Ateny Afryki, Mekka Zachodu, Serce Maroka – Fez różnie jest określany. Miasto zostało założone na początku IX wieku. Było pierwszą stolicą Maroka i, przyjeżdżając tutaj, odnosi się wrażenie, że niewiele od tamtego czasu się zmieniło. Tutejsza medyna jest największym na świecie obszarem miejskim wolnym od ruchu kołowego. Nie ma tu klaksonów, spalin ani ulicznych świateł.
Medyna w Fezie
350 hektarów, 250 tysięcy osób, 10 tysięcy osłów i 9 tysięcy uliczek. Wszystko to tworzy magiczny labirynt medyny w Fezie. Przekraczając bramy starego miasta, czuję się jak prawdziwy odkrywca. Życie od setek lat toczy się tu w niezmienionym rytmie. Nie uświadczy się tu widoku żadnego pojazdu mechanicznego. O ile w Marrakeszu głównym środkiem transportu po medynie są skuterki, to tutejsze uliczki są na to stanowczo za ciasne. Niektóre z nich są tak wąskie, że nawet osiołki mają problem z przejściem, a ludzie muszą mijać się bokiem.
9 tysięcy ulic biegnie w dowolnie wybranych przez siebie kierunkach, bez porządku, ładu, składu ani najmniejszej ogłady. Mówi się, że nie istnieje żadna kompletna mapa medyny w Fezie – jest co najmniej pewne, że się tu zgubisz. Orientację w terenie pomagają odnaleźć szlaki turystyczne oznaczone tabliczkami. Można też skorzystać z pomocy lokalnych przewodników, w postaci małych lub większych chłopców, którzy za symboliczny bakszysz wyciągną nas z opałów. No i przy okazji pokażą sklepiki swoich 15 braci, 3 ojców i 9 dziadków.
Najciekawiej jednak dać się zgubić! Zaplątać się w labiryncie tajemniczych uliczek, sklepików i ulicznych straganów. Tłok, objuczone osiołki, zapach aromatycznych przypraw i nawoływania sprzedawców sprawiają wrażenie, jakbym była w nieznanym mi dotąd świecie. Czas i przestrzeń zapętlają się, robiąc mi co chwilę różne niespodzianki. Wychodzę z placu Rcif i próbuję dojść na targ z henną. Idę pół godziny i jestem pewna, że w dobrym kierunku, gdy nagle rozglądam się i znów jestem na placu Rcif. Ciągle też w różnych miejscach medyny spotykam poznanego wcześniej Mohameda, który mówi mi, że jego sklepik jest tuż za tym rogiem. Na drugi dzień próbuję dojść do straganu z instrumentami muzycznymi, gdzie uczyłam się grać na gimbre. Wczoraj zajęło mi to bite trzy godziny, dziś dochodzę tam... w 20 minut.
Targowisko różności
Ta ostatnia historia w Fezie nikogo nie dziwi. Każda wycieczka po medynie – nawet bez gubienia się – zabiera tu więcej czasu niż było na nią zaplanowane. Wszystko dlatego, że to jedno wielkie targowisko! Nie sposób nie zatrzymać się gdzieś po drodze, choćby na chwilę. Po części dlatego, że każdy ze sprzedawanych produktów, który mijam, wydaje mi się być najpiękniejszą rzeczą na świecie. Lampy z kolorowych szkiełek, ręcznie malowane gliniane naczynia, skórzane pufy – już wyobrażam sobie, jak magicznym miejscem stałoby się moje mieszkanie, gdybym przywiozła to wszystko do Polski!
Fez jest oficjalnie uważany za najlepsze miejsce na zakupy. To tutaj przyjeżdżają na „shopping” mieszkańcy Rabatu i Casablanki. Ja zaś osobiście sądzę, że to najlepsze miejsce na zakup pamiątek z Maroka. Naszą wędrówkę na pewno opóźnią też handlarze. Marokańscy sprzedawcy powinni wykładać na najlepszych uczelniach ekonomicznych świata! Nie dość, że bezbłędnie rozpoznają, z jakiego kraju jesteś, to jeszcze umieją powiedzieć kilka celnych lub zabawnych słów w twoim języku. Ja do nieśmiertelnego repertuaru złożonego z Lecha Wałęsy, Baby Jagi i „cześć Szakira” dodałam im jeszcze „spoko Maroko”.
