Domki, w których będziemy spać są 4-osobowe, tzn. wewnątrz znajdują się 4 materace do spania i poduszki – śpiwory musimy mieć własne. W budynkach nie ma ogrzewania, i chociaż po zmroku włączane jest oświetlenie bazujące na bateriach słonecznych, raczej niezbędna jest własna latarka. Na terenie baz znajdują się sanitariaty oraz toalety, osobno damska i męska. W kranach nie ma ciepłej wody, dlatego za każdym razem, kiedy uczestnicy dochodzą do miejsca noclegu, ktoś z obsługi przynosi im w miskach ciepłą wodę do mycia. Na terenie każdej bazy znajduje się świetlica - stołówka, w której obsługa z naszej agencji trekkingowej rezerwuje dla nas miejsca i nakrywa do stołu. Po przyjściu otrzymujemy przekąskę: kawę, herbatę i popkorn lub ciasteczka. Później przynoszą posiłek składający się z zupy i drugiego dania. Do picia zawsze dostajemy wodę, jakiś napój w kartoniku, kawę lub herbatę.
NA TEMAT:
Dzień 1 (7 km, 4-5 godz. - podejście z 1830 na 2740 m n.p.m.)
Pierwszego dnia przejeżdżamy samochodem ok. 40 km. do Marangu Gate (1830 m n.p.pm.), co zajmie nam niecałą godzinę. Mieści się tam biuro, w którym przewodnicy wykupują zezwolenia i rejestrują grupy. Znajdują się tam również wypożyczalnie sprzętu. Za niewielką opłatą (średnio 10 USD) można wypożyczyć wszystko, co jest przydatne na trasie: kijki, ochraniacze na kostki tzw. stuptuty, nieprzemakalne kurtki i spodnie, ciepłą odzież, śpiwory, a nawet buty. Znajdują się tu również sanitariaty oraz sklepik z pamiątkami. Po załatwieniu formalności otrzymamy od przewodnika paczkę z prowiantem (obiad) i wyruszymy na szlak. Tego dnia czeka nas krótkie podejście do bazy Mandara Huts (2740 m n.p.m.). Szlak prowadzi wygodną szeroką ścieżką przez piękny las deszczowy. Podziwiamy wspaniałą i bujną roślinność oraz wypatrujemy małp, które grasują w konarach drzew. Przy odrobinie szczęścia na gałązce wypatrzymy małego kameleona, zwrócimy też uwagę na wiele ciekawych gatunków roślin. Podejście nie jest żadną wspinaczką. Jest to łatwy trekking dobrze przygotowanym szlakiem.
Dzień 2 (11 km, 6-8 godz. - podejście z 2740 na 3690 mnpm)
Następnego dnia po śniadaniu wyruszamy w dalszą drogę. Tego dnia opuścimy piękny las deszczowy i wyjdziemy na odsłonięte zbocza masywu. Szlak jest wygodny, o niewielkim nachyleniu. Podziwiając widoki trawersujemy zbocze aż do bazy Horombo Huts położonej na wysokości 3690 m.n.p.m.) Baza Horombo jest miejscem gdzie zatrzymamy się na aklimatyzację. Na tej wysokości niektórzy już mogą odczuwać dolegliwości związane z wysokością (bóle głowy, brak łaknienia, senność). Z bazy wieczorem w dole widać światła Moshi. Rano zazwyczaj jest czyste niebo i już stąd widzimy dwa najważniejsze szczyty masywu Kilimandżaro. Pierwszy z nich to Mawenzi (5149 m.n.p.pm.) Drugi to stożek krateru Kibo którego najwyższy punkt to Uhuru Peak (5895 m n.p.m.), nasz cel. Pomiędzy szczytami rozciąga się tzw. Siodło, leżące na wysokości 4100 m n.p.m., które będziemy musieli przejść w drodze na szczyt.
Dzień 3 (aklimatyzacja podejście z 3690 na 4100 i powrót na 3690 mnpm, ok. 4-5 godz.)
Dzisiaj zostajemy na nocleg w tym samym miejscu. Wychodzimy jedynie na spacer, którego zadaniem ma być aklimatyzacja (wchodzimy wyżej a śpimy niżej). Z Horombo Hut kierujemy się w górę w kierunku Mawenzi. Po drodze mijamy tzw. Zebra Rocks i jeśli nie odczuwamy większych dolegliwości związanych z wysokością, dochodzimy do początku "siodła" pomiędzy Mawenzi a Kibo na wysokość ok. 4100 m n.p.m. Stąd rozpościera się widok z jednej strony na poszarpana grań Mawenzi, a z drugiej, na szlak naszej jutrzejszej wędrówki i wielki krater, na którym znajduje się szczyt Uhuru Peak. Wracamy do bazy Horombo na obiad, odpoczywamy do kolacji, podziwiamy zachód słońca - obóz tętni życiem.
