1. Sanatorium Bajka
Po sześciu godzinach jazdy busem z Warszawy podjeżdżamy przed sanatorium Bajka. Wygląda rzeczywiście bajkowo – mieści się w murowanym pałacyku. Jest on co prawda nieco zaniedbany, a jego bryłę szpeci wysoki komin kotłowni, ale za to otacza go wspaniały ogród. Lipowe alejki są trochę zapuszczone, co dodaje im tylko uroku i, powiedzmy, angielskiego stylu. Przed wejściem do sanatorium obłędnie kwitnie bez. Wewnątrz unosi się zapach kotletów mielonych. Podano je właśnie w stołówce. Malowane farbą na wysoki połysk drzwi i lamperie, niby- góralskie krzesła i bistorowe obrusy nijak się mają do eleganckich pałacowych wnętrz z czasów międzywojnia. Bo od kiedy była to siedziba rodu Ponińskich, wiele się zmieniło.
Horyniec Zdrój, Sanatorium Bajka, fot. Agnieszka Rodowicz
Pod koniec XIX w. odkryto w Horyńcu lecznicze źródła. Aleksander Poniński urządził tu pierwszy, nieduży zakład kąpielowy. Do Horyńca zjeżdżali goście z całej Ziemi Lubaczowskiej, Roztocza, a nawet z zagranicy. Bywali tu przede wszystkim zamożni Żydzi i ziemianie – właściciele dużych majątków.
Do lat 30. XX w. istniało w okolicach Horyńca około 60 pałaców, dworów i rządcówek, a także zabudowania folwarczne, młyny, browary i gorzelnie. Dwory otoczone były wspaniałymi ogrodami, majątki okalały pola, na których rosły zboża, ziemniaki, gdzieniegdzie tytoń. We wsiach i miasteczkach mieszkała zgodnie społeczność żydowska, ukraińska i polska.
Z zamyślenia wyrywa mnie dobiegająca gdzieś z oddali muzyka. Przypominam sobie, że w Parku Zdrojowym miała się odbywać impreza ludowa. Niedawno park – założony przez hrabiego Stanisława Karłowskiego, ostatniego właściciela Horyńca – został zrewitalizowany. Wytyczono alejki, zbudowano drewniane pomosty nad podmokłymi łąkami. Powstały fontanna, ławki i zadaszona scena. Wszystko z drewna w minimalistycznym stylu, który jednym się podoba, innym nie bardzo. Mnie wyjątkowo. Bo niczego nie udaje, nie kopiuje z nostalgią przeszłości. Wytycza nowy kierunek dla Horyńca, szanując lokalne tradycje.
NA TEMAT:
2. Drewniane cerkwie w Radrużu i Nowym Brusnie
Ruszam w kierunku Radruża położonego przy samej granicy z Ukrainą. Tam znajduje się najstarsza w Polsce, umieszczona na liście światowego dziedzictwa UNESCO drewniana cerkiew. Za Horyńcem miasteczkiem wyjeżdżam na asfaltową drogę wśród jaskrawożółtych pól kwitnącego rzepaku. Niestety cerkiew jest zamknięta. Jedynie z zewnątrz oglądam późnogotycką budowlę na planie trzech kwadratów. Niemal w całości pokryta jest drewnianym gontem. Otacza ją mur ułożony z płaskich kamieni nakrytych daszkiem z deszczułek. Wybudowana najprawdopodobniej w 1580 r. cerkiew jest jednym z najcenniejszych zabytków architektury w Polsce.
Cerkiew w Radrużu, fot. Agnieszka Rodowicz
3. Cmentarz W Starym Brusnie
Naprzeciwko niej znajduje się cmentarz. Mnóstwo tu bruśnieńskich krzyży. Kiedyś były białe, teraz są szarawe, porośnięte mchem, pokryte zaciekami wilgoci. Kawałek za cerkwią jest drugi, większy cmentarz. Tyle że w całości zarośnięty wysokimi pokrzywami i kwitnącym właśnie na żółto jaskółczym zielem. Tu też stoją krzyże z Bruśna. Niektóre ledwo wystają spomiędzy roślin. Panuje absolutna cisza. Tylko ptaki szczebioczą wesoło, nic sobie nie robiąc z powagi śmierci.
