Tunis – jedno z najbardziej magicznych miast Afryki, 3,5 tys. lat historii, stolica Tunezji od XIII w. Nazwa miasta pochodzi prawdopodobnie od berberyjskiego „ens” („spędzić noc w”, „spać”). Tunis (Tunes) oznacza więc dobre miejsce na postój, odpoczynek, spędzenie nocy. A jednak odkryliśmy to miasto dla siebie dopiero po wielu latach i wielu wyjazdach do Tunezji. Wcześniej przemykaliśmy tylko przez lotnisko Cartage czy wpadaliśmy – jak inni – na chwilę na tamtejszą medynę z Sousse i Hammametu. Pisząc przewodnik po Tunezji, spędzając dwukrotnie ramadan w Tunisie, zakotwiczyliśmy w nim na dobre, wypadając dla oddechu podmiejską kolejką – przypominającą tę w Trójmieście – do Kartaginy, La Marsy i Sidi Bou Said.
Kolacja w Pałacu
Brama w bramę, drzwi w drzwi, portal w portal, kołatka w kołatkę... Festiwal fotograficznych kadrów i artystycznych pocztówek. Z dominującym kolorem niebieskim, zielonym, żółtym i czerwonym. Tylko drzwi mogłyby stanowić temat niejednego fotograficznego albumu. Zwłaszcza że zawsze wokół nich coś się dzieje. A to zawinięta w piękną kolorową chustę kobieta otwiera masywne żółte drzwi, w które drapie zniecierpliwiony kocur, a to ktoś potrząsa mosiężną kołatką w kształcie ręki Fatimy. Za masywnymi bramami obramionymi leciwymi portalami kryją się ciągi pałacowych dziedzińców i ogrodów, meczety dów. W niektórych pałacach dawnych bogatych kupców czynne są dziś romantyczne restauracje oferujące wykwintną tradycyjną kuchnię. Nikt ich nie reklamuje, drzwi otwierane są tylko na dzwonek, a jednak gości – zwykle z wcześniejszą rezerwacją – nie brakuje. Tak jest m.in. w Dar Bel Hadżdż czy Dar Hamuda Pasza, gdzie często goszczą rządowe delegacje. Pokropieni u wejścia różaną wodą wkraczamy w świat wyrafinowanej muzułmańskiej XVII-, XVIII-wiecznej architektury. Z wewnętrznymi krużgankami, wykuszami, orientalnymi lampami, wygodnymi kanapami i ścianami wyłożonymi piękną glazurą. W takiej scenerii inaczej smakuje bułeczka z kawałkami tuńczyka zamoczona w oliwie i harissie, miniaturowy brik, kiełbaski mergez, faszerowane jarzynami i mięsem paluszki Fatimy. Nie mówiąc już o daniach głównych – doradzie i wilku morskim z grilla czy flagowym kuskusie. Często przy dyskretnie granej tradycyjnej arabskiej muzyce maluf.
Szisza i Mauzolea
Niekiedy z zewnątrz nic nie zapowiada przepychu i harmonijnie zorganizowanej przestrzeni. Podobnie jest ze schowanymi za mniej lub bardziej rzucającymi się w oczy bramami sanktuariów. Zawsze wracamy do leżącego poza tradycyjnym turystycznym szlakiem, schowanego w północnym krańcu medyny, w dzielnicy Hasfa, sanktuarium z grobowcem Sidi Mehreza – patrona Tunisu. Słynął z dobroci i tolerancji. Zmarł w 1022 r., a jego grób jest do dziś czczony zarówno przez muzułmanów, jak i żydów. Z duchowymi mistrzami kojarzy nam się w medynie nawet szisza. W bliskim sąsiedztwie sanktuarium patrona Tunisu palimy zawsze fajkę wodną w kafejce jego imienia. Ale zaglądamy też do innych sziszarni, których jest wiele w starym Tunisie. Bo szisza jest nieodłączną częścią życia towarzyskiego. Przy wonnym dymie i jednostajnym bulgocie wody omawia się ważne wydarzenia, wymienia plotki i poglądy. Po piątkowej modlitwie w Wielkim Meczecie warto przejść znajdującą się tuż obok (pomiędzy rue de la Kasbah a Souk el Attarine) uliczką Sidi ben Arous. Większość mężczyzn wychodzących z meczetu właśnie tutaj siada na ustawionych na ulicy stołeczkach i pali sziszę. Siedząc wśród nich, można obserwować życie medyny i poczuć jej niezwykłą atmosferę.
