Poranek jest rześki i rozświergotany. Równikowe słońce jeszcze nie wystrzeliło ponad korony drzew, więc ziemia oddycha równym nocnym rytmem, a ptaki żwawo kręcą się wśród liści. Bladobłękitne niebo obiecuje piękny dzień. Na dziedzińcu dyrekcji Parku Narodowego Bwindi w Buhoma zebrało się dwadzieścia kilka osób. Strażnicy sprawnie dzielą nas na grupy po siedem-osiem osób. Naszym przewodnikiem jest Joseph, wysoki, uśmiechnięty ranger. W Bwindi pracuje od 20 lat. – Idziecie zawsze za mną. Zawsze robicie to, o co poproszę – mówi dobitnie. – Pójdzie jeszcze jeden strażnik z karabinem, ale nie zamierzamy go używać. Względy bezpieczeństwa. Mówcie cicho, a najlepiej wcale – uśmiecha się przekornie. – Idziemy na spotkanie z rodziną Mubare, to moi starzy przyjaciele. I dziarsko rusza ku ciemnej, zwartej ścianie lasu.
Człowiek, największy wróg goryli górskich
Nieprzenikniony Las Bwindi to jeden z najstarszych w Afryce i jeden z ostatnich pierwotnych górskich lasów deszczowych. W 1994 r. został wpisany na listę UNESCO. To również dom goryli górskich. Małpy te żyją tylko w lesie Bwindi oraz w pobliskich wulkanicznych górach Wirunga na pograniczu Ugandy, Rwandy i Konga. Są skrajnie zagrożone wyginięciem, jest ich zaledwie 880 osobników! W krytycznym momencie było ich mniej niż 400.
Ochrona na szczęście przynosi rezultaty: liczba goryli górskich w ciągu 45 lat się podwoiła. Ich największym wrogiem zawsze był człowiek. Bezcenne lasy deszczowe znikały w błyskawicznym tempie – wyrębywane dla drewna, wypalane pod uprawy. A roślinożerne goryle górskie potrzebują wielkich terytoriów, by przeżyć. Na początku XX w. zaczęto na nie polować dla trofeów: głów oraz łap, które przerabiano na makabryczne popielniczki. Młode wyłapywano na sprzedaż, by służyły jako żywe pluszaki. W latach 80. i 90. goryle ginęły podczas wojen w Kongu i Rwandzie. Jeszcze całkiem niedawno młode padały łupem rebelianckich oddziałów z Konga, które łowiły je na sprzedaż, by zdobyć pieniądze na broń. Dziś, dzięki strażnikom, prawie się to nie zdarza.
W Bwindi goryle górskie są bezpieczne. Żyje ich tu około 400. Większość nie bywa „podglądana” przez turystów, ale 10 małych grup stopniowo przyzwyczajono do obecności ludzi. Nie oznacza to jednak, że je oswojono. To wciąż dzikie zwierzęta, żyjące w swoim naturalnym rytmie i środowisku. Nikt ich nie dotyka, nie dokarmia, nie ingeruje w ich życie. Tropiciele regularnie je odwiedzają i siadają w pobliżu, by pamiętały wygląd i zapach człowieka.
Spotkanie oko w oko
Ścieżka wiodąca ku ścianie lasu przestaje być widoczna, gdy tylko zanurzamy się w gęstwinie. Otacza nas mrok, słońce z trudem przebija się przez zielone sklepienie. Wokół potężne pnie, poskręcane grube pnącza, wysokie paprocie. Po kwadransie w ruch idą maczety. Jest parno i wilgotno, koszule lepią się do pleców. Joseph co jakiś czas rozmawia przez radiotelefon z tropicielami krążącymi po okolicy i zmienia kierunek marszu. Po półgodzinie zatrzymujemy się na małej polanie. – Rodzina Mubare jest blisko. Tu zostawimy wszystko oprócz aparatów i kamer. Tylko pamiętajcie: żadnych fleszy – mówi szybko. – Napijcie się i zjedzcie coś, jeśli chcecie. Tutaj. Przy gorylach nie wolno tego robić. Resztki spakujcie do plecaków. Niczego nie zostawiamy w lesie – dodaje. Pospiesznie pijemy wodę i ruszamy na spotkanie.
Czytałam wiele relacji, oglądałam zdjęcia i film „Goryle we mgle”, ale i tak, gdy zobaczyłam je wśród paproci oraz krzewów, zaniemówiłam z przejęcia. Cztery samice, dwa podrostki i kilka młodych najwyraźniej odpoczywają po śniadaniu. Są większe, niż się spodziewałam, mają gęste, ciemne futro i niesamowite bursztynowe oczy, których spojrzenie trudno wytrzymać. Jedna z samic, wsparta na boku, zerka w naszą stronę i matczynym gestem przytula do piersi maleństwo. – To Malayka i jej najmłodsze dziecko. Urodziło się trzy tygodnie temu – szepcze Joseph. Mama siada, a maluch zaczyna zsuwać się po jej futrze w dół. Dwie ciotki czujnie odwracają się, by go podtrzymać. Przyglądają mu się z czułością, jedna delikatnie gładzi go po uszku.
