Przyleciałeś do Polski z okazji dwóch premier: filmu „180 stopni na południe”, inspirowanego twoją biografią i książki twojego autorstwa „Dajcie im popływać”. O czym jest książka, do kogo adresowana, czego można się z niej nauczyć?
Książkę pisałem z myślą o innych biznesmenach, ale przede wszystkim o młodych ludziach u progu kariery. Chciałem im pokazać, jak osiągnąć sukces. Książka opowiada o tym, jak założyć własny biznes, jak ważna jest umiejętność współpracy z innymi. Zacząłem ją pisać 15 lat temu na podstawie własnych doświadczeń. Tego nie nauczą cię na żadnych studiach. Nie bez powodu książka została już przetłumaczona na 11 języków. Nie chodzi tylko o to, żeby znaleźć niszę na rynku i robić to, czego nie robił dotąd nikt inny. Ważne jest również, w jaki sposób prowadzi się firmę. My robimy to w niestandardowy sposób, łamiemy wiele zasad obowiązujących w biznesie.
Jakich zasad?
Nie mamy na przykład ściśle określonego czasu pracy. Nie przychodzimy od 9 do 17 każdego dnia. Jeśli ktoś woli popracować w domu zamiast przychodzić do biura, nie widzę w tym problemu. Stąd tytuł książki „Dajcie im popływać”. Z jednej strony jest metaforyczny, z drugiej dosłowny. Jego dosłowność sprowadza się do tego, że jeśli danego dnia panują świetne warunki do surfowania, pozwalam pracownikom wziąć deskę pod pachę i skorzystać z dobrej fali. Pracę mogą dokończyć później. Jesteśmy bardzo elastyczni, zatrudniamy niezależnych ludzi. Nie ograniczamy ich potrzeby wolności i dzięki temu są bardziej oddani firmie. Wierzą w sens tego, co robimy.
NA TEMAT:
Słyszałam, że nie tylko pozwalasz pracownikom na przerwy na surfowanie w czasie pracy, ale także dofinansowujesz ich urlopy na uprawianie sportów. Dlaczego kładziesz taki nacisk na sport w firmie? W jaki sposób to wpływa na efektywność?
Jestem właścicielem Patagonii, firmy produkującej odzież sportową. Praca zawsze jest bardziej efektywna, kiedy robi się to, co się lubi, dlatego zatrudniam osoby, które interesują się sportem.
Sam lubisz sport, surfujesz. Raz miałam okazję surfować na Wyspach Kanaryjskich i to były najlepsze trzy godziny w wodzie. Pamiętasz swoje pierwsze surfowanie?
Pierwszy raz surfowałem w Kaliforni, w Malibu. Znane miejsce wśród surferów. Pamiętam, że pierwszą deskę surfingową musiałem wykonać własnoręcznie, bo wtedy niewiele firm zajmowało się produkcją desek, więc ciężko było je dostać.
Lubisz także wędkarstwo. W porównaniu z surfowaniem to dość nudne zajęcie. Skąd takie zainteresowanie?
Nie uważam, żeby wędkarstwo było nudne. Wręcz przeciwnie, wędkowanie może być naprawdę ciekawym i wbrew pozorom intensywnym sposobem spędzania wolnego czasu.
Naprawdę? Jakim cudem?
Dla mnie wędkarstwo to nie jest tylko siedzenie z wędką nad wodą. Dobry wędkarz musi myśleć i czuć jak ryba. Staje się wtedy częścią otaczającej go przyrody. Łowienie ma w sobie coś ze wspinaczki. Alpinista podobnie jak wędkarz powinien umieć dostrzec wiele szczegółów, mieć oczy szeroko otwarte, być cierpliwy i wytrwały.
No tak, w końcu jesteś nie tylko surferem i wędkarzem, ale także alpinistą. Jak to możliwe, że biznesmen znajduje czas na tyle aktywności? Da się pogodzić pracę z hobby?