Dzień 4 (10 km, 6- 8 godz. - podejście z 3690 na 4695 m n.p.m.)
Wychodzimy zaraz po śniadaniu do wyboru mamy 2 drogi: dłuższą, widokową - przez "Siodło" (jej część przeszliśmy wczoraj) oraz krótszy trawers bokiem siodła - drogą używaną przez większość turystów i przez wszystkich tragarzy. Szlak prowadzi przez odkryte łąki porośnięte jedynie endemicznymi "Starcami", potem już tylko goły krajobraz górskiej pustyni. Nie ma żadnych trudności wspinaczkowych droga jest szeroka wygodna o niewielkim nachyleniu. Dochodzimy do schroniska Kibo Hut (4695 m n.p.m.) Tutaj nie ma już drewnianych domków. Kwaterujemy się w salach 12 osobowych z łóżkami piętrowymi. Posiłki spożywamy w pokoju przy dużym stole. Na zewnątrz znajdują się skromne toalety. Na miejscu są też zespoły, które rozbijają namioty obok schroniska. Tej nocy nie śpimy zbyt długo. Z uwagi na problemy wynikające z wysokości niektórzy w ogóle nie mogą spać. W środku nocy ok. godz. 01.00 wstajemy i ruszamy na szczyt.
Dzień 5 (4 km podejście + 14 km zejście, ok. 10 -15 godz. 4695 na 5895 m n.p.m. i zejście na 3690 m n.p.m.)
To jest najtrudniejszy etap podejścia. Tego dnia okaże się, kto może, kto nie da rady i kto się podda - o wszystkim zdecyduje adaptacja do wysokości i stopień nasilenia objawów choroby wysokościowej. Wychodzimy ze schroniska Kibo Hut pomiędzy godziną 24 a 1 w nocy. Praktycznie od razu zaczyna się strome podejście pod sam stożek Kibo, po minięciu wysokości 5000 n.p.m. zaczyna się tak zwany Zig- zag - esowata ścieżka prowadząca przez strome, luźne osypisko piargu. Ostatnie 200 m ścieżka prowadzi pomiędzy większymi skałami Mniej więcej o wschodzie słońca docieramy na krawędź krateru. Wychodzimy na miejscu zwanym GILMANS PIONT (5681 m n.p.m.). Stajemy na krawędzi krateru stąd widać już wnętrze góry, piękne lodowce na jego krawędziach i zachodnią ścianę krateru, na której znajduje się najwyższy punkt Uhuru Peak. Jeśli nie będziemy już wstanie iść dalej, po zejściu otrzymamy certyfikat zaświadczający, że zdobyliśmy krater dochodząc do punktu GILMANS. Zdobywcy Uhuru Peak (5895 m.n.p.m.) mają jeszcze do pokonania ścieżkę biegnącą wzdłuż krawędzi krateru (ok. 1 godz. i 30 min. marszu). Po drodze spotykamy turystów podchodzących innymi drogami na szczyt. Droga powrotna zajmuje już mniej czasu. Musimy wrócić do GILMANS PIONT i potem albo wielkim krokami zejść szybko po osypującym się piargu lub pomalutku kluczyć ścieżką, którą podchodziliśmy w nocy. Po dojściu do Kibo Hut zatrzymujemy się na krótki odpoczynek i posiłek. Pakujemy się i kontynuujemy zejście do Horombo Hut. Tam zostajemy na nocleg.
Dzień 6 (18 km. 5 -7 godz. marszu)
Ostatniego dnia schodzimy tą samą droga którą podchodziliśmy, zatrzymujemy się na obiad w bazie Mandara Huts. Następnie przez las deszczowy wracamy do Marangu Gate, skąd samochodem pojedziemy odpoczywać do hotelu w Moshi. A jest po czym… bo wejście na Kilimandżaro oznacza podjęcie wyzwania - z bólem głowy, brakiem łaknienia, a u niektórych osób z ogólnym osłabieniem. Podczas trekkingu tak naprawdę wchodzimy wyżej tylko po to, aby osiągnąć cel i stanąć na szczycie. Nie ma tu przyjemności, jest tylko poświecenie, walka z sobą i ze złym samopoczuciem. Jeśli masz dostateczną ilość motywacji i nie dokucza Ci zanadto choroba wysokościowa, zdobywasz górę. Ostatecznie po zdobyciu satysfakcja gwarantowana, dobre samopoczucie wróci na dole i choć samo podchodzenie nie było miłe, jego rezultaty napawają dumą.