Jedno z młodych daje istny pokaz akrobacji wśród gałęzi. Mały zwiesza się to na ręce, to na nodze, obsuwa się, spada, ale prawie zawsze w ostatniej chwili udaje mu się czegoś chwycić. Nagle nieruchomieje, bo z góry daje się słyszeć trzask łamanych gałęzi. To tato schodzi z potężnego drzewa, gdzie posilał się liśćmi. Wszyscy odruchowo się cofamy. – Nie bójcie się – szepcze Joseph. – Stójcie bez ruchu i nie patrzcie mu w oczy. Nic wam nie grozi, to spokojny facet – dodaje z uśmiechem.Kanyoni, bo tak na imię samcowi, jest przywódcą rodzinnej grupy. W swoim haremie ma cztery samice, do tego gromadkę dzieci. Jest ogromny, a jego wielka, umięśniona klatka piersiowa i szerokie plecy połyskują srebrzyście. Typowy silverback (srebrzystogrzbiety), jak określa się dominujące samce. Około 10. roku życia, gdy osiągną dojrzałość, samce próbują przejąć władzę w rodzinnej grupie, a jeśli ojciec jest wciąż zbyt silny, odchodzą, by stworzyć własną.
Kanyoni przygląda się bacznie wszystkim podopiecznym i wygodnie mości się pod drzewem, nie zaszczyciwszy nas spojrzeniem. Właśnie zbiera się do drzemki, gdy młody „akrobata” wspina się na gałąź i zeskakuje na plecy ojca. Za drugim razem Kanyoni mruczy, za trzecim ostrzegawczo warczy. Czwartego razu nie ma, bo jedna z samic zdecydowanym ruchem zgarnia małego i zaczyna go iskać.
– Musimy się zbierać. Godzina minęła – szepcze Joseph, choć widać, że też chętnie zostałby dłużej. Najwyraźniej najwyższy czas, bo Kanyoni ziewa i wolno rusza przed siebie. Na ten znak cała rodzina podnosi się i powoli znika w Nieprzeniknionym Lesie Bwindi.
4 parki, gdzie zobaczysz goryle górskie
- Bwindi Impenetrable National Park. Nieprzenikniony Las Bwindi leży w płd.-zach. Ugandzie, żyje tu ok. 400 goryli górskich. Pozwolenie – 600 USD.
- Mgahinga Gorilla. National Park Mały park w górach Wirunga w Ugandzie, tuż przy granicy z Rwandą i Kongo. Wymagający teren, piękne widoki. Pozwolenie – 600 USD.
- Volcanoes National Park. Leży w górach Wirunga w Rwandzie. Tu pracowała i zginęła badaczka goryli Dian Fossey. Pozwolenie – 1500 USD. Wygodny dojazd z lotniska w Kigali.
- Virunga National Park. Najstarszy park narodowy w Afryce (założony w 1925 r.), w kongijskiej części gór Wirunga. Rzadziej odwiedzany z powodu niestabilnej sytuacji. Ostatnio czasowo zamknięty. Pozwolenie – 400 USD, w porze deszczowej 200 USD. Mgahinga, Volcanoes i Virunga tworzą Virunga Conservation Area, w którym żyje ok. 480 goryli górskich. 29 czerwca 2018 roku rząd Kongo zezwolił na odwierty w poszukiwaniu ropy w dwóch parkach narodowych w tym w Wirundze, zmniejszając obszar chroniony o 21,5%!
Uganda praktycznie
Jak dojechać
Nie ma bezpośrednich lotów do Entebbe (port lotniczy Kampali, stolicy Ugandy). Lot w obie strony z jedną przesiadką kosztuje od 3000 zł, z dwiema – od 2500 zł. Park Narodowy Bwindi leży ok. 600 km od Kampali. Jazda samochodem zajmuje co najmniej 10 godzin (lepiej zanocować po drodze), ostatnie 150 km to drogi gruntowe, w porze deszczowej przejezdne praktycznie tylko dla samochodów 4 x 4. Można też polecieć z Entebbe do Kihihi lub Ishasha w pobliżu parku; lot kosztuje ok. 260 USD.
Wiza
Wiza turystyczna na 90 dni do Ugandy kosztuje 50 USD, łączona do Ugandy, Kenii i Rwandy (East African Community Visa) – 100 USD. Można je uzyskać w ambasadzie w Berlinie lub online.
Gdzie spać
W pobliżu każdej z czterech bram do parku są lodge, hostele i kempingi. W Buhoma spaliśmy w Bwindi View Bandas – dwójka ze śniadaniem od 130 USD.
Warto wiedzieć
Goryle górskie ogląda się podczas trekkingów w górzystym terenie. Uczestnicy muszą mieć co najmniej 15 lat. Bywa chłodno, mokro i ślisko. Obowiązuje zasada siedmiu metrów – nie wolno podchodzić bliżej. Pozwolenia należy wykupić z dużym wyprzedzeniem. Najwygodniej zlecić zorganizowanie trekkingu jednemu z lokalnych biur podróży.