Miasto w Mieście
Wpisana w 1979 r. na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO medyna jest jakby miastem w mieście, państwem w państwie. Rodziła się od IX do XI stulecia, jej północne krańce dzieli od południowych 1500 m, a wschodnie od zachodnich – 800 m. Na powierzchni 270 ha mieszka na stałe ponad 100 tysięcy ludzi. Pośród meczetów, orientalnych suków (jest ich ponad 20), przy średniowiecznych uliczkach. Zawsze jednak staramy się unikać nazbyt turystycznej, pełnej nachalnych handlarzy i naciągaczy ulicy Jamaa Zitouna, choć pnie się malowniczo w górę, kończąc wspaniałym widokiem na arkadowe, zachodnie skrzydło Wielkiego Meczetu. Lubimy wracać na bardzo andaluzyjską (z oknami zatopionymi w błękicie) rue Sidi ben Arous i jej przedłużenie rue du Pacha, która prowadzi do pałacu Dar Lasram. Na tych dwóch ulicach jest największe w medynie zagęszczenie wspaniałych okiennic i kolorowych bram wejściowych. Do najciekawszych należą m.in. drzwi pod numerem 29 – ze sklepioną bramą – dawnym wejściem do całej dzielnicy. Niemal wszędzie przetrwały na drzwiach kołatki. Ich liczba wskazuje zwykle liczbę członków danej rodziny, a dźwięki, jakie wydają, pozwalają domownikom zorientować się, kto puka.
Nowy Tunis, La Marsa i Kartagina
Tu secesyjna fasada, tam kawiarnia artystów Ecole de Tunis, chwilę później legendarny hotel Majestic i XIX-wieczna katedra St. Vincent de Paul... Eleganckie wille z loggiami i balkonami, z arkadami i łukami w kształcie podkowy, wspaniałe parki... I czynne od 1888 r. (w dawnym pałacu Hafsydów i późniejszej rezydencji beja Husajna ibn Alego) słynne Muzeum Bardo. Z największą na świecie kolekcją rzymskich mozaik, zabytkami z okresu punickiego, rzymskiego, chrześcijańskiego, muzułmańskiego oraz z tunezyjskiej prehistorii. Ale Tunis to nie tylko medyna. Za panowania Francuzów (1881–1956) miasto wyszło poza jej mury i rozrosło się w kierunku wschodnim. Powstały szerokie ulice, domy i pałace, idealnie pasujące do orientalnej architektury. Stare i nowe łączy wysadzana palmami avenue Habib Bourguiba. Jej środkiem biegnie promenada, którą można wędrować od Bramy Morskiej medyny aż do podmiejskiej kolejki TGM.Właśnie tą kolejką robimy zawsze wypady poza Tunis. Wystarczy kilka minut, by znaleźć się w legendarnej Kartaginie. Na szczycie wzgórza znajdują się otoczone zielenią Narodowe Muzeum Kartaginy (gromadzi zabytki z trzech epok miasta – czasów punickich, rzymskich i chrześcijańskich) i monumentalna katedra św. Ludwika z końca XIX stulecia. Wzgórze Bursa lubimy jednak przede wszystkim dla fantastycznego widoku, jaki rozciąga się na zatokę i Tunis. Spośród rozrzuconych na dużym terenie zabytków Kartaginy koniecznie trzeba odwiedzić Termy Antoniusza, niegdyś największe w całej Afryce. Ostatni przystanek kolejki – La Marsa, urocza nadmorska miejscowość słynąca z plaż i kawiarni Saf-Saf. Lubią w niej spędzać czas mieszkańcy Tunisu, zwłaszcza w letnie weekendy chętnie odwiedzają miasteczko. W Saf-Saf można coś przekąsić, wypalić fajkę wodną i pogłaskać białego wielbłąda. Lokalny koloryt ma szeroka miejska plaża. Lubimy tu pływać. I podpatrywać ludzi. Kobiety w czadorach brodzące w morzu, mężczyzn palących sziszę na piasku, rozbawione dzieci.
