Dawaj! Ciągnij! Mocniej! – rybacy krzyczą jeden przez drugiego. – Razem! Już go widzę! Chlupotanie narasta, gdy niewód pojawia się na powierzchni. Musi ważyć tonę, bo twarze tężeją z wysiłku. Jeszcze dwa metry, metr, chwila ciszy i… plask! Lśniący kokon pęka pod butami. Nie ma czasu na odpoczynek. Sieć momentalnie pustoszeje i ponownie znika w wodzie. A ja cofam się gwałtownie, bo pokład nie jest już z drewna. Ożywa, wije się, kąsa nogawki. Srebrne ostrza podskakują, jakby chciały przebić poszycie i posłać kuter na dno. Tysiące śledzi przelewają się skrzącą falą od burty do burty.
– Spokojnie, nie gryzą – śmieje się pan Kazimierz, rybak z Fromborka, wyciągając zaplątaną w dratwę sztukę. – Chodź tu, malutka – cmoka w rozwarty pyszczek, wywołując salwę śmiechu wbitych w sztormiaki kompanów. A potem wychyla się za dziób i puszcza ją wolno. – Czy spełni życzenie? A jakże! Dziś w pięciu chłopa wyciągniemy kilkanaście ton takich piękności. Dla nas to prawdziwy skarb. Kilka tygodni harówki i w portfelu prawie całoroczny zarobek. Ruble z płetwami, tak je tu nazywamy. Dlaczego? Bo płyną prosto z Rosji! Wystarczy, że na Zalewie Wiślanym puści lód i bach! Już szorują do nas na tarło. O, stamtąd, przez Cieśninę Pilawską – wielka jak bochen dłoń wskazuje horyzont.
NA TEMAT:
Odległa o dziesięć kilometrów Mierzeja Wiślana ciągnie się zalesioną kreską i znika we mgle. – Stąd widać tylko Kąty Rybackie, na prawo Krynicę Morską, a tamta plamka to Piaski – wyjaśnia rybak. – Dalej na wschód to już obwód kaliningradzki. Jak zrobią przekop mierzei w Skowronkach, śledzie będą miały bliżej. Ale jak na razie wracają tą samą drogą. Wystarczy, że skoczy temperatura i „daswidania!” – już ich nie ma. A nam zostają rodzime sandacze, okonie, trochę węgorza.
– I kupa żelastwa – dodaje pomocnik, wyciągając z wody długą tyczkę. – Niby nie jest głęboko, ale na dnie tyle mułu – pokazuje czarny nalot. – A w nim pełno skarbów! Bo w zalewie i krzyżackie okręty tonęły, i szwedzkie, a w 1945 r. to już był istny armagedon. Jak ojciec zaczynał łowić, to jeszcze lufy czołgów sterczały… A i teraz jakieś koło od furmanki się wyciągnie, albo skórzane siodło. Pamiątki po tych biedakach, co przed Rosjanami po lodzie uciekali. Ludzie gadają, że we Fromborku mamy dwa muzea. Jedno podwodne, a drugie o, tam – wskazuje katedrę na wzgórzu.
Najważniejsze atrakcje Fromborka
U dołu soczysta zieleń, nad nią już tylko czerwień gotyku. Pancerz murów, przysadziste baszty, kłujące niebo wieżyczki. Architektoniczny majstersztyk wzniesiony z milionów cegieł. Pierwszą położono pod koniec XIII w., gdy Prusowie puścili z dymem siedzibę biskupów warmińskich w pobliskim Braniewie. Ostatnią – sto lat później. Gdy w 1388 r. rozebrano rusztowania, odsłaniając dziewicze ściany, budowniczowie zacierali ręce. – Piękna świątynia! – cmokali z zachwytu. – Świątynia? Raczej forteca! – odpowiadali wprowadzający się na wzgórze członkowie kapituły. Wszyscy mieli rację. Do dziś katedra Wniebowzięcia NMP i św. Andrzeja Apostoła uznawana jest za największy warowny kościół Europy.
Ale nie tylko. Dla urzędującego w niej w XVIII wieku biskupa-poety była numerem jeden w innym rankingu. Największych sypialni świata. „Śpiewam w chórze z mymi kanonikami, ziewam z wdziękiem, po czym usypiam, aby obudzić się jak najpóźniej” – utyskiwał w liście do przyjaciela Ignacy Krasicki. Jak zabić fromborską nudę? – zastanawiał się między drzemką a kolejnym psalmem. Aż pewnego dnia spojrzał na sklepienie. Nie byle jakie, bo gwiaździste. I doznał olśnienia.
