Z okna samolotu Penang wygląda dosyć zwyczajnie. Ot, sporych rozmiarów wyspa w większości porośnięta dżunglą. Jednak ten niepozorny skrawek lądu kryje w sobie prawdziwą urbanistyczną perełkę. To, co pozostało w mojej pamięci po pierwszej wizycie na Penang, to wyśmienite jedzenie i magiczne uliczki starego miasta w Georgetown – stolicy regionu. Mam do niego niezwykłą słabość, tutaj spędziłam rok swojego życia, tu zaczęła się moja przygoda z podróżowaniem.
Bęc Zmiana
Gdy tylko wychodzę z lotniska uderza mnie znajoma wilgoć i gorąc południowo-azjatyckiego powietrza. Do centrum Georgetown jadę autobusem. Okazuje się, że od mojej ostatniej wizyty na wyspie lokalny transport publiczny przeszedł pełną transformację. Zamiast do starego, odrapanego i plującego spalinami pojazdu wsiadam w nowiutki i klimatyzowany autobus. Problem tylko w tym, że aby kupić bilet, trzeba mieć dokładnie odliczoną kwotę, a ja nie mam przy sobie żadnych drobnych. Ratuje mnie miły Malaj, który bez słowa płaci za moją podróż, a później jeszcze ustępuje mi miejsca w autobusie. Droga do centrum jest jak zwykle zakorkowana, ale mnie to nie przeszkadza. Lada moment rozpocznę kilkudniową ucztę kulinarno-kulturową w jednym z najbardziej fascynujących miast regionu. Mogłoby się wydawać, że takich miejsc jak Georgetown jest w Azji całkiem sporo, ale ja zdecydowanie się z tym nie zgodzę. Starówka tego malajskiego miasteczka jest naprawdę wyjątkowa. Tu, na obszarze raptem kilku kilometrów kwadratowych, można odbyć podróż po kulturze nie tylko Malajów, rdzennych mieszkańców Malezji, ale także Chin i Indii. Podróż, która pomaga lepiej zrozumieć te zupełnie różne, a żyjące w Malezji razem od kilku pokoleń grupy etniczne; podróż, która pobudza wszystkie zmysły, ze smakiem i węchem na czele.
Ku chwale Jerzego
Współczesna historia Georgetown zaczęła się 11 sierpnia 1786 roku, kiedy to kapitan Francis Light, angielski kupiec, przybił do brzegu prawie zupełnie bezludnej wyspy znanej wtedy jako Pulo Pinang. Od jej dotychczasowego właściciela – sułtana królestwa Kedah przejął ją na własność korony brytyjskiej. Light ochrzcił nową zdobycz mianem Wyspy Księcia Walii i założył na niej osadę, której nadał nazwę Georgetown na cześć panującego króla Anglii, Jerzego III. Dzięki położeniu przy wejściu do ważnej dla handlu Cieśniny Malaka, wyspa szybko zyskała popularność wśród brytyjskich kupców, a w konsekwencji stała się jednym z najważniejszych ośrodków handlu w Azji Południowo-Wschodniej. Do brzegów Penang przybijać zaczęli handlarze i emigranci z całego regionu. Wśród nich ogromną liczbę stanowili przybysze z Państwa Środka, przez co dziś na pierwszy rzut oka Georgetown wydaje się miastem chińskim. Zresztą do pewnego stopnia tak właśnie jest: 50% mieszkańców stolicy Penang pochodzi z Chin, Malaje stanowią ok. 40%, a reszta to Hindusi – trzecia największa grupa etniczna całej Malezji.
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu Podróże.