Poznań – Szczecin
Konduktor: – O, widzę nowoczesność, bilecik elektroniczny, tablet, się powodzi.
Ja: – Tylko żebym jeszcze do tego biletu elektronicznego nie musiał panu dowodu osobistego pokazywać, to by wtedy była nowoczesność.
Konduktor: – Prosze pana, ten dowód to jest dla pana dobra, żeby sobie ludzie tabletów nie kradli. Prosta sprawa.
Katowice – Warszawa
Pasażerka z przedziału (przez telefon): – Moja siora organizowała domówkę, sami jej znajomi, nikogo nie znałam za dobrze, ale co będę w chacie siedziała, pójdę. No i podchodzi tam do mnie ten M., wiesz, ten co pracuje z A. w banku. I mówi mi: ej dziewczyno, ty przyszłaś tu sama i ja sam, a jest sobotni wieczór, księżyc tak pięknie świeci, to może byśmy po tej imprezie poszli do mnie na małe figle. Taaaaki przypał, mówię Ci, tak do mnie zagadał. A ja, że już trochę wypita byłam, to mu mówię, ale tak w żartach mu mówię, nie? – Ej chłopaku, fajny pomysł, moglibyśmy nawet pójść, ale ja tak nie robię, bo się panicznie chorób wenerycznych boję. A on wtedy poważnieje i mówi: – Ej dziewczyno, co ty mówisz, ja już długo biorę te antybiotyki i nic mi prawie nie jest.
Poznań – Szczecin
Pasażer do kolegi: – Bo wiesz, jak pieszy ginie na pasach, to do połowy jezdni to jest jego wina, bo wlazł jak ciele i nie rozejrzał się, czy coś jedzie. I weź tu hamuj, jak ci taki wejdzie. A jak go stuknie po przejściu połowy jezdni, to może być czasem wina kierowcy. A rowerzyści to wiadomo, że giną już na własne życzenie i od tego to właściwie nie ma wyjątków, chyba że kierowca, co takiego rowerzystę zabije, jest pijany. Ale oni wszyscy na tych rowerach po piwku jeżdżą, więc w sumie remis.
Warszawa – Piotrków Trybunalski (autobus)
Kierowca (przez mikrofon do kłócących się o miejsca pasażerów): – Szanowni Państwo, pragnę uprzejmie poinformować, że mimo iż autobusy budowane są wzdłuż, a nie wszerz, to i tak nie wszyscy mogą siedzieć przy oknie.
Monachium – Wangen
Ja: – Chciałbym dojechać do Wangen na dzisiejsze popołudnie i nawet sobie wydrukowałem, gdzie mam się przesiadać, żeby tam dotrzeć, ale zgubiłem tę karteczkę. Czy mógłby mnie pan poratować?
On: – Oczywiście. Wyjedzie pan o 13:05 z Monachium, przesiada się pan w Hergatz i Kempten. Na każdą przesiadkę będzie pan miał trzy minuty.
Ja: – A może mi pan to tak ustawić, żebym miał trochę więcej czasu na te przesiadki, bo co będzie, jeśli się któryś z pociągów spóźni?
On: – Nie rozumiem pytania.
Ja: – No, gdyby któryś z pociągów złapał spóźnienie. Utknę gdzieś wtedy po drodze i nie dojadę do Wangen.
On: – Jak to się spóźni?
Ja: – Tak może się zdarzyć.
On: – Nie. Nie może.
Warszawa – Poznań
Pasażer do koleżanki: – A mój kuzyn, razem z żoną, postanowili rzucić wszystko w diabły i postawili sobie kaszubską chałupę, mają jakieś zwierzaki, robią warsztaty wikliniarskie i pokazy wypiekania chleba. Dobrze im się wiedzie. Gdzieś pod Kielcami to robią.
Mostar – Zagrzeb
My: – Musimy dojechać do Zagrzebia najszybciej jak się da.
Ona: – Wsiadacie w pociąg o dziesiątej do Sarajewa, jesteście tam o dwunastej. O dwunastej zero siedem odchodzi stamtąd międzynarodowy do Zagrzebia. Dotrzecie tam przed wieczorem.
My: – A jeśli ten do Sarajewa się spóźni i nie zdążymy się przesiąść?
Ona: – Nasze pociągi się nie spóźniają.
(Spóźnił się półtorej godziny. Musieliśmy spędzić dobę w Sarajewie.)
Warszawa – Poznań
Ja: – Dzień dobry. Proszę pani, chciałem się dowiedzieć, jak to jest możliwe, że ten pociąg startował z Warszawy Wschodniej i już na Centralnej miał czterdzieści pięć minut opóźnienia, a po drodze nie było żadnej katastrofy, tory nie były oblodzone ani wygięte od upału, nikt się nie rzucił pod pociąg, nic się nie zepsuło? Teraz jesteśmy już w Kutnie i mamy spóźnienia prawie godzinę? Ja się chciałem tylko dowiedzieć, jak wy to robicie?
Konduktorka: – Proszę pana, skoro od Wschodniej do Centralnej złapaliśmy czterdzieści pięć minut, a od Centralnej do Kutna tylko piętnaście to znaczy, że zmniejszamy opóźnienie. A powstało ono dlatego, że ludzie do pociągu wsiadają i wysiadają niezdarnie.
Sucha Beskidzka – Kraków
Pasażerka (dwa miejsca za mną, przez telefon): – Noo, właśnie wsiadłam, zeszliśmy z gór i już jedziemy do Krakowa. No fajnie było, dużo ciekawych zajęć. Tylko te warsztaty fotograficzne takie sobie, koleś był bucowaty, wszystko krytykował, nic dobrego nie umiał powiedzieć o tych naszych zdjęciach. Springer się nazywał – straszny burak.