AUSTRALIA

Road trip w Australii: Gibb River Road – pierwsza dama australijskiego outbacku

Julia Raczko, 11.04.2016

Gibb River Road: rzeka Pentecost

fot.: Julia Raczko

Gibb River Road: rzeka Pentecost
Zachwyca kolorami, atmosferą i innością. Terenami, które o outbacku mówią wszystko. Ciągnie się przez 700 kilometrów. Jej przejechanie wciąż uznawane jest za wyczyn.

Wielbłądy stąpają grzecznie, spacerują jeden za drugim. I ja dosiadam swojego. W tym mozolnym rytmie, prosto z grzbietu obserwuję słońce tonące w Oceanie Indyjskim. Najpiękniejszy zachód słońca w Australii.

Wielbłądzie przejażdżki, hodowle pereł, skały, w których można dojrzeć odbicia łap dinozaurów i piwo o posmaku mango to największe atrakcje Broome – odizolowanego miasteczka na północnym zachodzie Australii. Tu Wielka Pustynia Piaszczysta łączy się z oceanem. Ruszamy w trasę, z żalem opuszczając ten mały raj.

NA TEMAT:

W sierpniowe popołudnie, czyli w środku australijskiej zimy, słońce parzy niemiłosiernie. Na granicy wioski Derby stoi wielki baobab o obwodzie 14 metrów. Ponoć na początku XIX w. służył za więzienną celę – Boab Prison Tree. Przystawała tu policja prowadząca aborygeńskich skazańców.

Road trip w Australii: baobab nieopodal Derby

Fot. Julia Raczko

Uzupełniamy zapasy wody oraz benzyny, bo tych na pustyni nie może zabraknąć, i wjeżdżamy wreszcie na Gibb River Road. Ta prawie 700-kilometrowa trasa, wiodąca przez samo serce zjawiskowej wyżyny Kimberley, zimą jest kompletnie wysuszona. Wśród niskich traw, kopców termitów i nadętych baobabów nie dzieje się nic. A jednocześnie dzieje się tak wiele.

Gibb River Road – na co uważać

Krótki asfaltowy odcinek Gibb River Road odchodzi w niepamięć, a unoszący się z ziemi kurz wdziera się przez kratki nawiewów do wnętrza samochodu. Przed nami wyrastają muskularne, wysokie na prawie 100 metrów, wapienne skały wąwozu Windjana. Miliony lat temu leżały na dnie oceanu. To tu i w pobliskim Tunnel Creek przeciwko kolonizatorom walczył rdzenny bojownik Jandamarra z plemienia Bunuba, dla którego Windjana Gorge jest miejscem świętym. Przez Europejczyków zwany Gołębiem, jako jeden z pierwszych Aborygenów przeciwstawił się białym. Historia żywa jest do dziś, a miejscowi raz do roku świętują dzień nazwany jego imieniem.

Windjana Gorge

Fot. Shutterstock.com

Wielkie mrówki biegają w kółko, jakby dostały udaru, a na delikatnym piasku nad wodą opalają się… krokodyle. Na szczęście to te słodkowodne, którym nie smakuje ludzkie mięso. I tak omijam je szerokim łukiem. Każdej nocy niebo rozbłyskuje dla nas tysiącem gwiazd. Wyglądając z namiotu na dachu naszej terenówki, mam wrażenie, że Droga Mleczna jest na wyciągnięcie ręki. Hałas przemykających obok od czasu do czasu road trains, czyli ciężarówek z przynajmniej trzema przyczepami, budzi nas ze snu.

Krowy muczą i obwąchują z zainteresowaniem to dziwne „zwierzę”, jakim jest dla nich nasz samochód. Zmykają szybko, gdy tylko słyszą nasze głosy. – Musicie uważać na bydło. Zachodnia Australia to jedno wielkie pastwisko, zwierzęta pakują się pod koła, a zderzenia wolelibyście uniknąć – ostrzegał nas przed wyjazdem facet z wypożyczalni. Chyba już wiemy dlaczego. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że w okolicy jest ich tyle, ile nocą na niebie było gwiazd.