Sztuka i Mistyka
Późne popołudnie należy do naszego ulubionego Sidi Bou Said (dwa przystanki kolejki przed La Marsą) przypominającego w atmosferze i kolorystyce domów wyspy greckich Cyklad – zwłaszcza Santorini. Można tu podziwiać wspaniałe zachody słońca i rozkoszować się kuchnią jednej z najlepszych restauracji Tunezji – Les Beaux Vieux Temps, gdzie serwowane są m.in. najmiększe w świecie kalmary, smakowite sałatki z ośmiornicy.Sidi Bou Said słynie także z pięknych klatek na ptaki i oczywiście wyrastających z bieli domów błękitów okiennic, żaluzji i drzwi. Najbardziej jednak kojarzy nam się „błękitne miasteczko” z grobem Sidi Bou, założyciela wioski, wielkiego średniowiecznego mistyka i duchowego mistrza, oraz z otoczoną legendą Cafe des Nattes – ulubionym miejscem spotkań artystycznej awangardy. Artystów musiała przyciągać nie tylko prezentująca się w niezwykłym świetle nadzwyczaj wspaniale, a zdominowana przez biel i błękit architektura miasteczka, ale i jego magia związana z życiem tutejszych świętych – marabutów. Do mauzoleum Sidi Bou niechętnie wpuszcza się obcych. Udało się nam to dopiero w czasie ostatniego pobytu w Tunezji, gdy poszliśmy tam bez sprzętu fotograficznego, pozdrawiając zebranych słowami „salam alejkum”. Był piątek – najważniejszy dzień muzułmańskiego tygodnia. Zastaliśmy kilka rozmodlonych kobiet, także z dziećmi na rękach, i kilkanaście plotkujących już po modlitwie, bo to także okazja do podtrzymania życia towarzyskiego. Na grobie, prócz kwiatów i kadzideł, stał dzban z wodą, która miała gasić pragnienie wiernych. Kolejni wchodzący częstowali wszystkich – także nas – cukierkami i czekoladkami. Początkowe zdziwienie przybyszami ustąpiło akceptacji. Przy nas rozłożył się senny kot… Na wysokości mauzoleum, przy promenadzie, w jednej z bram na tyłach Cafe des Nattes spotykamy od lat tego samego staruszka – sprzedawcę jaśminów. I zawsze dochodzimy do zawieszonej na skalnym urwisku, z widokiem na morze i malowniczą marinę Cafe Sidi Chabaane. W 1870 r. powstała tu zawija związana z osobą mistyka, poety i muzyka Sidi Szabana. Dzisiaj jego grób znajduje się na terenie kawiarni! Za wspaniałymi czerwono-zielonymi drzwiami. Ale mało kto o tym wie. Domy w Sidi Bou Said przylegają do siebie, wznoszą się i opadają wraz z pnącymi się na grzbiecie wzgórza brukowanymi uliczkami. Białe ściany ozdabiają purpurowo-fioletowe bugenwille, nad bramami górują pachnące jaśminy, a w słońcu wygrzewają się koty. Miasteczko urzeka urodą o każdej porze roku i dnia.
Miasto Powrotów
Kusząco działa na zmysły Sahara i rafa koralowa Tabarki, chce się wracać na wyspy Kerkenna i do górskiej oazy Tamerza, zawsze czujemy się dobrze w Sousse i starym Hammamecie… A jednak wchłonął nas także Tunis i miasteczka na trasie podmiejskiej kolejki TGM. Zawsze chcemy witać i żegnać Tunezję właśnie w Tunisie. Na styku Wschodu i Zachodu, Afryki i Europy. Tam gdzie w przyrodę wpisane są wiekowe perły kultury.