KARYNTIA - WĘDRÓWKA PRZEZ CISZĘ
Taka nazwa na atrakcję turystyczną z początku wydała mi się nieco wymuszona. Kolejką Maibrunnbahn dopiero co wjechaliśmy na górę (niespełna 1500 metrów nad poziomem morza), gdzie nic nie wskazywało na to, że będzie cicho. Wokół znajdowała się typowa, ruchliwa o tej porze roku stacja narciarska.
Ja jednak nie miałem na sobie nart. Prosto na buty polecono mi włożyć rakiety śnieżne – płaskie urządzenia z wystającymi metalowymi zaczepami. Przewodnik wyjaśnił, że dzięki nim nie będę zapadał się w śniegu, a jeśli przyjdzie mi zmierzyć z lodem, zaczepy sprawią, że nie będę się ześlizgiwał. Jeszcze tylko krótka lekcja trzymania kijków i ruszyliśmy w drogę.
Wrażenia od tej pory były niezwykłe. Pod czujnym okiem przewodnika, który bardzo dobrze znał teren i wiedział jak zapewnić nam bezpieczeństwo, ruszyliśmy górskim, zimowym off-roadem. Poza naszą grupą liczącą ledwie kilkanaście osób, dookoła nie było nikogo. Panowała absolutna cisza przerywana tylko dźwiękiem chrzęszczącego pod rakietami śniegu. Natychmiast odżyły marzenia z dzieciństwa, by znaleźć się w takim właśnie miejscu – z dala od innych ludzi, pośród ośnieżonych świerków, na nieskażonym niczyją stopą białym puchu z odciskami dzikiej zwierzyny tu i ówdzie. Można było czerpać z tego bez granic – skakać w śnieg po pas, zbiegać ze zboczy lub przystanąć na chwilę i nacieszyć wzrok wspaniałymi widokami. W Karyntii wyjątkowa jest nawet przyroda. Oprócz śniegu, drzewa od korzeni po koronę pokrywa gęsty mech. Miejscowi mówią, że to dowód na nieskazitelnie czyste górskie powietrze.
Wędrówka na rakietach śnieżnych to nie tylko spacer, ale też niezły wysiłek. Nasza trwała prawie trzy godziny. Najpierw wspięliśmy się o pół kilometra w górę, by potem zejść kilkaset metrów w dół. Co jakiś czas przewodnik robił przystanek i częstował sznapsem – na wszelki wypadek, by w bezruchu nie zrobiło się zimno.
NA TEMAT:
Karyntia nie tylko dla narciarzy. Jak dobrze spędzić czas w austriackiej krainie? [WIDEO i ZDJĘCIA]
SMAKI KARYNTII
Wędrówka przez ciszę nie prowadzi donikąd. Nagrodą za wysiłek jest fantastyczny obiad przygotowany przez znanego austriackiego szefa kuchni Marco Krainera. Gdy dotarliśmy do Feldpannalm, gdzie znajduje się jego górska drewniana chatka, poczęstunek już czekał – świeże pieczywo, rozpływające się w ustach kremowe masło i niebywale lekki wiejski serek z łososiem. A to był dopiero początek.
Marco zaprosił nas do środka, gdzie opowiedział o sobie i swoim menu. Szczególnie spodobało mi się, że posiłek będzie taki jak cała wędrówka – w stu procentach naturalny, prezentujący całe bogactwo regionu.
Na początek na stole wylądowały miseczki z tradycyjnym żółtym kremem z warzyw. Marco dodał do niego świeży szafran i polecił zagryzać go słodką karyncką babką.
W międzyczasie w pomieszczeniu pojawiła się ogromna patelnia i na naszych oczach powstało aromatyczne ragout z dziczyzny – jak mówiło menu: z jałowcem, czarnym bzem i sosnowymi kluseczkami w serowych gomółkach. Palce lizać! Nie trzeba dodawać, że dziczyznę upolowano nieopodal chaty zaledwie kilkadziesiąt godzin wcześniej! Rolada rumowo-makowa przykryta maślanymi wiórkami dopełniła dzieła.
KARYNTIA - POKOCHAJ ZIMĘ
Spotkanie z Karyntią na rakietach śnieżnych w czasie „Wędrówki przez ciszę” to doświadczenie jak z bajki. Niezależnie czy ma się dwadzieścia czy sześćdziesiąt lat można cieszyć się zimą na całego, niczym pięcioletnie dziecko. Przygoda jest dostępna za niewygórowaną cenę 45 euro, w którą wliczona jest wędrówka z przewodnikiem i syty posiłek ugotowany na naszych oczach przez mistrza regionalnej kuchni. W tym sezonie z atrakcji można skorzystać jeszcze 19 lutego oraz 5 i 12 marca.
Jakież było moje zdumienie, gdy okazało się, że na posiłku zabawa się nie skończy. Po obiedzie i chwili odpoczynku poinformowano nas, że przed chatą czekają sanki i półgodzinna przejażdżka z górki na pazurki. Bajkowej zabawy ciąg dalszy!