Zacznijmy od kulisów misji. Jako fotograf, współpracownik magazynu Top Gear, mam za zadanie udać się do Wrocławia na spotkanie z nowym, przedprodukcyjnym egzemplarzem Astona Martina Rapide. Pierwszego od wielu lat czterodrzwiowego i w pełni czteroosobowego modelu tej firmy. To niezła okazja - na razie istnieją tylko dwa takie samochody na świecie (jeden jest gdzieś w Chinach) i żadni dziennikarze nie mają prawa nimi jeździć. Jedyne, co będziemy mogli zrobić, to fotografować, podotykać, popatrzeć, posłuchać i powąchać. Mnie jednak nurtuje inne pytanie: zastanawiam się, jaki nietypowy samochód z klasą mógłbym zabrać na to rendez-vous? Co można kupić w Polsce, by poczuć się jak tajny pracownik obcego rządu, wyróżnić się z tłumu nudnych niemieckich limuzyn? Z pomocą przychodzi mi Citroën. Do swojej flagowej limuzyny C6, którą jeździ prezydent Sarkozy, właśnie włożono nowy silnik. Trzylitrowy diesel o mocy 240 koni i 450NM momentu obrotowego. Wkładam więc walizkę i sprzęt do przepastnego bagażnika (siedzenia się składają, więc jakby co, można transportować nawet kilka ciał) i ruszam w drogę.
NA TEMAT:
Do Wrocławia można dojechać na dwa sposoby. Pierwszy - kierując się znakami drogowymi: z Warszawy drogą nr 8, tzw. "gierkówką", cały czas prosto. Problem w tym, że za Piotrkowem Trybunalskim droga staje się jednopasmowa. A na niej miasteczka, fotoradary i przede wszystkim ciężarówki. Ich wyprzedzanie, nawet samochodem, który rozpędza się od 80 do 120 w około 6 sekund, nie będzie przyjemne, a czasem niebezpieczne. Jako wyznawca zasady, że lepiej nadłożyć drogi dwupasmówką niż męczyć się na takich drogach, wybieram inny wariant. Kieruję się na trasę przez Katowice, a potem autostradą do Wrocławia. Wprawdzie Google Maps alarmuje, że w ten sposób tracę godzinę i nadkładam 140 km, ale Google - podobnie jak James Bond - pewnie nie zna dobrze Polski i liczy zawsze, że poruszamy się z maksymalnie dozwoloną prędkością. To wyklucza mało sensowne utknięcie za traktorem lub litewską lawetą. W efekcie jadąc autostradą, z podawanych przez Google 7 godzin robi się 5 godzin. Do tego autostrada jest bezpłatna i aż roi się tam od knajp, w których można się zatrzymać w razie głodu.
Prawdziwy agent jednak nigdy nie je, a że Aston jest samochodem dla Bonda, to Citroën mógłby być autem dla Phantomasa. Dzięki hydropneumatycznemu zawieszeniu dosłownie płynie po drodze, izolując od jakichkolwiek nieprzyjemnych doznań. Silnik v6 miło mruczy pod maską, nie zdradzając praktycznie swojej parweniuszowskiej przynależności do rodziny diesli. W połączeniu z jedwabistą sześciobiegową, automatyczną skrzynią, rozpędza tego dwutonowego wieloryba bez wysiłku. Przy niskich prędkościach można mu podnieść prześwit i dzięki temu np. zaparkować nad hałdą śniegu. O stabilność przy wyższych prędkościach dba wysuwany spoiler, a bixenonowe reflektory skręcają w zakręcie, doświetlając jego wewnętrzną stronę, co bardzo pomaga na trasie w nocy. Head Up display wyświetla prędkość i nawigacyjne strzałki, fotele grzeją, a specjalny system dba o to, byśmy nie zbaczali na sąsiedni pas i w razie czego sympatycznie wibruje fotelem. Ten samochód to prawdziwy paryski boutique hotel na kółkach. Miękka skóra, drewno i aluminium, świetne audio JBL. Wszystko tu jest eleganckie, łącznie z pozbawionymi słupków drzwiami i baletem, jaki wykonują pokrywy schowków w bocznych drzwiach. Gdy następnego dnia podjeżdżam na Ostrów Tumski (zabytkową dzielnicę Wrocławia), przyznam, że czuję się całkiem stylowo. Dopóki nie stawiam samochodu w bliskiej odległości przyczajonego, niskiego i napiętego w liniach Rapide'a. Aston jest piękny, muskularny i w sumie dość powściągliwy. Tak jak Bond, jest to dżentelmen zabójca. Francuz jest elegancki, ale jest bardziej dandysem, sybarytą. Jest sympatyczniejszy. Oczywiście nie ma co porównywać. To jakby postawić obok siebie w pięcioboju Daniela Craiga z Louisem de Funesem i patrzeć kto wygra. Poza tym jeden jest od drugiego droższy o jakieś 600 000 złotych, co od razu widzę, gdy wsiadam do kabiny Rapide'a. Sześciolitrowy silnik z DB9 brzmi tak, że dostaję gęsiej skórki. Może właśnie dlatego franczyza 007 jest największą w filmowym biznesie, a moją kolekcję filmów "Taxi" kupiłem za 9,90 zł za sztukę. Tylko, czy w związku z dodatkowymi miejscami z tyłu, Bond miał zamiar założyć rodzinę? Co następne? Piwo w ręku i brzuszek? Te dwa ostatnie najlepiej wozić Mercedesem...