Ktokolwiek był w Tajlandii, radził mi: – Nieważne, ile czasu przeznaczyłeś na zwiedzanie Chiang Mai. Zaplanuj dodatkowe dwa-trzy dni. Chyba że jesteś w czasie Songkran, czyli tajskiego Nowego Roku. Wtedy i tydzień nie wystarczy. Wprawdzie Tajlandia w 1941 r. dostosowała swój czas do kalendarza ustanowionego przez papieża Grzegorza, ale tradycyjnie Nowy Rok jest nadal obchodzony w połowie kwietnia.
Tajlandia, Procesja podczas festiwalu Songkran, fot. shutterstock.com
Trzynastego kwietnia, o świcie, na jednym z głównych placów miasta zbierają się mieszkańcy. Uczestniczą w modlitwie, a potem dają jałmużnę. Ryżu i pieniędzy jest tyle, że niektórzy mnisi nie nadążają z ich zbieraniem. Atmosfera jest podniosła niczym w świątyni. Po zebraniu ofiary, aby wejść w nowy etap życia z błogosławieństwem, z klatek wypuszcza się ptaki. W niektórych miejscach do rzek uwalniane są ryby. Wierni skrapiają perfumami wizerunki Buddy. Młodzi odwiedzają rodziców i dziadków, spryskując im dłonie chłodną wodą. Wierzą, że to ich oczyści. Starsi w zamian błogosławią, życzą szczęścia, zdrowia, pomyślności. Sielankowy nastrój potęguje niska zabudowa i małomiasteczkowy charakter Chiang Mai.
NA TEMAT:
Wodna bitwa na Tajski Nowy Rok
Tym bardziej zaskoczył mnie atak dzieci w jednym z zaułków. Na dzień dobry dostaję porcją wody prosto z kubka. Fakt, że jestem dużym, dobrym celem. Trafienie faranga (białego) to dla nich powód do podwójnej radości, choć niektóre dzieci z nieśmiałością polewały mi jedynie nogi. Przypominają mi się szkolne lata i wielkanocny śmigus-dyngus, tylko w naszych warunkach klimatycznych trzeba było mieć doprawdy dużo zdrowia. W Tajlandii kwiecień jest najgorętszym miesiącem w roku. Nawet tubylcom jest ciepło. To dlatego czasem spotkać ich można wysmarowanych białą glinką zwaną Din Sor Pong. To kosmetyk wysuszający skórę, ale także o właściwościach schładzających. Jednak najlepiej ochłodzi woda.
Każdy dysponuje choćby niewielką wodną "bronią", fot. shutterstock.com
W Tajlandii symboliczne skrapianie dłoni starszym przekształciło się w polewanie każdy każdego. Nawet uliczni sprzedawcy nie są bezpieczni. Immunitet mają jedynie mnisi. Przynajmniej teoretycznie. Niektórzy mnisi są bardzo młodzi i trudno im się powstrzymać, gdy dookoła wszyscy się bawią.
Podczas parady posąg Buddy również polewa się wodą, ale dużo delikatniej niż ludzi, fot. shutterstock.com
Pomysły na różnego rodzaju wodną broń są godne podziwu. Pistolety i karabiny to podstawa. Ale systemy polewania bywają ukryte w lalkach, plecakach, balonach czy... puszkach z napojami. Ktoś z naprzeciwka pije colę; czuję się bezpiecznie. Ale puszka ma drugie dno, z wodą. Jestem jak z reklamy Sprite’a. Nie mam żadnych szans. Nie mam też na sobie czegokolwiek suchego – jak każdy w Chiang Mai. Przez centrum biegnie kanał. Jest na tyle głęboki, by nabrać z niego wody, i na tyle płytki, że nikt się nie utopi. Tu wodna bitwa rozkręca się na całego! Wokół jeżdżą półciężarówki z beczkami, w których topi się lód.
Drużynowy atak okazuje się najskuteczniejszy, fot. shutterstock.com
Czy lepiej zostać zmoczonym ciepłą, ale zamuloną wodą z kanału, czy czystszą, lecz lodowatą wodą z beczki? Po pewnym czasie jest mi już wszystko jedno. Mokre są nawet piosenkarki występujące na ustawionej scenie plenerowej. Bitwa wodna wygasa, jak nożem uciął o zachodzie słońca. Zastanawiam się, czy brać wieczorny prysznic. A jutro i pojutrze zabawa zacznie się od nowa. Zwiedzanie zabytków Chiang Mai choć kilku z ponad trzystu świątyń trzeba odłożyć na czas po Songkran.