Z góry widoki jak w filmach science fiction – aż po horyzont księżycowa sceneria. Trochę wzniesień, stożki piasku usypane przez wiatr. Z nosami przylepionymi do okien samolotu chłoniemy pustynię. Wrażenie potęguje fakt, że Mojave to najsuchsza i najgorętsza pustynia w Ameryce Północnej, gdzie 60-stopniowe upały nie są rzadkością. Piekło. Ale już po chwili pojawiają się światła Las Vegas. Miasto na dnie doliny osłoniętej górami niczym miraż tkwi na zapomnianym przez Boga pustkowiu.
NA TEMAT:
Sto lat temu było to miasteczko kolejowe, w którym życie toczyło się leniwie. Odkąd w 1931 r. zalegalizowano tu hazard, jak grzyby po deszczu zaczęły w mieście rosnąć kasyna, doprowadzane przez mafię do rozkwitu. Las Vegas przeżywało boom, stając się w latach 40. i 50. mekką gangsterów, oszustów i prostytutek. Było bogate, niebezpieczne, przeklęte. Zaczęło się cywilizować dopiero w latach 70. Hazard wciąż jest tutaj wszechobecny, ale już pod ścisłym nadzorem władz.
Miasto Grzechu
Las Vegas, ze swym liberalnym podejściem do obyczajów, zyskało nazwę Miasta Grzechu. Szampańska zabawa, wielkie limuzyny, piękne dziewczyny i kasyna. Pierwsze przykazanie: nie trać głowy, kiedy dopisze ci fortuna lub kiedy się odwróci. Drugie: pamiętaj, że każdy w oka mgnieniu może stać się tutaj krezusem lub żebrakiem.
W Harrah’s nawet nie zamykają drzwi – żeby skusić do gry. Trzecie przykazanie więc brzmi: nie daj się omamić. Kiedy już zasiądziesz do gry, urocze hostessy będą cię częstowały darmowymi drinkami. Jak przegrasz, dadzą podwójną dawkę proszku od bólu głowy.
Czas między rozdaniami umilają kabarety, akrobatyczne popisy słynnego Cirque du Soleil czy hotelowe rozrywki – wszystko w obrębie dwóch przecznic. Można popływać kanałami Wenecji, obejrzeć turniej rycerski na średniowiecznym zamku i walki statków pirackich czy wejść w przepastne krypty grobu Tutenchamona.
Fot. Shutterstock.com
Już sam spacer wśród setek tysięcy neonów to niesamowite przeżycie. Ruszamy więc w miasto, którego największe atrakcje skupiają się przy Las Vegas Boulevard, zwanym The Strip.
Atrakcje Las Vegas – nie tylko kasyna
Co krok napotykamy bajeczne hotele, dzieła nieokiełznanej fantazji architektów. Kicz i blichtr zmieszany z prawdziwą sztuką. Na widok hotelu Luxor w kształcie szklanej piramidy ze sfinksem czy Mandalay Bay z palmami i uroczą plażą, nawiązującymi do dawnych wyobrażeń tropikalnego raju, wyrywa nam się głośne „wow!”. Śmiało więc ruszamy do MGM Grand Hotel, jednego z największych hoteli USA (ponad 5000 pokoi) – wejścia strzeże ogromny lew z brązu, a wewnątrz do niedawna mieszkało sześć żywych lwów. To jeszcze nic.
W luksusowym Caesars Palace w osłupienie wprawiają nas… ruchome rzymskie posągi. Na arenie jego Koloseum występowały takie sławy jak Elton John, Bette Midler czy podczas ostatniego lata Celine Dion, z którą podpisano kontrakt na 100 mln dolarów.
Caesars Palace w Las Vegas, fot. Shutterstock.com
Stąd już tylko skok do Bellagio (klimaty toskańskie, sufit w lobby zdobiony szklanymi kwiatami), gdzie co wieczór tłum gapiów ogląda „tańczące” fontanny. Ponad 1200 dysz w idealnej harmonii wystrzeliwuje wodę do stu metrów w górę, tworząc spektakularne choreografie do takich hitów jak „Time To Say Goodbye” czy „My Heart Will Go On”. Równie wspaniałe pokazy daje tylko The Mirage, więc pędzimy tam, żeby obejrzeć wybuchy wulkanów, z hukiem wyrzucających z siebie ognistą lawę.
Po drugiej stronie bulwaru pyszni się wspaniały hotel The Venetian, kuszący klimatami Wenecji. Na trzecim piętrze można popływać gondolami. Kanały są sztuczne, ale za to gondolierzy naprawdę śpiewają „Santa Lucia” i „Volare Cantare”. Wolimy jednak spacer wąskimi uliczkami, wiernie kopiującymi te weneckie, i suniemy prosto na plac św. Marka.
