Nieliczni skojarzą, że skoro kotlina, to musi być gdzieś w górach. Ale co to za góry? Tatry raczej nie, zatem pewnie gdzieś w Bieszczadach.
Ta odrobina ignorancji Kotlinie Kłodzkiej wyszła na zdrowie. Żegnajcie odpustowe bazary i ciąg budek z kebabem. Ci, którzy przyjeżdżają tu po raz pierwszy, są właśnie zachwyceni, że mogą poczuć się odkrywcami na miarę Bronisława Malinowskiego, Polaka który rozdziewiczył Wyspy Triobrandzkie.
Kotlina Kłodzka zachwyca! Sprawdź najważniejsze atrakcje tego miejsca TUTAJ!
Kotlina Kłodzka - burzliwe losy
Jak cały Śląsk, Kotlina Kłodzka zmieniała swoją państwowość mniej więcej co trzy stulecia – na zmianę piastowska i czeska, od wieku XIV habsburska, następnie pruska i w rezultacie niemiecka. W 1945 r. powróciła, jak pięknie opisała to ówczesna propaganda, „do macierzy”, stając się domem dla tysięcy przybywających z kresów. W większości była to ludność wiejska z najbardziej zacofanych gospodarczo terenów przedwojennej Polski. Moja Babcia, która przyjechała wówczas z lwowskiego, opowiadała, jak nowo przybyli godzinami wpatrywali się w krany z bieżącą wodą i jak wyposażone w nowoczesny sprzęt gospodarstwa niszczały, bo nikt nie potrafił z nich korzystać. Ludzie czuli się tu nie na miejscu, niepewni, czy to ich nowy dom, czy tylko tymczasowy przystanek. Przecież Niemcy mogli wrócić. Szabrowano więc zamki, pałace, biblioteki. Wszystko, co tylko można było spieniężyć. Dosłownie „dzięki Bogu”, bogato wyposażone kościoły pozostały nietknięte. Poprzedni mieszkańcy, uciekając z Kotliny Kłodzkiej, na zawsze zabrali ze sobą jej historię. Ich następcy zastali miejsca, które musieli sobie na nowo opowiedzieć.
Twierdza Kłodzko / fot. shutterstock.com
Tak rodziły się niesamowite baśnie, których słuchałem jako dziecko z „otwartą gębą”. Do ciotek schodziły się najstarsze baby ze wsi i trajkotały – o duchach, klątwach, zabobonach i innych niesamowitościach, które czaiły się w poniemieckich murach i błądziły po tutejszych polach. Na przykład o ciotce Kryśce, co ją duch przerzucił przez ściany aż do czeskiej granicy, bo się śmiała z wywoływania duchów. O moim dziadku, co osiwiał w wigilię, gdy zwoził z lasu choinkę bryczką i wtem zawołała go zjawa topielicy (mówiła po niemiecku). Do dziś nie mogę zapomnieć nocy, gdy spałem w jednej izbie z trumną ciotki, bo tradycja była taka, że zmarły spędzał noc w domu, z rodziną. Albo tego, jak znachorka pluła mi na głowę przez miotłę, by odpędzić zły urok. A przecież to były lata 90. XX wieku, w tzw. Polsce A.
Sprawdź najważniejsze atrakcje Kotliny Kłodzkiej!