Gruzja. Świat się kończy
Droga wspina się łagodnie. Jesteśmy coraz wyżej. Na końcu doliny czeka na nas ogromny lodowiec, schodzący z najwyższych partii gór. Czy uda nam się do niego dojść? Za kolejnym z zakrętów dostrzegamy tajemniczą budkę, nad którą powiewa gruzińska flaga. Podchodzimy bliżej. Z budki wyskakuje umundurowany, brodaty mężczyzna. – Dalej iść nie możecie. Tu jest strefa przygraniczna. Za tymi górami – wskazuje ręką na pobliską grań – jest już Rosja.
Sporo Osetyńczyków ucieka przez góry, dlatego pogranicznicy szczególnie pilnują tych okolic. I nie wolno fotografować posterunku. Widząc zmartwione miny chłopaków, żołnierz wyjmuje z kieszeni garść cukierków. Humory od razu się poprawiają. Siadamy więc sobie w pobliżu baraku strażnika i urządzamy mały piknik. Mężczyzna siada z nami, a po chwili dołącza do nas pies – przybłęda, który od kilku miesięcy nie opuszcza posterunku. Zaczynamy rozmawiać o stosunkach gruzińsko-rosyjskich, o niedawnej wojnie, o pięknie tutejszej przyrody i ciężkich warunkach życia w górach. Wprawdzie żołnierz rozmawia głównie z nami – rodzicami, ale jego uwaga skupiona jest na dzieciach i w każdym zdaniu próbuje przemycić jakąś informację, która może zainteresować chłopaków. – Widzicie tamte ciemne krzaki na zboczu? – pokazuje palcem kępę roślinności. – Wpatrujcie się uważnie. Tam bardzo często przychodzą niedźwiedzie. Widocznie znajdują coś smacznego – uśmiecha się, pokazując błyskające w słońcu złote zęby.
NA TEMAT:
Kaukaskie doliny
Po krótkim odpoczynku ruszamy dalej. Chociaż musimy zrezygnować z planu dotarcia do lodowca, znajdujemy sobie inny cel – wodospad. Przez kilka kolejnych godzin spacerowania po kaukaskich dolinach nie spotykamy nikogo. Ani człowieka, ani, na szczęście, niedźwiedzia, tylko pasące się samotnie konie. Mamy za to okazję poskakać po puchatym mchu, porzucać kamieniami do małego stawu i zobaczyć huczący wodospad. W drodze powrotnej łapiemy okazję – rosyjskiego busa. Pod wieczór docieramy do miejscowości Kazbegi, gdzie w progu drewnianego, wiejskiego domku, czeka na nas uśmiechnięta gospodyni, trzymając w ręku wielki, okrągły, pachnący ser – jeden z typowych gruzińskich przysmaków. To nasz ostatni dzień na północy Gruzji i jednocześnie pierwszy, kiedy chmury rozwiały się i umożliwiły nam podziwianie piękna tutejszych gór, wraz z najwyższym szczytem tego kraju – ponad pięciotysięcznym Kazbekiem. – Wejdziemy kiedyś na tę górę? – pyta Wiktor, wpatrując się jak zaczarowany w górujący nad okolicą ośnieżony szczyt.
Tbilisi
Spędzamy kilka dni w Tbilisi, spacerując krętymi, klimatycznymi uliczkami Starego Miasta i zwiedzając kilkusetletnie monastyry. Robimy zakupy w osiedlowych piekarenkach, gdzie w okrągłych tradycyjnych piecach codziennie piecze się pyszny chleb zwany shoti. Na licznych straganach kupujemy niezwykle aromatyczne warzywa prosto z ogrodu. W Gruzji nikt nie będzie głodny, nawet takie notoryczne niejadki jak nasi chłopcy zachwycają się tutejszymi przysmakami. Tbilisi okazuje się miejscem ciekawym i przyjaznym. Dla chłopców największą atrakcją są przejażdżki tbiliskim metrem i nowoczesną kolejką linową, ale liczne zabytki też zwiedzają z niemałym zainteresowaniem. Wieczorami odpoczywamy w pięknym, nowym parku pełnym fontann i placów zabaw.
Batumi, Bordżomi, Kutaisi
Po krótkim wypadzie do Armenii wracamy do Gruzji, żeby wygrzać się na kamienistych plażach Batumi, sprawdzić, czy Morze Czarne naprawdę jest czarne, pooglądać fantastyczne ewolucje w wykonaniu delfinów i zwiedzić piękny, zabytkowy ogród botaniczny. Odwiedzamy również Bordżomi, trochę zapomniany dziś poradziecki kurort. Tutaj chcemy napić się słynnej leczniczej wody, wykąpać w gorących, cuchnących siarką źródłach, no i przede wszystkim zwiedzić pobliską Wardzię – ogromne skalne miasto, wybudowane prawie tysiąc lat temu. Na koniec jedziemy jeszcze do Kutaisi, nieopodal którego czeka na nas wspaniały podziemny świat – najbardziej niesamowita jaskinia, jaką kiedykolwiek widzieliśmy. Pełna jest nieprawdopodobnych form naciekowych i śladów dinozaurów. I znów przekonujemy się, że w Gruzji nie mogą się nudzić ani dorośli, ani dzieci.