Po prawie czterech latach pobytu w Azji postanowiłem odwiedzić Polskę. Podróż ta okazała się równie pasjonującym doświadczeniem jak pobyt na Wschodzie. Polska musi być niezwykłym miejscem dla każdego, kto nigdy nie miał okazji być w tych stronach. Teraz widzę dopiero, jak relatywne jest pojęcie egzotyki.
W Azji przyzwyczaiłem się do rzeczy, które w żaden sposób nie są akceptowane przez ludzi z Zachodu. Wszystko zaczyna się od małych niuansów widocznych już po przekroczeniu granicy z Ukrainą. Później, z każdym tygodniem całe otoczenie zmienia się do tego stopnia, że jedyną rzeczą, jaką można rozpoznać, są własne wspomnienia.
W czasie tej podróży nie tylko odwiedziłem większość krajów Azji, ale również spróbowałem tam żyć, mieszkać, pracować. Jako pielgrzym na rowerze byłem zawsze bezpieczny, swego azylu udzielali mi wspaniali ludzie, których życie tak bardzo różni się od naszego.
Mieszkańcy większości azjatyckich krajów, w których byłem, są biedni, wypaleni polityką wyzysku, reżimów politycznych, wojen lub trudnych warunków naturalnych. Za każdym razem gdy ich odwiedzałem, udzielali mi gościny i czułem, że poza atrakcją jaką stanowię w ich życiu, przynoszę im również nadzieję. Widok przybysza sprawiał, że ludzie ci mieli poczucie, że ktoś się nimi interesuje.
Kazachstan
W Kazachstanie obok niewielu osad nomadów, na toksycznych pustyniach wykwitły oazy petro-bogactwa, które w połączeniu z rozwojem kapitalizmu, rozwarstwiły społeczeństwo na miliarderów oraz robotników. Na stepach i pustyniach tego kraju krzyżują się ścieżki potęgi rozumu oraz ludzkiej głupoty. Tuż obok siebie znajdują się zniszczone przez plantacje bawełny Morze Aralskie oraz kosmodrom Bajkonur, z którego startują rakiety kosmiczne. Nieco dalej na zachód można zobaczyć postsowieckie jeziora utworzone po próbach broni nuklearnej. To był dla mnie pierwszy powiew tamtejszej egzotyki.
Prawdziwe piękno natury wyłoniło się zza horyzontu dopiero, gdy zbliżyłem się do gór Tien-szan – tam pojawia się nowy wymiar przestrzeni. Ludzie, zwierzęta i przyroda żyją w odwiecznej symbiozie, wzajemnie się uzupełniają i zdają się być wolni i szczęśliwi. Bieda doskwiera głównie tym, którzy nie oparli się pokusie i wybrali model życia oparty o politykę pieniądza. Reszta jest samowystarczalna i, o ile są owce, krowy, kozy oraz pola na wypas, nic więcej im nie potrzeba. Dzięki zwierzętom są w stanie wyprodukować jedzenie, mleko, ubrania, pokrycie jurty a nawet alkohol.
Uzbekistan
Na południu Uzbekistanu zamieszkałem z ubogą rodziną, której głową był weteran wojenny z czasów konfliktu afgańsko-rosyjskiego. Po rozpadzie Związku Radzieckiego trafił na 12 lat do więzienia za przemyt heroiny z Afganistanu. To on przygotował mnie na podróż do kraju ogarniętego wojną od niemal 30 lat i to także dzięki niemu zrozumiałem, jak wysoką cenę płacą obywatele Uzbekistanu za życie w pokoju. System kontroli politycznej paraliżuje wolność słowa, co dla mnie wciąż było jeszcze egzotyką.
Afganistan
Gdy po raz pierwszy zobaczyłem cywilów z kałasznikowami, którzy spacerują spokojnie ulicami Mazar-e-Sharif na północy Afganistanu, czułem się bezpiecznie, gdyż do tej pory najwięcej nieprzyjemności spotykało mnie ze strony armii i policji, a ci tu po prostu bronili swych rodzin. Ponadto, mimo ciągłego zagrożenia eksplozjami bomb lub porwaniami, czułem, że ktoś taki jak ja – oberwany kloszard funta kłaków warty – nie jest celem złych chłopaków. Czuwał nade mną anioł stróż oraz ludzie o niezrównanej dobroci serca. Mimo to nie namawiam nikogo do pójścia w moje ślady i wiem, że miałem dużo szczęścia, iż bez drzazgi w palcu przejechałem ten kraj rowerem. To nie ludzie są problemem w czasie podróży, ale biurokracja, warunki migracji, prawo wizowe oraz granice otoczone drutami kolczastymi.
