The New York Times zaliczył Pana wyczyn do dwudziestu największych osiągnięć tamtego stulecia - to ogromne wyróżnienie. Jak wspomina Pan swój kajakowy spływ Amazonką?
Spływ Amazonką wspominam jako fascynującą przygodę i niezwykłe doświadczenie. Pół roku, które spędziłem na jej wodach, było podróżą po niezwykle dynamicznej rzece, niezwykle zmiennej, co zrozumiałe, zważywszy na krainy geograficzne, przez które przepływa. Spływ rozpoczęliśmy zatem na zamarzniętym potoku wypływającym ze źródeł w Andach, by potem zmagać się z żywiołem górskiej rzeki. Z czasem przeistaczała się ona w rzekę spokojnie płynącą przez tropikalną dżunglę, ogromny akwen wodny z meandrami, którymi krążyć można jak w labiryncie, by wreszcie dotrzeć do rozlewiska o szerokości kilkudziesięciu kilometrów łączącego się z Atlantykiem. Mieliśmy możliwość podziwiać przepiękne widoki, dzieła stworzone przez naturę. Poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi, którzy wspierali nas na wiele sposobów. Był to też okres uczenia się, jak przetrwać, dostosować się, a czasem ujarzmiać przeciwności, które napotykaliśmy, tak ze strony rzeki, przyrody, jak i ludzi.Sześć miesięcy to wystarczająco dużo czasu, żeby zaprzyjaźnić się z rzeką, nauczyć się jej, przyzwyczaić się do codziennych rytuałów, codziennego wysiłku fizycznego. Jednak płynąc miałem w głowie jedną myśl – dopłynąć do Atlantyku, jak najszybciej. Czasem poganiałem pozostałych uczestników, narzucałem szybsze tempo, niecierpliwie oczekując na zrealizowanie celu. A gdy wreszcie poczułem sól w jej wodzie, poczułem, że wcale jeszcze nie chcę kończyć tej podróży, chciałem nieco wydłużyć ten moment spełniania się mojego marzenia, odsunąć ten moment pożegnania się z Amazonką.
NA TEMAT:
Ed Stafford ruszał na wyprawę z przyjacielem. Dokończył ją bez niego, a ich długoletnia przyjaźń jest teraz pod znakiem zapytania. W 1985 roku Pan, jako jedyny z dziesięcioosobowej ekipy, pokonał całą trasę. Jakie to uczucie, gdy spośród 10 osób zostaje się samemu na polu bitwy? Jakich cech wymagają wyprawy tego typu, jak wspierać się w grupie?
Fakt, jako jedyny przepłynąłem całą długość Amazonki, ale nie zostałem sam na polu bitwy. Zaczynaliśmy w grupie 10-osobowej. W trakcie podróży okazało się, że część uczestników nie zdoła dotrzeć do celu. Ja i Joe Kane w kajakach oraz wspierający nas z lądu Zbyszek Bzdak i Kate Durant zdecydowaliśmy się kontynuować wyprawę. Moje osiągnięcie nie byłoby jednak możliwe bez udziału wszystkich uczestników tej ekspedycji, na różnych jej etapach.Decydując się na udział w wyprawach takich jak nasza, każdy w pewnym stopniu musi wziąć na siebie odpowiedzialność za całą grupę i za cel, do którego ona zmierza. To oznacza, że nie można myśleć wyłącznie o sobie i swoich ambicjach. Trzeba umieć i chcieć dostosować się do sytuacji, do grupy. Czasem to oznacza decyzję o rezygnacji z uczestnictwa z dalszej podróży, pogodzenie się z własnymi słabościami, ale nie blokowanie innych w realizacji ich dążeń.
A czego uczą takie wyprawy - pokory wobec natury, dystansu do samego siebie, zaradności?
Z takich wypraw przywozi się wielki bagaż życiowych doświadczeń, będących rezultatem lekcji, jakich udziela nam świat, ludzie, przyroda. Poza pokorą wobec natury uczymy się również, jak radzić sobie z przeszkodami, które przed nami stawia. Czasem jest to walka z żywiołem, ale pokonanie go daje wielką satysfakcję. To ćwiczenie uporu i silnej woli, nie poddawania się, nie rezygnowania. Porażki i upadki uczą, że trzeba się podnieść i iść dalej, zwłaszcza wtedy, gdy nie ma odwrotu. Podczas wspólnej podróży trzeba nauczyć się troski i odpowiedzialności za innych, tolerancji wobec odmiennych poglądów, szczególnie w zetknięciu z odmienną kulturą. Stajemy się bardziej otwarci na innych, a nasze umysły i zmysły chłoną wrażenia z większą intensywnością.
Jakie wsparcie mieli Państwo w przygotowaniach oraz podczas samej wyprawy? W dzisiejszych czasach odkrywcy takiego szczebla mają sponsorów, śledzą ich telewizyjne kamery i fotoreporterzy.
W momencie wyjazdu z Polski naszym największym zmartwieniem było otrzymanie paszportów i pozwoleń na opuszczenie kraju. Każdy z nas musiał zgromadzić po 150 USD i to był cały nasz fundusz na realizację wyprawy do Ameryki Łacińskiej.Podczas wyprawy od źródeł do ujścia Amazonki wsparcie finansowe pochodziło od wydawnictwa Knopf Random House, magazynu „Outside”, American Airlines oraz prywatnych sponsorów, którzy uwierzyli w sens zdobycia Amazonki po raz pierwszy i którzy za pośrednictwem fundacji Canoandes przekazali fundusze na rzecz wyprawy. Nasi donatorzy realizowali jednak bardziej ideę mecenatu niż sponsoringu, wsparli finansowo nasze przedsięwzięcie.
Wiele zmieniło się od czasów gdy pan Piotr Chmieliński jako pierwszy człowiek na świecie pokonał kajakiem całą długość Amazonki. Dziś, dzięki zaawansowaniu techniki i dostępności sprzętu, każda ekspedycja tego typu ma możliwość bardzo dokładnie udokumentować swoje wyczyny. Dzięki temu, choćby siedząc przed ekranem telewizora, każdy z nas może poczuć namiastkę przygody. Razem z Edem Staffordem możemy wybrać się na wspinaczkę w wysokie partie Andów, stanąć oko w oko z nieokiełznaną naturą czy podejrzeć plemiona tubylców, którzy zazwyczaj bardzo skrupulatnie strzegą swojej prywatności.
Dzięki skrupulatności Eda w dokumentowaniu ekspedycji powstał dwuodcinkowy film. Premiera pierwszej części filmu pt. „Brzegiem Amazonki” miała miejsce 24 kwietnia o godz. 23:00 na Discovery Channel. Emisja drugiej części – „Z Brazylii nad Atlantyk” – odbędzie się 1 maja o tej samej porze.