Ciekawostki ze świata

Czerwony diabeł czy gua gua? Czyli dlaczego warto podróżować lokalnymi środkami transportu [FELIETON]

Monika Witkowska, 3.02.2016

Jeepney

fot.: www.shutterstock.com

Jeepney
Czy wiecie, co to takiego tap tap? To po haitańsku. W Sierra Leone wolą nazwę poda poda, a w Demokratycznej Republice Konga fula fula (w tłumaczeniu: szybko, szybko). Podróżowanie lokalnymi środkami transportu nie jest może najwygodniejsze, ale na pewno zapada w pamięć.

Jeszcze kilka przykładów: w Dominikanie jest gua gua, w Ghanie tro tro, w Togo kia kia, a w Rosji, na Ukrainie czy w Gruzji marszrutka. U nas mówi się różnie: bus, minibus, busik. Tyle że w Polsce w owych pojazdach mamy prawdziwy luksus – na jedno miejsce przypada jeden pasażer, co w Afryce stanowiłoby istne marnotrawstwo. Tam na dwóch siedzeniach może podróżować trójka dorosłych z dzieckiem i żywymi kurczakami na kolanach.

NA TEMAT:

Podobnie jest w dużych autobusach. W Gwatemali wszechobecnym środkiem transportu są chicken busy. Zabranie do nich, w ramach bagażu podręcznego, kurczaka to standard. Choć niektórzy twierdzą, że nazwa nawiązuje do podróżnych ściśniętych niczym kurczaki zabierane na targ.

Chicken busy to dawne gimbusy, które wcześniej dowoziły do szkół amerykańskie dzieciaki. Po wycofaniu ich z użytku w USA trafiły do krajów Ameryki Łacińskiej. Także do Panamy, gdzie po przemalowaniu zaczynają drugą młodość, tam akurat w wersji Diablo Rojo, czyli „czerwony diabeł”.

Faktycznie wiele jest czerwonych, chociaż nie brak też pomalowanych w oryginalne, jaskrawe wzory. A dlaczego „diabły”? Dla odzwierciedlenia temperamentu kierowców, na ogół uznających tylko dwie możliwości wciskania pedałów: gazu do dechy i ewentualnie hamulca.

Chicken busy w Gwatemali

Chicken busy w Gwatemali, fot. Shutterstock.com

Uwielbiam podróżowanie lokalnymi środkami transportu. Wprawdzie w turystycznym autokarze czy busie jest wygodniej, fotele są miększe, no i klimatyzacja zwykle działa, ale to w tłoku można porozmawiać z mieszkańcami, dowiedzieć się, jak żyją.

Inna sprawa, że na dłuższą metę bez stoperów do uszu trudno wytrzymać. Zwłaszcza w dużych autobusach. Że kierowca puści na cały regulator regionalne disco polo, pal sześć. Gorzej, jak podczas nocnego kursu leci film, z którego jedyne zrozumiałe odgłosy to głośne strzały.

Najciekawiej bywa, gdy na każdym postoju (choćby i na światłach) do autobusu wchodzą różni naciągacze i kaznodzieje. Część z nich to obnośni sprzedawcy, którzy oferują cudowną maść na wszystko – od bólu gardła po hemoroidy, lokalne chipsy czy też wodę pakowaną w torebki foliowe (produkt z domowej fabryczki).

Osobną grupę stanowią opowiadający swoje historie uciśnieni strażacy i przedstawiciele innych, wzbudzających sympatię profesji. Informują o swoich niskich pensjach i liczą na obywatelską postawę pasażerów (znaczy się wsparcie finansowe). Często pojawiają się też, upajający się swoim głosem, natchnieni głosiciele przeróżnej wiary. I też liczą na ofiarę.

Lokalny autobus w Kalkucie

Lokalny autobus w Kalkucie, fot. Shutterstock.com

Moc atrakcji, choć bez opisanego programu artystycznego, zapewnia podróż bush taxi, czyli jeżdżącym na danej trasie zwykłym samochodem. Rusza on dopiero po zebraniu kompletu pasażerów.

Zabawnie bywa też w bardziej kameralnych tuk tukach czy na pełniących rolę taksówek rowerach lub motorkach (w Ugandzie mówi się o nich boda boda). W ulicznych korkach dużych miast takie motorki są najszybszym i najbardziej operatywnym środkiem transportu, choć czasem jazda nimi podnosi adrenalinę porównywalnie do skoku na bungee. Czy są bezpieczne? Nie zastanawiałam się.

Podróż jest zawsze wielką niewiadomą, ale codzienne, domowe życie przecież też. Lokalny transport ma wiele plusów: jest tani, zapewnia przygodę, no i zbliża nas do ludzi. Podróżując razem z miejscowymi, w przenośni i dosłownie „jedziemy na tym samym wózku”. I jeszcze jeden plus – po iluś dniach czy tygodniach w Afryce lub Azji docenimy komfort podróżowania po Polsce.

Polub nas na Facebooku!

Żaden utwór zamieszczony w serwisie nie może być powielany i rozpowszechniany lub dalej rozpowszechniany w jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny) na jakimkolwiek polu eksploatacji w jakiejkolwiek formie, włącznie z umieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody TIME S.A. Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części z naruszeniem prawa tzn. bez zgody TIME S.A. jest zabronione pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.