Azja Południowo-Wschodnia
Gdy przekroczyłem granicę między Pakistanem a Chinami, odkryłem nowe pokłady egzotyki. Cztery miesiące podróży przez Kraj Środka odizolowały mnie od kontaktu z otoczeniem i gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że tam wrócę i nauczę się tamtejszego języka, to prawdopodobnie uznałbym go za dobrego kawalarza. Życie codzienne mieszkańców kraju o umysłach zwalcowanych przez legendarnego Mao Zedonga nie przypadło mi do gustu tym bardziej, że hybrydowa wersja kapitalizmu, która wyrosła na podwalinach ultrasocjalistycznej republiki ostatecznie pogrzebała 5 tysięcy lat tradycji tego kraju. Ewakuowałem się więc do Azji Południowo-Wschodniej.
Kambodża
Gdy w Kambodży dojechałem po raz pierwszy do morza, miałem na liczniku 20 tys. km, a wejście do turkusowej morskiej wody było przeżyciem wręcz mistycznym. Zaczynała mi jednak powoli doskwierać samotność. Coraz mniej napotkanych ludzi mnie rozumiało, a ja marzyłem o kompanie, przyjacielu.
Birma
Po powrocie z Birmy, przeciąłem turystyczną Tajlandię i w Kuala-Lumpur spotkałem Salvę – rowerzystę z Hiszpanii, który podróżował od 4 lat. Ruszyliśmy razem na Sumatrę – jedną z 18 tysięcy wysp Indonezji. To wyjątkowe szczęście spotkać kogoś, z kim da się podróżować tak gładko i szczęśliwie. Indonezja była niczym raj na ziemi, choć jego mieszkańcy borykają się wciąż z wieloma problemami – z jednej strony opresyjna polityka rządu, z drugiej destruktywna kampania korporacyjna dewastująca tamtejszą przyrodę. Być może kiedy wrócę tam następnym razem, nie będę miał już okazji zobaczyć dzikich orangutanów, których niewielkie kolonie przetrwały na Borneo i Sumatrze.
Filipiny
Kolejne wyspy, przeprawy promowe i spontaniczne przyjaźnie z sympatyczną ludnością pełną zagadkowych i zabawnych historii. W dżungli Mindanao spotkałem Hiszpana, który przyjechał tam na rowerze prawie 20 lat temu i żyje wraz ze swą filipińską małżonką na wariackich papierach. Dżungla dawała im schronienie i karmiła przez długie lata, póki sami nie stanęli na nogi.
Chiny
Wróciłem do Chin przez Hong-Kong. Pierwsze od dawna odwiedzone przeze mnie miasto. Przytłoczyły mnie drapacze chmur i niezwykłe mosty rozpostarte pomiędzy górzystymi wyspami. Ponowne zanurzenie w atmosferze Chin znów było egzotyką – tak odwykłem od tej niecierpliwej pogoni za bogactwem, od merkantylizmu i wzajemnego braku szacunku. Już na samym wstępie, w drodze do Szanghaju, zobaczyłem, jak policja dewastuje motocykl jakiemuś obywatelowi. Wschodnie Chiny wydały mi się przeludnione i chaotyczne, a udręczeni wyścigiem po pieniądze obywatele – smutni.
Gdy poczułem, że moje kieszenie robią się bardziej niż puste, kupiłem bilet na prom do Osaki w Japonii i po ponad 50-godzinnej przeprawie dotarłem... na inną planetę. Po jakimś czasie znalazłem pracę w jednym z hosteli w Tokio. Później zatrudniłem się w jednym z tamtejszych biur architektonicznych jako stażysta, wiedziałem jednak, że choć zdobędę tu doświadczenie, to nie pieniądze na dalszą podróż. Wróciłem więc do Chin; zamieszkałem w Pekinie i zacząłem pracę jako architekt, dzięki czemu miałem okazję poznać ten kraj od drugiej strony.