1. Negombo – Kolombo
Na targu w małym miasteczku Negombo wstaje dzień. I to wcale nie powoli i nie leniwie, a z rozmachem. Jeszcze nie zrobiło się w pełni jasno, a tu już życie w pełni. Ostatni rybacy wracają z połowów, większość zaczęła sprzedawać zdobycze klientom. Ogromne tuńczyki, rekiny i płaszczki, stosy krewetek, najróżniejsze ryby i rybki Oceanu Indyjskiego. Rami de la Silva prosi o kilogram makrel indyjskich Kumara Fernando. Może i tak się nazywają, w końcu wielu Lankijczyków z krwi i kości ma portugalskie nazwiska. W Negombo i innych nadmorskich miasteczkach to nie rzadkość, tak jak i widok kościołów katolickich i kapliczek, które znikają powoli, gdy wjeżdża się w głąb wyspy.
Tutaj w Negombo, gdzie zachowało się wiele portugalskich wpływów, zaczynamy 10-dniową podróż po Sri Lance, podróż pełną wrażeń i prób zrozumienia pogmatwanej, lankijskiej historii. Otwartą dwa dni wcześniej autostradą mkniemy w stronę Kolombo. Miejscowe psy jeszcze nie przyzwyczaiły się do nowej trasy szybkiego ruchu i pojedynczo lub sforami wałęsają się po jezdni. Autostrada kończy się niespodziewanie szybko, a zaczyna się: koło przy kole, szyba przy szybie, tuk-tuk prawie ociera się o autobus, między nimi udaje się przecisnąć rodzinie na motocyklu. I wszędzie jeszcze te psie łapy, które i tu nic sobie nie robią z ruchu ulicznego. Co chwilę hamujemy, ruszamy, wyprzedzamy, by znów gwałtownie hamować. Wjechaliśmy do… no właśnie, wydawałoby się, że do stolicy. Kolombo to największe miasto Sri Lanki, centrum biznesowe i transportowe. W 1982 roku przeniesiono jednak stolicę do Sri Dźajawardanapura Kotte, znanego w skrócie jako Kotte, leżącego na przedmieściach Kolombo. Gwałtowny rozwój miasta spowodował takie korki, że postanowiono parlament i główne urzędy przenieść poza jego granice. Przeciskając się pomiędzy tuk-tukami, w pełni zaczynam rozumieć decyzję władz. Prawdziwy ścisk zaczyna się jednak dopiero na Main Street. W małych sklepikach sprzedaje się wszystko, czego dusza zapragnie. Kolombo żyje szybko i rozwija się szybko. A to głównie, jak i reszta kraju, za sprawą Chińczyków. Nasz przewodnik, Jude, co chwilę pokazuje nam nowe, kosmiczne inwestycje. Chwilę oddechu łapiemy w buddyjskim sanktuarium Seema Malaka. Krąg posągów Buddy na jeziorze Beira jakby stanowił barierę nieprzepuszczającą hałasu i zgiełku miasta.
3. Sigirija - Dambulla
Sigirija leży na terenie tzw. trójkąta kulturalnego. Niewidzialne linie pomiędzy trzema dawnymi stolicami Sri Lanki – Anuradhapury, Polonnaruwy i Kandy – wyznaczają obszar o największym nagromadzeniu zabytków na kilometr kwadratowy. Również tych wpisanych na listę UNESCO. Z Lwiej Skały jedziemy prosto do pierwszej ze stolic, pełniącej swoją funkcję od IV w. p.n.e aż do X w. n.e. Wraz z ubranymi na biało pielgrzymami kierujemy się do świętego drzewa Bo – przywiezionej w III w. p.n.e. z Indii sadzonki drzewa, pod którym Budda doznał oświecenia. Wierni ofiarowują mnichom jedzenie, najczęściej miski z ryżem i owoce, przed figurami Buddy składają liliowe kwiaty.
Rozległe starożytne miasto, pełne oddalonych od siebie pałacowych ruin i ogromnych dagob (tak nazywa się tutaj stupy) trudno zwiedzać bez samochodu lub chociaż roweru. Podobnie jak Polonnaruwę, która przez dwa wieki pełniła funkcję stolicy po upadku Anuradhapury. Najbardziej niezwykła okazuje się jednak Dambulla, miasto również położone na terenie trójkąta, w samym centrum wyspy. Słynie ona z kompleksu pięciu wykutych w skale świątyń, w których znajduje się łącznie 150 posągów Buddy. Od tych rzeźbionych w litej skale, pochodzących z I w. p.n.e., przez drewniane, aż po te z gipsu z pierwszej połowy XX wieku. Nietrudno zauważyć, że z biegiem wieków twórcom coraz bardziej brakowało kunsztu, talentu lub po prostu gustu. Zwłaszcza gdy spojrzy się na powstały zupełnie niedawno kompleks świątynny prowadzący do jaskiń Dambulli. Ogromny, pozłacany Budda góruje nad smokiem z wyłupiastymi oczami, którego paszcza stanowi zarazem wejście do muzeum buddyjskiego, choć migoczący neon „open” przekonuje do wizyty tylko nielicznych. Kompleks był snem nadambitnego mnicha „dyrektora” o sławie i pięknie. Urzędujący mnich, wybudował tu też swoją willę, nadaje stąd programy telewizyjne i radiowe.
Cały artykuł przeczytasz w najnowszym wydaniu magazynu Podróże