Teheran. Samolot leniwie podjeżdża do terminalu na lotnisku im. Imama Chomeiniego punktualnie o 4.30 nad ranem. Kobiety podnoszą się jako pierwsze i natychmiast ukrywają włosy pod chustami będącymi częścią hidżabu. Prawidłowy hidżab składa się z luźnych spodni, specjalnego rodzaju płaszcza oraz wspomnianej już chusty. Za brak hidżabu kobietom grozi grzywna, kara chłosty, areszt lub więzienie. Zdarzały się przypadki pobicia na ulicy przez policję religijną. Kobiety notorycznie nieprzestrzegające tego prawa skazywane były także na karę śmierci. Pędzę starym Pajkanem (irański wyrób samochodopodobny) w kierunku 15-milionowej metropolii. Jadąc Persian Gulf Highway, z podziwem, ekscytacją, ale i strachem przyglądam się wielkiej oświetlonej świątyni z kilkoma strzelistymi minaretami. „Mauzoleum Imama Chomeiniego”, mówi kierowca. Perską muzykę przerywa wezwanie na poranne modły. Na horyzoncie wstaje słońce. Dopiero teraz dociera do mnie, w co wdepnąłem.
Śmierć Korkom
Stoję przy recepcji budżetowego, ale uroczego hotelu Firouzeh, gdy podchodzi do mnie młoda kobieta. Ubrana jest w niebieskie dżinsy i fioletowy płaszcz; spod błękitnej chusty, ledwo trzymającej się na głowie, wystaje więcej włosów, niż jest pod nią schowanych. To Marjam Mirza, mój kontakt w Teheranie. Marjam jest działaczką ruchu Change 4 Equality na rzecz zniesienia dyskryminacji kobiet. "Marek, jaan!", woła z uśmiechem od wejścia. Jaan znaczy drogi. "Witaj w Iranie!". Wychodzimy na główną ulicę. Setki samochodów przeciskają się w obu kierunkach, wykorzystując każdy skrawek powierzchni, by posunąć się choćby o metr do przodu. Kierowcy trąbią bezlitośnie, nieustannie zajeżdżając sobie drogę. Marjam zatrzymuje prywatny samochód i wymienia kilka zdań po persku z kierowcą. Widząc moją zdziwioną minę, wyjaśnia: "W Iranie każdy samochód jest taksówką". Po chwili i my dołączamy do szalonej teherańskiej parady. "Śmierć korkom!", wygraża kierowca. "Śmierć korkom? Myślałem, że raczej śmierć Ameryce!", dziwię się. "O nie, w Iranie jak coś nas denerwuje, to zawsze tak krzyczymy. Śmierć korkom, śmierć podwyżkom, śmierć podatkom!", ekscytuje się. Pisząc do Marjam, prosiłem o spotkanie - chciałem się dowiedzieć czegoś więcej o sytuacji kobiet w Iranie. Poza wywiadem doświadczyłem jeszcze trzech dni szalonego zwiedzania, zabawy i śmiechu, czyli irańską gościnność w najlepszym wydaniu. Irańska stolica jest i tak nadzwyczaj spokojna z uwagi na dwutygodniowe obchody Nou Rouz - perskiego Nowego Roku. Większość teherańczyków podróżuje po kraju, odwiedzając liczne rodziny. Przechodnie przyglądają mi się z zaciekawieniem, uśmiechają, witają głośnym: salam! Gdzie się podział ten straszny Iran, który znamy z mediów?