– On pierwszy zaczął szukać szczątków Kopernika, ba! Nawet odtrąbił sukces – opowiada Tomek Baranowski, historyk z Elbląga. – Później okazało się, że prezentował gościom czaszkę jakiegoś bezimiennego kanonika, ale ponoć i tak bawił się świetnie. Po nim szukali inni. Przez dwieście lat! Największą zagadkę Fromborka rozwiązano dopiero w 2008 r. Dziś nikt nie wyjdzie z kościoła bez obfotografowania szklanej płytki w posadzce, pod którą złożono prochy astronoma.
Przyjeżdżam tu na warsztaty z obserwacji nieba. Ale uwierz mi, bardziej niż rozbłyski Syriusza zadziwiają mnie turyści – przerywa na chwilę i odczekawszy, aż wybrzmi syrena wycieczkowca, wyjaśnia: – Przypływają z Krynicy Morskiej na kilka godzin. I dawaj! Szybki rajd przez katedrę, potem planetarium, Muzeum Kopernika, na koniec barokowa Wieża Radziejowskiego. Zanim zamontowane w niej wahadło Foucaulta śmignie dwukrotnie między ścianami, oni już są na statku. I, walcząc z zadyszką, wracają na plaże nad Morzem Bałtyckim. Gdyby wiedzieli, jak piękny skrawek Warmii zostawiają, w życiu nie daliby się zaokrętować! Kocham te okolice. Skrytą w szuwarach Nową Pasłękę, malutkie porty rybackie, leśne dróżki usiane kapliczkami – wylicza, przymknąwszy oczy.
– To nie wszystko. Na południe od Fromborka krajobraz zaczyna falować. Przez Tolkmicko aż do Elbląga ciągnie się garbata wysoczyzna. Leśne przysiółki, uroczyska, słynący z ceramiki dwór w Kadynach. Cudo! Jest coś jeszcze. Jedyna istniejąca do dziś świątynia Prusów. Nigdy o niej nie słyszałeś? To zaraz tam pojedziemy. Rowerami!
Święty Kamień
Drewniana kładka nad rzeką Nursą dudni pod kołami, po chwili słychać już tylko chrzęst żwiru. Pedałujemy przyklejonym do zalewu fragmentem Wschodniego Szlaku Rowerowego Green Velo. Pejzaż gęstnieje. Z rozległych łąk wpadamy w poprzecinany wąwozami bukowy starodrzew. Trasa wije się w półmroku, aż do nieczynnych torów kolejowych. Rozlega się gwizd. Pociąg widmo? Nie, to krzyk rybołowa. Trzymając w szponach zdobycz, wzlatuje nad trzcinowisko i ląduje na wyłaniającym się z wody olbrzymim głazie.
– Jesteśmy na miejscu – oświadcza mój towarzysz, zsiadając z roweru. – To Święty Kamień, ołtarz, na którym Pogezanie składali ofiary siłom natury. A gdzie świątynia? – uśmiecha się tajemniczo. – Jesteśmy w środku. Oto święty gaj, przesklepiona niebem katedra Prusów. We wczesnym średniowieczu było ich wiele. A potem przyszli Krzyżacy. W jednym ręku trzymali miecz, w drugiej siekierę. Rąbali puszczę, zakładali wsie i miasta. Choćby takie jak mój rodzinny Elbląg. To tylko dwadzieścia kilometrów rajdu przez dziewicze ostępy. W drogę!
Frombork praktycznie
Nocleg
Villa Warmia we Fromborku jest doskonałą bazą do wypadów na Warmię. Pensjonat znajduje się 300 m od katedry, nieopodal plaży. Panuje w nim rodzinna atmosfera, a rano zjemy pyszne śniadanie. Świetna relacja jakości do ceny (od 80 zł/2 os.). www.fromborkpokoje.pl
Gdzie zjeść
Wieża Wodna we Fromborku to kawiarnia w wieży z XVI w. Oprócz wspaniałego widoku na katedralne wzgórze oferuje wyśmienite słodkości. www.wiezawodna.pl