Gibb River Road: Cockburn Range

Trasę Gibb River Road można przejechać tylko samochodem z napędem na cztery koła. Fot. Julia Raczko

Aby zdążyć przed największym skwarem, jeszcze przed 8 rano idziemy pustkowiami do wąwozu Lennard. W głębokim pęknięciu pomarańczowych skał można dostrzec kałużę wody. Już niedługo, gdy zacznie się pora deszczowa, wypełni się on po brzegi, ale wtedy będzie odcięty od świata, tak samo jak cała Gibb River Road. Wodospad przy Belle Gorge słyszymy z daleka. Zbiegamy po kamiennych platformach, spragnieni orzeźwiającej kąpieli. Trudno jej tu sobie odmówić.

Substytutem miasta na trasie okazuje się Mt. Barnett Roadhouse, czyli stacja benzynowa z zawrotnymi cenami paliw, kiepsko zaopatrzony kiosk i bar z mrożonkami. Na tyłach rozciąga się spory kemping, z kuchnią, łazienką, prądem i ciepłą wodą w kranie.

Wygody na Gibb wcale nie są tak oczywiste. – No i co? Jak mamy przejść na drugą stronę? – zastanawiam się głośno, stojąc na brzegu rzeki bez mostu. Wiem, że szlak zaczyna się właśnie tam. – Łódką – mówi mój partner Sam, wskazując na metalową łupinę zaczepioną na linie rozciągniętej między brzegami. „Przeciągamy” się na drugą stronę i ruszamy marszrutą, którą trudno dostrzec. Wąwóz Manning skryty jest w pozornej równinie. Przez chwilę podejrzewamy nawet, że nie istnieje.

Emma Gorge

Kurz kotłuje się za nami tak intensywnie, że trudno w lusterku dostrzec coś poza nim. Przed autem przebiegają psy dingo, powietrze ani drgnie, a my łapiemy gumę. – A jak ci się na outbacku popsuje samochód, to co? – pytam zaciekawiona widokiem przerdzewiałych wraków, gdy Sam zmienia wielką oponę. – Zostawiasz go. Nikomu nie opłaca się holowanie auta z pustyni. Sam ociera pot z czoła i ruszamy dalej.

Czerwony kurz na Gibb River Road

Fot. Julia Raczko

Zza zakrętu wychyla się coraz śmielej masyw Cockburn Range. Potężna skarpa dominuje nad okolicą, ale żeby się do niej dostać, trzeba przekroczyć Pentecost – rwącą rzekę, w której pływają już te groźne, słonowodne krokodyle. Wjeżdżamy powoli, a ja nerwowo spoglądam przez okno. Poziom wody szybko się podnosi. Po chwili dosięga drzwi. Czekam, aż wleje się do środka… Jakoś się udaje.

Kończy się szutrowa droga, ale skuszeni nazwą skręcamy w kolejną. Bo jak tu nie sprawdzić miejsca kryjącego się pod szyldem El Questro? Nie żałujemy. El Questro Wilderness Park to wielkie prawie na pół miliona hektarów stare ranczo, które dziś zaprasza spragnionych natury turystów. Błądzimy w jego zakamarkach: ledwo wjeżdżamy na samotne szczyty, giniemy w gęstwinie palm.

– Mogę iść z wami? – zagaduje do nas starsza pani, tuż przed wejściem na szlak. Samotna wspinaczka to niedobry pomysł. Idziemy więc w trójkę, pod górę, wśród porozrzucanych kamieni i oczek wodnych. Gdy stajemy przed wodospadem w Emma Gorge, kłaniamy się nisko. Taki widok zasługuje na ukłony. Z wyniosłych ścian, obrośniętych zielonym mchem, strumieniami leje się woda. Lodowata i idealnie czysta. W kąciku na wytrwałych pływaków czeka gorące źródło. Do Darwin jeszcze tysiąc kilometrów.

Emma Gorge

Fot. Julia Raczko

Trasa: Broome – Kununurra

Długość trasy: 700 km

Liczba dni: min. 4

Termin: między kwietniem a wrześniem

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.