Cmentarz w Starym Bruśnie, na którym zachowało się około 300 nagrobków w tzw. stylu bruśnieńskim, fot. Agnieszka Rodowicz
Życie na wschodnich rubieżach nie było może idealne, ale toczyło się spokojnie, wyznaczane rytmem pór roku i prac polowych. Śmierć oznajmiały dźwięki rzeźbiarskich narzędzi wykuwających w wapiennych blokach krzyże. Powstawały one przede wszystkim w Starym Bruśnie, ludowym ośrodku kamieniarskim, który działał tu od połowy XVI w. Kamienne krzyże z rzeźbieniami przedstawiającymi korę dębową, słoje drewna czy liście bluszczu, stały się charakterystycznym elementem krajobrazu Roztocza. I jako jedne z niewielu efektów działania człowieka przetrwały. Ponieważ wraz z wojnami nadszedł koniec kresowego życia.
4. Agroturystyka Polanka - dawny folwark w nowej odsłonie
Ranek także budzi mnie ogłuszającym śpiewem ptaków. – To hałas, nie śpiew – śmieje się Sebastian, gospodarz Polanki, gospodarstwa agroturystycznego, w którym zatrzymałam się na nocleg. Dziwię się, że duży murowany dom i kilka budynków gospodarczych stoi w środku lasu. – Okolice Horyńca wyglądają zupełnie inaczej niż 100 lat temu – wyjaśnia Sebastian. – Wtedy były tu wielkie folwarki. – Polanka to dawna rządcówka, należała do końca lat 30. XX w. do rodziny Liptayów – dodaje partnerka Sebastiana, Ewa. Ale przyszła pierwsza, potem druga wojna światowa. Z 60 folwarków Ziemi Lubaczowskiej zostało kilkanaście. Zniknęły też całe wsie. W Starym Bruśnie zostali tylko umarli, pochowani pod trzema setkami krzyży. Ocalałe folwarki zamieniono w PGR-y – opowiada dalej Sebastian. Tak też było z Polanką.
Ewa, Sebastian i ich podopieczny z Polanki, fot. shutterstock.com
Hodowano tu krowy i owce. – Dziwić może, że w środku lasu jest folwark, ale trzeba pamiętać, że zniknął też przedwojenny krajobraz Roztocza – wyjaśnia Sebastian. Po wojnie zalesiano pola uprawne, by nikt tu nie wracał. Pozostałości drewnianych chałup porosły trawa, krzaki i las. O ich istnieniu świadczą odkrywane między drzewami fundamenty czy dawne piwnice. A także drzewa owocowe i krzyże. – Stawiano je zazwyczaj na początku i na końcu wsi – mówi Sebastian.
5 . Dawne bunkry i umocnienia.
Kiedy ruszam rowerem przez okolicę, odkrywam, że pierwsza wojna światowa pozostawiła po sobie ślady w postaci poukrywanych w lasach cmentarzy. W Nowinach Horynieckich trudno nawet się domyślić, że zielone poduchy barwinka kryją mogiły żołnierzy austriackich i rosyjskich. Ślady drugiej wojny światowej są jak wciąż widoczne blizny: wały przeciwpancerne, betonowe zapory wyrastające nieoczekiwanie z pola czy kryjące się w lasach bunkry. Po Żydach zostały nieliczne synagogi, po grekokatolikach – opuszczone cerkwie. Niektóre zamieniono na kościoły katolickie, inne stoją zamknięte na głucho. Przez okno widać tablicę i ławki szkółki niedzielnej, w zakrystii z szaf wystają białe obrusy, szatki do chrztu i inne rytualne tekstylia. Niektóre cerkwie miały więcej szczęścia i przeszły lub właśnie przechodzą renowację. Inne, podparte drewnianymi drągami, czekają na zlitowanie. Do wielu można wejść, ale najpierw trzeba ustalić, kto ma klucz. Co akurat nie jest trudne, gdyż miejscowi są bardzo serdeczni i uczynni. Na razie w okolice Horyńca zaglądają głównie emeryci. Bo klimat łagodny, sanatoria tanie, cisza i spokój. Ale region powoli ożywa.