś razem z żoną i córką mieszka w Waszyngtonie i pracuje jako konsultant do spraw Korei i branży samochodowej.
O książce
Książka „Koreańczycy. W pułapce doskonałości” miała premierę 14 marca 2018 roku. Ukazała się nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, w serii Mundus. Autor opowiada o życiu codziennym Koreańczyków na 352 stronach.