Jak wygląda współczesny Izrael? Państwo, które zajmuje powierzchnię wielkości jednego z naszych województw, stanowi iście wybuchową mieszankę narodów, kultur i religii. Wskutek przetasowań po I i II wojnie światowej powstało żydowskie państwo, z czym Palestyńczycy do dziś nie mogą się pogodzić. Paradoksalnie, w obliczu podziałów etnicznych i wyznaniowych, często najmilej widziany w danym miejscu jest... turysta. Chętniej Arabowie pojawią się w żydowskiej dzielnicy niż Żydzi w arabskiej, zaś Palestyńczyków, jeśli chcą wyjechać poza obszar Autonomii, czekają liczne ograniczenia. Sama społeczność żydowska również jest bardzo niejednorodna. Oprócz tych, którzy urodzili się w Izraelu, mieszkają tu Żydzi aszkenazyjscy (zazwyczaj najlepiej wykształceni i zamożni), sefardyjscy (przybyli z Półwyspu Iberyjskiego i Afryki Północnej), jemeńscy, rosyjscy, amerykańscy, latynoscy, francuscy, a nawet etiopscy i oczywiście polscy. Najbardziej ortodoksyjni wyróżniają się strojem i fryzurą. Kobiety noszą peruki i długie suknie, zapięte pod samą szyję, a twarze mężczyzn, wyłaniające się spod czarnych kapeluszy, obramowane są dwoma długimi pejsami.
Typowy strój konserwatywnego, choć nie ultraortodoksyjnego żyda, fot. Maria Brzezińska
Bardziej liberalni noszą po prostu jarmułki. Często tradycyjne obrzędy żydowskie kojarzą się nam z powagą i surowością, ale nagle natrafiam na wesoły, rozśpiewany tłum. Są muzycy, jest i wodzirej – młody mężczyzna z białą jarmułką na głowie co chwila nuci nowe przyśpiewki i zachęca do wspólnej zabawy. Przy nim stoi młody chłopiec. Widzę, że wokół niego koncentruje się uwaga zgromadzonych. Bar micwa, święto dojrzałości, oznacza że chłopak ukończył właśnie 13 lat. Na znak, że może już recytować Torę na głos na spotkaniach, kładzie się przed nim potężny zwój, by mógł przeczytać i skomentować fragment świętej księgi. Na głowę i ramię rabin zakłada mu filakteria – niewielkie czarne pudełeczka z wersetami z Biblii. Kiedyś były to tylko uroczystości dla chłopców, ale od XX wieku w podobnych obrzędach, nazywanych bat micwa, biorą udział dziewczynki.
Jerozolima – święte miasto trzech religii
Co roku średnio dwustu turystów zapada na przedziwną przypadłość: zaczynają utożsamiać się z biblijnymi postaciami. Starotestamentowi żydzi najczęściej z Mojżeszem, chrześcijanie – z Jezusem albo Janem Chrzcicielem. Nic dziwnego, zewsząd przyjezdnych bombardują nazwy, przypominające o wydarzeniach sprzed tysięcy lat. Tu przecież narodziło się chrześcijaństwo, tu rozegrało się wiele wydarzeń ze Starego Testamentu. Miejsca święte dla żydów i chrześcijan sąsiadują z sacrum muzułmanów, choćby słynna Ściana Płaczu, tuż za którą widać złotą kopułę meczetu Al-Aksa. – Historie biblijne znam całkiem dobrze, muszę się pilnować, żeby mnie nie trafił syndrom jerozolimski – śmieję się w myślach, kiedy wieczorem spaceruję brukowaną uliczką Starego Miasta Jerozolimy. Latarnie świecą słabym, pomarańczowym światłem. Po obu stronach ciągną się kamienne mury. Przede mną przemyka odziana w ciemny płaszcz postać, by po chwili zniknąć mi sprzed oczu. W murze widać tylko uchylone mosiężne drzwi. Zostaję sama na ulicy.
Przy Ścianie Płaczu oddzielnie modlą się mężczyźni i oddzielnie kobiety, fot. Maria Brzezińska
Trzy tysiące lat historii zdają się namacalne. To za czasów króla Dawida Izraelici stali się potężnym narodem, a Jerozolima ich stolicą. Kiedy rządy objął Salomon, syn Dawida, starożytne królestwo przeżyło swój rozkwit. Powstawały ogromne budowle, ale najznakomitszą pośród nich była Świątynia Jerozolimska, wzniesiona na Górze Moria, na której Abraham miał złożyć w ofierze swego syna, Izaaka. Do jej budowy Salomon zgromadził najcenniejsze materiały – drzewo cedrowe i sandałowe z Libanu, złoto i kamienie szlachetne. Do miejsca Najświętszego przy dźwiękach trąb wprowadzono Arkę Przymierza, która przebywała tam przez ponad 370 lat, dopóki świątyni nie zburzył król babiloński, Nabuchodonozor II. Niewiele później Izraelici wybudowali Drugą Świątynię, jednak i ta ostatecznie została zburzona – tym razem przez Rzymian, w 70 r. n.e. Od momentu, gdy Jerozolima i jej sacrum legły w gruzach, naród żydowski zaczął przemieniać się w diasporę. Rozrzucony po całym świecie, przez dwa tysiące lat czekał na odbudowę swej państwowości.
Tel Awiw – miasto, które się nie zatrzymuje
Nowoczesność wkracza do wszystkich dziedzin, a widać ją przede wszystkim w Tel Awiwie. Najstarsza dzielnica miasta, Neve Tzedek, jest dziś enklawą artystów, pełną ekskluzywnych butików i modnych kawiarni. Mieszkania osiągają zawrotne ceny, mimo że jak na moje oko, średnio co drugi dom wymaga solidnej renowacji. Kiedy spaceruję po Białym Mieście, kojarzy mi się ono na przemian z Nowym Jorkiem i... Gdynią. A to ze względu na architekturę – słynne bauhausowe budowle do złudzenia przypominają biały modernizm naszego portowego miasta.
Za dnia życie mieszkańców Tel Awiwu koncentruje się na plaży – biegają, surfują, grają w plażówkę, fot. Maria Brzezińska
A Nowy Jork? Raczej nie ze względu na tutejsze wieżowce, którym daleko do Manhattanu. Jednak jest coś w tym porównaniu. I nie chodzi mi o to, że miejscowi sami lubią nazywać swoje miasto Big Orange (od słynnych słodkich pomarańczy, eksportowanych z Jafy) albo „Miasto, które się nigdy nie zatrzymuje” (w nawiązaniu do nowojorskiego „City that never sleeps”), ale raczej o klimat tu panujący.
Wspólne miejskie tańce w Tel Awiwie odbywają się w każdy czwartek, fot. Maria Brzezińska
Pełen luzu, radości z życia i niemartwienia się jutrem. Na szerokim nadmorskim bulwarze ponownie trafiam na roztańczony tłum. Tym razem muzyka jest współczesna, tańczą starzy i młodzi; jeden ubrany na sportowo, drugi w różowy T-shirt wpuszczony w spodnie z szelkami. Młoda dziewczyna obok pomarszczonej babci. Razem ze sto osób wirujących w jednym rytmie.