Kiedy wydaje się, że mamy już dość atrakcji, najwyższy hotel Vegas, Stratosphere, w kształcie trzystumetrowej wieży, dorzuca nową dawkę adrenaliny. Sky Jump, czyli skoki z wieży, albo X Scream, jedne z najbardziej przerażających przejażdżek świata.
Po chwili pędzimy po stromej pochylni z szybkością 50 kilometrów na godzinę. Mamy wrażenie, że runiemy w dół, ale nasz wagonik gwałtownie się zatrzymuje na krawędzi pochylni. Uff! Zanim jednak opadną emocje, wraca na start i znów w dół!
Las Vegas nie byłoby tak sławne bez swoich bohaterów. Ich długą listę otwiera żydowski gangster Bugsy Siegel, który w 1946 r. wybudował tu hotel i kasyno Flamingo – nazwę wymyślił na cześć swojej kochanki, ognistowłosej Virginii Hill. Różowy neon w kształcie pióropusza, na fasadzie hotelu Flamingo, jest dziś ikoną bulwaru The Strip.
Otwarcie Flamingo okazało się jednak totalną klapą. Z powodu złej pogody z Los Angeles nie wyleciały samoloty, którymi miały przybyć słynne osobistości, pokoje dla gości nie zostały na czas wykończone, a gracze przenieśli się wraz z pieniędzmi do innych hoteli.
Pamiątki po Bugsym i innych mafiosach zgromadzono w Muzeum Przestępczości w starej części Vegas, na Fremont Street. Na niedawnym otwarciu tej placówki córka gangstera, powiedziała, że liczy, iż ta inicjatywa pozwoli zmienić wizerunek jej ojca...
Bez Bugsy’ego nie powstałoby jednak takie Vegas, o jakim wielu śniło. To jedyne miasto w Stanach, które w zasadzie zostało zbudowane przez jednego człowieka i prawie zniszczone przez innego. Tym drugim był Howard Hughes, pilot i ekscentryczny milioner, jeden z najbogatszych ludzi świata, któremu poświęcono głośny film Aviator. Zadeklarował, że chce uczynić z Las Vegas miasto przyjazne rodzinie. Ślubował oczyścić kasyna i poprawić przychody o dwadzieścia procent. Nie podniósł powyżej sześciu. Jego kasyna traciły pieniądze; on sam, ogarnięty paranoją i lękiem przed zarazkami, zamknął się w domu na pustyni, skąd starał się zarządzać swoim imperium.
Śladami Elvisa
Wizerunek Las Vegas jako miasta zabawy i wielkich fortun umacniały też takie sławy jak Frank Sinatra, Johnny Cash i Elvis Presley, który w 1969 r. zagrał w hotelu International (dziś Hilton) 58 koncertów z rzędu, wyprzedanych do cna, bijąc rekordy frekwencji w Vegas – występy w ciągu jednego miesiąca obejrzało ponad 130 tysięcy gości. Elvis zamieszkał w hotelowym penthousie, pod numerem 3000. Zaglądamy do środka, bo właśnie zwolnił go szejk z Kuwejtu.
Apartament króla jest w klasycznym stylu. W salonie owalny stół z ręcznie rzeźbionymi krzesłami z drewna, jasne kanapy, kilka sypialni w rozmiarze ‘king size’, marmurowa łazienka. Największe wrażenie robi jednak widok z 30. piętra po wyjściu na ogromny taras. Czyżby tutaj, błądząc wzrokiem po pustyni, Elvis wymyślał swoje kolejne hity na miarę „Love me tender”?
Miasto sobowtórów
W Vegas można śnić o potędze, tyle że nie zawsze sen się spełnia. W kasynie The Quad dwudziestolatek, ucharakteryzowany na Michaela Jacksona, tańczy na stole w rytm jego przebojów. Naśladuje jego ruchy tak perfekcyjnie, że można pomyśleć, iż Jackson ożył na chwilę. Chłopak przyjechał tu po swoją życiową szansę z Detroit.
Kasyno pełne ludzi, w ruletkę można zagrać z gwiazdami. Do wyboru Rod Stewart, Roy Orbison czy Marvin Gaye, legenda amerykańskiego soulu. Kiedy znad stolików wyrywa się dziki okrzyk, to znak, że fortuna niektórym dziś sprzyja. Ale jest tyle innych atrakcji, że kto by siedział w kasynie!