Chcamy Się Bawić Tak Jak Wy
Isfahan. "Napijesz się z nami wódki? Nie bój się. Zamknę knajpę od środka i policja moralności nas nie ruszy", zapewnia Farhad, menedżer jednej z tradycyjnych restauracji. Za picie alkoholu w Iranie także grozi kara chłosty. Po chwili z zaplecza przynosi przezroczystą ciecz w plastikowej butelce. "Domowa produkcja, z winogron!", zachęca, wręczając mi szklankę. Kilka drinków później rozmowa schodzi na tematy polityczne. "Powiedz mi, co o nas myślicie w Europie?". "Wielu ludzi się was boi", przyznaję. "Zachód zwraca uwagę na Iran tylko, gdy dzieje się coś niedobrego w waszej polityce". Farhad wygląda na zatroskanego. "Nie zwracaj uwagi na politykę i rząd! Prawdziwy Iran jest inny. Wytłumacz im, że nie jesteśmy terrorystami. Jesteśmy normalnymi ludźmi. Tak jak wy chcemy się bawić, uczyć i pracować". Isfahan, zwany przez wielu podróżników Perłą Orientu, to jedno z najpiękniejszych miast w Islamskiej Republice Iranu. Oczarowany miastem Renier, francuski poeta z XVI wieku, stwierdził, że "Isfahan to połowa świata - Esfahan Nesf-e-Jahan". Miłość Francuza do miasta wywołana została zapewne wizytą na placu Naqsh-e-Jahan będącym centralnym punktem tego okołomilionowego miasta. Dwukrotnie większy od placu Czerwonego w Moskwie zawiera przepiękny meczet, dwa pałace, olbrzymią fontannę oraz bazary z niezliczoną liczbą sprytnie poukrywanych knajpek. Plac został wpisany na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1979 roku.
Narzucona Skromność
Jazd. Mohammeda spotykam w kawiarence internetowej hotelu Orient. 23-letni nauczyciel niemieckiego i francuskiego proponuje mi całodniową wycieczkę po mieście. Zwiedzamy Stare Miasto, które wygląda, jakby zostało żywcem przeniesione z czasów proroka Mahometa. Kobiety opatulone w pełne czadory - długie czarne płaszcze zakrywające całą figurę i włosy - zdają się nie zwracać uwagi na to, że temperatura dochodzi do 30 stopni. Nad budynkami w kolorze piasku często pozbawionymi drzwi i okien górują minarety meczetów i słynne "wieże wiatrowe" będące starożytnym, ale działającym do dziś systemem klimatyzacji. Mohammed pokazuje mi m.in. więzienie założone przez Aleksandra Wielkiego, muzeum wody i świątynię Zoroastrian, starożytnej religii wyznawanej w Iranie przed najazdem islamu. W trakcie lunchu w tradycyjnej restauracji Mehr zagaduję Mohammeda o jego stosunek do kobiet. "Moja matka nosi czador, moja siostra nosi czador i moja żona też będzie nosić czador!", ekscytuje się. "Mohammed, a co Koran mówi o czadorze?", drążę temat. "Koran mówi, że każda muzułmanka musi nosić czador!", odpowiada. Kiwam głową ze zrozumieniem, nie wdając się w dyskusję, że czador został wymyślony kilka wieków po spisaniu Koranu...
Postscriptum
W Iranie byłem na przełomie marca i kwietnia 2009r. Ani w spokojnym Teheranie, ani w bardziej zatłoczonych miejscach nic nie wskazywało na to, co wydarzy się dwa miesiące później, po wyborach prezydenckich. Wielu analityków było zgodnych - jeśli frekwencja będzie wysoka, wygra Mir-Hosejn Musawi, kandydat opozycji kojarzony z obozem reformistów. Frekwencja była rekordowa. Musawi przegrał. Setki tysięcy Irańczyków ubranych. na zielono (symbol opozycji) wyległo na ulice, oskarżając władze o fałszerstwo wyborcze i domagając się powtórzenia wyborów. Władze stłumiły demonstracje siłami policji, wojska i paramilitarnych oddziałów znanych jako basidż. Dziesiątki zabitych, tysiące rannych, setki aresztowanych i przetrzymywanych w więzieniach. Powyborcze demonstracje w Iranie zastały Marjam w Europie, gdzie brała udział w kilku konferencjach. "Boję się na razie wrócić do kraju. Znajomi mnie ostrzegali, że władze wykorzystują chaos, by pozamykać w więzieniach aktywistów. Wielu moich przyjaciół przepadło bez wieści. Bardzo możliwe, że są torturowani". Mimo to Iran jest państwem, które powinno znaleźć się na liście każdego podróżnika. Liczne patrole policyjne i surowe prawa szariatu (oko za oko, ząb za ząb) sprawiają, że dla turysty jest to jedno z najbezpieczniejszych państw na świecie. Spiesz się zobaczyć Islamską Republikę Iranu, zanim duch Chomeiniego przestanie w niej straszyć.