Podstawowym orężem w walce o elektroniczne przetrwanie jest powerbank. Sensowną pojemnością, od której warto kupować tego typu urządzenie, jest 10 000 mA. Tu również warto zainwestować w produkty renomowanych firm. Przykładowo, ADATA P20000D o pojemności 20 000 mA naładuje telefon sześć razy. Jeżeli jakiś model oferuje zaskakująco dużą pojemność za niską cenę, spokojnie możemy podzielić ją przynajmniej przez dwa. Za pomocą powerbanku naładujemy też kamerkę sportową oraz wiele aparatów.
W przypadku większości lustrzanek i dronów, zasilanych akumulatorami, musielibyśmy zainwestować w przejściówkę, czyli kolejny gadżet do spakowania. Ja wolę zabrać po prostu zapasowe baterie.
Energia słoneczna
Problemy zaczynają się, gdy jedziemy w zimne rejony. Akumulatory trzeba trzymać cały czas przy ciele, we wszelkich możliwych kieszeniach, co zapewni im znacznie dłuższą żywotność. W końcu wyczerpie się nawet najbardziej pojemny zasobnik energii. Na ratunek przychodzi wtedy energia słoneczna.
Istnieją powerbanki z wbudowanymi panelami fotowoltaicznymi, jednak ich użyteczność jest według wielu dyskusyjna. Dużo lepszym rozwiązaniem powoli stają się panele solarne, które z roku na rok są coraz tańsze i bardziej wydajne. Wśród podróżników popularnością cieszy się Goal Zero Nomad 7 Plus. Ów „plus” jest istotny, bo wskazuje na znacznie ulepszoną wersję Nomada 7, pozwalającą efektywnie ładować gadżety bezpośrednio z panelu, bez konieczności pośredniczenia przez powerbank.
Alternatywne źródło energii
Dla porządku należy też wspomnieć o alternatywnych sposobach pozyskiwania energii, takich jak palnik z wyjściem USB. To turystyczny gadżet na miarę XXI w. – palimy w nim zwykłym drewnem, w zamian zyskując nie tylko ciepło, ale i energię wystarczającą do naładowania komórki.
Z własnego doświadczenia
„Jak ładowałeś sprzęt?” jest jednym z najczęściej zadawanych pytań w kontekście mojej zimowej wyprawy rowerowej przez Grenlandię. Prawda jest taka, że tyle sprzętu foto-wideo (lustrzanka, kamera sportowa, kamera 360°, dron) ciężko zasilać inaczej niż w gniazdku. Wszystkie urządzenia naładowałem porządnie na początku wyprawy, w tzw. cywilizacji. Na trasie starałem się oszczędnie gospodarować energią (wyłączyłem wszystkie niepotrzebne funkcje, łącznie z podglądem zdjęć na ekranie aparatu), a baterie trzymałem przy ciele. Wspomagałem się również powerbankiem TP-Link o pojemności 20 000 mA.
Kiedy jadę w góry, w obozie bazowym mam ciężki akumulator Goal Zero Yeti 150 zasilany panelami słonecznymi. Jego kompaktową wersją jest Sherpa 50 z możliwością dołączenia adaptera z wyjściem jak zwykłe gniazdko.