Moja praca jest moim hobby. Poza tym ma wiele wspólnego z moimi zainteresowaniami. Kiedy idę na ryby albo wspinać się, mogę jednocześnie testować nowy sprzęt, który produkuję. Zresztą ja nie jestem typowym biznesmenem. Nawet nie mam komputera...
…ani telefonu komórkowego?
Telefon komórkowy akurat mam (śmiech). Ale użyłem go może ze 3 razy.
W to już nie uwierzę.
Poważnie (śmiech).
O tym jest film „180 stopni na południe”? O biznesmenie, który ze stereotypem biznesmena ma zaskakująco niewiele wspólnego?
Zastrzegam, że film nie był moim pomysłem. Zostałem wciągnięty do jego realizacji. Opowiada o faktycznych wydarzeniach, w których brałem udział. Opisuje moją wyprawę z 1968 r., podczas której razem z przyjaciółmi wyruszyliśmy z Kalifornii do Ameryki Południowej zdobywać wulkaniczny szczyt Cerro Corcovado. Film m.in. porusza kwestię ochrony środowiska, bo tym także się zajmuję, a jeszcze o tym nie rozmawialiśmy.
No właśnie, jesteś znany z tego, że propagujesz działalność na rzecz ochrony środowiska. Jesteś inicjatorem programu „1% dla Planety”, który zrzesza firmy przekazujące 1% dochodów organizacjom zajmującym się ochroną środowiska...
Moja firma nie jest duża, ale bardzo wpływowa. Sprzedaż to jedno, natomiast chcemy nauczyć innych przedsiębiorców, żeby zrozumieli jak ważna jest, przy okazji prowadzenia firmy, dbałość o to, aby jej działalność nie wpływała szkodliwie na środowisko. W realizację programu, o którym wspomniałaś, jest zaangażowanych 1500 firm. Każda z nich przeznacza na ochronę środowiska 1% zysków ze sprzedaży. Przy czym nie jest tak, że te pieniądze idą nie wiadomo na co i nie wiadomo dla kogo. Mamy listę sprawdzonych organizacji, które wspieramy. Fundusze, które od nas otrzymują, faktycznie przeznaczają na te cele, na które powinny. Pomagamy około 3 tysiącom organizacji, które próbują ratować planetę. Dbają o ochronę środowiska, starają się przeciwdziałać wydzielaniu toksycznych substancji chemicznych przez różne przedsiębiorstwa przemysłowe, walczą przeciwko wycinaniu lasów, itd.
Własna firma, ratowanie planety, sport... To musi pochłaniać cały twój czas. Nie żałujesz, że nie zostałeś traperem, o czym podobno kiedyś marzyłeś?
Nie (śmiech). Dzięki temu, że jestem biznesmenem mogę zrobić więcej dla ochrony środowiska. Poza tym, tak jak mówiłem, moja praca to moje hobby. Jednak nie było prosto zbudować od zera całą firmę. Zaczynałem od sprzedaży zrobionych przeze mnie haków do trekkingu. Sklepem był bagażnik samochodu. Rozwinięcie tak małego biznesu w firmę, jaką jest dzisiaj, zajęło wiele lat. Nie było łatwo, ale było warto.
Co chciałbyś przekazać naszym czytelnikom - podróżnikom?
Trochę pojeździłem po świecie i wiem jedno. Podczas podróżowania można się bardzo wiele nauczyć o innych krajach, kulturach. Poznawanie ich otwiera też oczy na cudze problemy. Weźmy na przykład Afrykę. Byłem w niej 30 lat temu, potem 20 lat temu i w końcu 10 lat temu. Za każdym razem widziałem to samo: bieda, choroby... To smutne, że do tej pory niewiele się tam zmieniło. Przecież żyjemy na jednej planecie i skutki tego, co dzieje się na jednym końcu świata, są odczuwalne na drugim. Powinniśmy myśleć globalnie, nie tylko lokalnie. Pomagając innym, pomagamy sobie.