Piłeś? Nie jedź. A najlepiej też nie chodź, zwłaszcza w góry! Nietypową przygodę pod wpływem alkoholu przeżył niedawno turysta z Estonii. Przeżył – to dobre słowo. Estończyk miał wiele szczęścia, jego „wyczyn” mógł skończyć się tragicznie.
NA TEMAT:
Trzydziestolatek wypoczywał we włoskim ośrodku Breuil-Cervinia, położonym w Alpach Pennińskich. Podczas jednej z zakrapianych imprez rozsądek podpowiedział mu, by wrócić do hotelu i odpocząć.
Mężczyzny nie zastanowiło, że wędruje dłużej niż powinien. Szum w głowie nie sprzyja koncentracji. Estończyk nie zorientował się, że pomylił drogę i pewnym krokiem piął się coraz wyżej.
Według włoskiego dziennika „La Stampa” niesforny wędrowiec zaczął analizować swoje położenie dopiero ok. 2.00 w nocy. Zrozumiał, że nieco zboczył z trasy. Dostrzegł jednak w oddali zarys alpejskiej chaty. Z ulgą ruszył w jej kierunku, marząc o ciepłej pościeli.
Przypadkowy atak szczytowy
Zmęczony dotarł do restauracji Igloo położonej na wysokości 2400 m n.p.m. Oczywiście o tej porze bar był zamknięty na cztery spusty. Estończyk nie miał wyboru – włamał się do środka.
Rankiem pracowników restauracji zaniepokoiły uchylone drzwi wejściowe. W środku zastali śpiącego mężczyznę, który w myśl zasady „jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz” uwił sobie gniazdko z poduch na jednej z ławek. Zanim zasnął, zatroszczył się jeszcze o to, by następnego dnia skutki imprezy były mniej dotkliwe – wyjął zza baru dwie butelki wody, które opróżnił do ostatniej kropli.
Trzydziestolatka szukała już w tym czasie policja i straż pożarna. Estończyk zostanie ukarany grzywną, ale nie zostaną mu postawione zarzuty.