Sztuka targowania
Gdy sprzedawca zyska już twoją uwagę, wtedy zaczyna się przedstawienie. Robienie zakupów to najlepszy show jednego aktora, jaki może ci się przytrafić w Maroku. Scenariusz prowadzi tu przez okazyjne ceny właśnie dla nas („special price for you, my friend”), poprzez częstowanie herbatą aż po „ja jeszcze na tym tracę, moje dzieci nie będą miały za co jeść”. Targowanie jest bowiem gwoździem programu i ciekawą sztuką do opanowania w naszym turystycznym życiu. Czasem w Fezie targowałam się ot tak, dla sportu. I uwaga – raz udało mi się zbić cenę nawet 20 razy!
Towar na medynie pogrupowany jest tematycznie. Jeśli chcesz kupić coś do kuchni, ruszasz na suk metalowy. Kiedy potrzebujesz babouche (pantofle), idziesz na uliczkę obuwniczą. W tutejszej medynie podobno da się kupić wszystko. Mówi się też, że to miejsce jest samowystarczalne i że niektórzy mieszkańcy przez całe życie nie wyściubili z niej nosa. Tu też kierują się wszyscy odwiedzających Fez turyści. Medyna w 1981 r. została wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO – to w niej znajduje się większość turystycznych obiektów.
Najstarszy uniwersytet
Fez jest czwartym co do wielkości miastem Maroka. Mówi się, że Rabat jest administracyjną, Casablanca biznesową, Marrakesz kulturalną, a Fez – duchową stolicą Maroka. Fessi (mieszkańcy Fezu) nazywają swoje miasto Miastem Miliona Meczetów. To właśnie tutaj kształcili się od wieków wielcy duchowni islamu. Medresa Al-Karawijjin jest najstarszym nieustannie działającym uniwersytetem świata. Zaczął on działać w IX wieku i oprócz nauczania Koranu kształcił m.in. w zakresie logiki, medycyny, gramatyki, retoryki, matematyki i astronomii.
Meczet, przy którym powstał uniwersytet, był długo największą świątynią całego Maghrebu i jedną z bardziej okazałych w świecie arabskim. Zdeklasował go dopiero w XX wieku meczet Hassana II w Casablance.
Al-Karawijjin został ufundowany w 859 r. przez Fatimę al-Fihri, która – jak mówi legenda – zdecydowała się pościć aż do momentu, kiedy budowa zostanie ukończona. Wszystkich tych wspaniałości nie będzie dane nam jednak ujrzeć. Bowiem niemalże całe bogactwo architektoniczne świata muzułmańskiego, z którego przecież słynie Fez, zamknięte jest przed niewiernymi.
Dar al-Magana i zegar wodny
Jednym z miejsc, które są osiągalne dla przeciętnego turysty, jest medresa Bou Inania. To szkoła koraniczna wybudowana w latach 1350-1356, której wysoki minaret przy meczecie stanowi najlepszy punkt widokowy w Fezie.
Najciekawszy według mnie obiekt znajduje się jednak naprzeciwko, w budynku Dar al-Magana, połączonym zresztą ze szkołą i wybudowanym w tym samym czasie. Mieści się tam przedziwny zegar wodny, złożony z 13 okienek i platform. Czas odmierzał tu mały wózeczek jeżdżący na linie wzdłuż całej konstrukcji i wpadająca doń metalowa piłeczka. Legenda mówi, że konstruktor owego zegara lubił się przy pracy pokrzepić odrobiną haszyszu. Przez to zegar jest nieco trefny i od czasu do czasu zdarza mu się chodzić do tyłu. Kiedy to się dzieje, na świecie wybuchają wojny i wydarzają się inne tragedie. Los jednak sprawiedliwie osądził niefrasobliwego zegarmistrza – pewnego dnia obudził się on ze stopami skierowanymi w tył. Zamiast iść naprzód, cofał się i z tego wszystkiego wpadł do fontanny i się utopił. Podobno gdy napijesz się z niej wody, to i tobie stopy przekręcą się w drugą stronę. Oczywiście nie wiadomo, która to fontanna. Lepiej więc nie pić wody z żadnej. Nie tylko przez ową legendę, ale i ze względów sanitarnych.
