Henoch był potomkiem Seta, pradziadkiem Noego i jednym z najbardziej sędziwych biblijnych patriarchów. Zanim „w huku i płomieniach” został zabrany do nieba, zdążył opisać wydarzenia, do których doszło za sprawą niesubordynowanych „synów Boga”, a właściwie „synów Bogów” Elohim. Realizując misję podnoszenia kwalifikacji Ziemian, istoty te mimo boskiego zakazu nie powstrzymały się przed krzyżowaniem z ludźmi. Skutki były opłakane, za to wyniki anielskiej edukacji świetne. Podczas gdy ludzie terminowali pod okiem Elohim w rzemiośle i budownictwie, nauczyciele płodzili Nefilim: tępych, brutalnych gigantów, których Biblia nazwała „upadłymi”.
O związkach Elohim z „córkami człowieczymi” wspomina też kanoniczna księga Genesis. W Księdze Henocha mowa o 200 takich istotach – ich przybyły z nieba statek osiadł na górze Hermon (dzisiejsza Syria). W swojej księdze Henoch nazywa ich Obserwatorami, podaje też imię dowódcy: Semihaza (niezwykła zbieżność z Semjaze – patrz: „Jednoręki kamerzysta Eduard Billy Meier”). Obserwatorzy ruszyli między ludzi z misją szkoleniową, mając w programie ogrodnictwo, astrologię, wiedzę o chmurach, kurs rozpoznawania gwiazdozbiorów i cykli księżycowych itp. Grupa zadomowiła się na Ziemi i spłodziła potomków. Ludzko-anielskie hybrydy były agresywnymi prymitywami atakującymi ludzi. Bóg ukarał ekipę edukacyjną nie tylko za nieodpowiedzialne związki, ale też za przekroczenie zakresu wiedzy, którą mieli przekazać. Problem z Nefilim rozwiązał się sam. Według Henocha wkrótce nawzajem się pozjadali. Koptyjski Kościół Prawosławny jako jedyny włączył księgę o przygodach boskich nauczycieli na Ziemi do kanonu Pisma Świętego.
NA TEMAT:
W 329 r. p.n.e. armia Aleksandra Wielkiego uciekła w popłochu przed dwoma świecącymi dyskami wiszącymi nad polem walki. W 776 r. Saksończycy oblegający armię Karola Wielkiego pod zamkiem Siegburg odstąpili od ataku przerażeni dwiema czerwonymi tarczami, które zawisły nad kościołem. Z powodu tarczy, która z ogromną prędkością spadła z nieba na ziemię, koń poniósł Karola Wielkiego, a cesarz, spadłszy, mocno się poturbował.
W 1492 r., w dniu odkrycia Ameryki, Krzysztof Kolumb zobaczył latający dysk, który wodował i zanurzył się w głębinie. W 1716 r. astronom Edmund Halley widział na niebie serię okrągłych ciemnych obiektów i jeden jasny, rozświetlający notatki uczonego przez dwie godziny. Ów jasny obiekt był pozornie większy od tarczy Księżyca.
Początek prawdziwej ery UFO, czyli trwającej do dzisiaj lawiny doniesień o latających spodkach przemierzających niebo, miał miejsce letnim popołudniem 1947 r. Kenneth Arnold, Amerykanin pilotujący mały samolot, zobaczył nad Górami Kaskadowymi w stanie Waszyngton formację latających maszyn, które według jego słów podskakiwały w powietrzu, jakby ktoś puszczał spodkami kaczki. Chcąc nie chcąc, Arnold, prezes firmy produkującej gaśnice, rozpalił ludzką wyobraźnię jako wynalazca „latających spodków” vel talerzy. Nie był jednak oczywiście odkrywcą UFO. Niezidentyfikowane latające dzwony, spiżowe cylindry, skrzydlate kule, świetliste rydwany i inne cuda awiacji widywano na setki i tysiące lat przed tym, jak pan Arnold uciekł się do kuchennych porównań.
Najstarsze spisane doniesienie o UFO pochodzi sprzed 1450 r. p.n.e. Papirus z czasów faraona Tutmosisa III zawiera informację o ognistych kołach opuszczających się z nieba aż do granic czterech stron świata.
W 1907 r. nad dachem koledżu w Burlington w stanie New Jersey (USA) unosiła się olbrzymia ciemna torpeda. Wystarczająco długo, żeby zgromadzić wielu gapiów. W 1917 r. dużą błyszczącą tarczę przesuwającą się na tle Księżyca zaobserwowali mieszkańcy Buenos Aires. W tym samym roku w Fatimie miała miejsce rekordowa pod względem liczby świadków obserwacja UFO. Wirujący, rozkołysany srebrny dysk śledziło w religijnym uniesieniu 50 tys. ludzi.
W latach 1920–1923 mieszkańcy Karoliny Północnej regularnie donosili do gazet o dostrzeżeniu latających dysków. Potem zjawisko to im spowszedniało. W 1922 r. członkowie naukowej ekspedycji obserwowali przez lornetki błyszczący metalowy krążek wykonujący niezwykłe ewolucje na niebie centralnej Azji. W tym samym roku świadkami przyziemienia obiektu wyglądającego jak dwa złożone metalowe spodki było kilkudziesięciu mieszkańców warszawskiego Targówka. Dwa lata po pierwszym w historii udanym przelocie nad Atlantykiem, latem 1929 r., załoga parowca Coldwater obserwowała przelot nad tym oceanem wielkiego srebrzystego koła.
Łatwo można dostrzec podobieństwo obiektów z tych starych opisów do współczesnych UFO. Np. obracanie wokół własnej osi, ciemny otwór pośrodku (wspominany w starych kronikach), niezwykłe manewry i szybkość, skręcanie pod kątem prostym, nagłe zatrzymywanie się w locie. Charakterystyczne UFO z kopułą pojawiają się już w zapiskach z XIX w. jako świetliste półkule oparte na kręgach. Pulsowanie opisywane jest jako „rytmiczne wyrzucanie kaskad światła” (1884). Bywa też mowa o swobodnym poruszaniu się po niebie (1868). Już w 1851 r. kronikarz odnotowujący zdarzenie związane z nieznanymi obiektami użył określenia „flotylla świetlistych dysków”.