Z czasów dzieciństwa utkwiło mi w głowie określenie „francuski piesek”. Młodzieży tłumaczę: było ono synonimem istoty delikatnej, wybrednej i grymaszącej, której przez wygodnickie podejście do życia aż się w głowie (w łebku?) przewraca. Nie wiem, jak przedstawia się obecnie sytuacja czworonogów we Francji, ale niedawno miałam okazję obserwować psi żywot w Japonii. Klasyczny pies w Kraju Kwitnącej Wiśni – przynajmniej ten w miastach – jest hołubiony, rozpieszczany, traktowany niczym maskotka. Albo jak dodatek do torebki. Czy więc nasze Azory i Reksie powinny mu zazdrościć, czy raczej współczuć?
Butiki i wille... dla psów
Pamiętam, że szukałam kiedyś ubranka dla chrześniaka i trafiłam do sklepu z uroczymi wdziankami. Już miałam takie cudo kupić, ale zastanowił mnie układ otworów, niepasujący do nóg i rąk dziecka. Okazało się, że to nie śpiochy dla niemowlaków, lecz wymyślne kreacje dla zwierząt, wzbudzające ochy i achy właścicieli. Co myśli przebrany w nie psiak, mogę sobie tylko wyobrazić.
Największy szok przeżyłam jednak w hotelu dla psów. Podobnych przybytków w Japonii musi być wiele, ale ten odkryłam w uzdrowiskowej miejscowości Hakone na wyspie Honsiu, zaintrygowana drogowskazem „Dog’s Rest Place”. Zastanawiałam się nawet, czy nie chodzi o cmentarz dla psów. Tymczasem moim oczom ukazała się otoczona ogrodem willa, godna pięciogwiazdkowego kurortu. Psy nie mają tam boksów, ale prywatne pokoje (jedynki lub dwójki, zgodnie z życzeniem pana, czyli sponsora). Przy wejściu wiszą tabliczki z podobizną i imieniem lokatora. Wnętrza są przestronne, podzielone na część sypialną z zasłanymi pościelą łóżkami (takimi jak dla ludzi) oraz część salonową, gdzie są i stolik, i niziutkie krzesełka z poduchami, i duży telewizor z plazmowym ekranem, na którym psiak może oglądać ulubione programy. Jakie konkretnie, już się nie dowiedziałam, bo mój przewodnik musiał wracać do recepcji, by zakwaterować kolejnego gościa.
Very Important Dog
No właśnie – „gościa”. Ani razu nie usłyszałam, żeby ktoś z obsługi powiedział o pensjonariuszach „psy” czy „zwierzęta” – zawsze było to użyte z szacunkiem określenie „nasi goście”. Obsługa dba, by pies był wygłaskany i wyczesany. Do zabawy w towarzystwie innych czworonogów służy specjalna sala, gdzie oprócz zabawek są również psie czasopisma, bo może trafi się osobnik o zapędach intelektualnych. Dla spragnionych relaksu jest miękka kanapa, chyba że psiak woli poduchę. Wszędzie jest pachnąco i czyściutko, bo nawet jeśli gościa przyciśnie potrzeba, personel błyskawicznie wszystko posprząta.
Co do posiłków, nie ma mowy o gotowej karmie w zwykłej misce. Serwowanych na tacy apetycznych dań jest wiele, bo nie wiadomo, na co psiak będzie miał ochotę (w końcu ma prawo wybrzydzać). Podaje się je na zastawie, niczym w restauracjach. Pozostaje dodać, ile takie lokum kosztuje. W przeliczeniu na nasze – 600 zł za dobę. To na pewno nie są „pieskie wakacje”.
„Mój przyjaciel Hachiko”
Na koniec jeszcze historia psa z Tokio, który przed stacją metra Shibuya doczekał się pomnika. Chodzi o Hachikō, który w latach 1924-25 dzień w dzień odprowadzał do pociągu swojego dojeżdżającego do pracy pana, zaś wieczorem witał go w tym samym miejscu. Niestety, pewnego dnia pan nagle zmarł daleko od domu. Pies jeszcze przez 10 lat, aż do swojej śmierci, systematycznie pojawiał się na stacji w nadziei, że opiekun wróci. Jego historię opowiada film „Mój przyjaciel Hachiko” z Richardem Gerem w roli głównej.
Jeśli odwiedzicie Tokio i postanowicie się z kimś umówić, śmiało możecie zaproponować „przy Hachikō”. Każdy mieszkaniec metropolii będzie wiedział, gdzie to jest.