Garbarnie w Fezie
Skoro mówimy już o sprawach sanitarnych, to nie można nie wspomnieć o tej „śmierdzącej” stronie Fezu. Miasto od stuleci słynie ze swych garbarni, do których najlepiej dotrzeć... po zapachu. Skóry macza się bowiem w moczu zwierząt, a woń roznosi się po całej okolicy. Gdy dotrzemy już na dach jednego z okolicznych sklepów, z których najlepiej obserwować garbarzy pracujących przy barwieniu skór, smród staje się nie do zniesienia. Na szczęście właściciele sklepików wyposażają nas w listek mięty. Przykładamy go do nosa i już możemy bacznie obserwować codzienną pracę w garbarni. Wielkie banie z farbami wyglądają trochę jak plaster miodu, a trochę jak kratery na Księżycu. Do barwienia skór używa się niezmiennych od wieków naturalnych substancji, takich jak mimoza czy kora drzewa granatu. Sekret tej pracy przekazywany jest również z pokolenia na pokolenie, a kilkunastogodzinny wysiłek jest tu stosunkowo dobrze płatny.
Najbardziej tradycyjne miasto Maroka
Podczas gdy w Rabacie czy w Casablance dziewczyny noszą się już po europejsku, nie zakładają chust i można je spotkać pijące piwo na koncercie w klubie, to mieszkanki Fezu zdają się żyć i ubierać tak, jak zwykły to robić ich babcie. Fez ma opinię najbardziej tradycyjnego i najbardziej arabskiego ze wszystkich miast w Maroku. Nazywa się go często „lustrem”, ze względu na bliskie i zażyłe relacje, w jakich żyją fessi. Miasto słynie też na cały kraj z życzliwości i gościnności swoich mieszkańców. – Co najbardziej lubisz w Fezie? – Rachid, mój kolega Marokańczyk, otrząsa się z zadumy. Wolno popijamy miętową herbatę, zwaną tu marokańską whisky. Patrzymy z dachu na zachód słońca nad Fezem. Ze wszystkich minaretów muezini wyśpiewują swoje nawoływania do modlitwy. Ich głos niesie się ponad całym miastem. – To – odpowiadam. – To najbardziej lubię. Te niezwykłe zachody słońca na dachu. Ten labirynt uliczek, zapachy i ludzi w dole. I to, że ta magiczna kraina oddalona jest zaledwie o kilka godzin taniego lotu z Polski.
Fez praktycznie
Dojazd
Fez to jeden z najtańszych egzotycznych kierunków, w jakie mogą udać się Europejczycy. Z przesiadką w jednym z miast europejskich (np. Bruksela, Londyn, Bergamo), liniami Ryanair można spokojnie dolecieć w dwie strony za 300 złotych (da się też taniej!).
Noclegi
Najciekawiej na pewno zatrzymać się w riadzie, czyli tradycyjnym budynku z ogrodem lub fontanną na patio. Jeśli nasz hotel lub hostel leży na terenie medyny, sam adres może nam nie wystarczyć. Warto pamiętać, że taksówka nie podwiezie nas pod same drzwi, a w labiryncie uliczek możemy się zgubić. Najlepiej mieć przy sobie nr telefonu do hostelu albo poprosić kogoś z pracowników o wyjście po nas w umówione miejsce.
Alkohol i ubiór
Fez jest bardzo tradycyjnym miastem. Turystom przysługuje taryfa ulgowa, wypada jednak przez szacunek dla mieszkańców nie afiszować się z piciem alkoholu czy zbyt wyzwolonymi strojami. Panie powinny raczej zrezygnować z ulubionej mini czy szortów.
Setki marek premium i nie tylko! Super zniżki na oryginalne ubrania na stronie VAN GRAAF promocje.