Na bułgarskie wybrzeże trafiliśmy tydzień po oświadczynach. Chcieliśmy nawet wziąć ślub w Warnie. Ale miasto poza tym, że jest dobrym miejscem połączeń lotniczych, nie jest warte tego, aby złożyć tam najważniejszą przysięgę w życiu. Za to wybrzeże nas zachwyciło! Z mapą i kierowani własnym instynktem odkrywaliśmy jego uroki.
NA TEMAT:
Gold i Spa
Na wybrzeżu najlepiej jest ulokować się w Złotych Piaskach, 18 km na północ od Warny. To sam środek północnej części wybrzeża. My zamiast miejsca w jednym z dużych kompleksów hotelowych wybraliśmy niewielki pensjonat - 100 m od morza. Z wszystkimi wygodami, łącznie z sauną. Zdziwiła nas droga, jaka prowadziła do pensjonatu. Był to po prostu piach. Pomyśleliśmy, że nazwa miejscowości nie odnosi się tylko do tutejszych plaż. Szerokich, łagodnych, z drobnym złotym piaskiem dającym miłe poczucie komfortu. W stronę lądu wszechobecny piasek przechodzi w las, który podobnie jak brzeg morza usiany jest mniej lub bardziej drogimi hotelami, najczęściej z basenem i eleganckim barem pośrodku. W Złotych Piaskach poznaliśmy lecznicze właściwości wód mineralnych. W jednym z najstarszych bułgarskich kurortów, znanym w czasach PRL jako Drużba, dziś - Święty Konstanty i Helena, szukaliśmy zdrowia w basenach balneologicznych, gdzie po gorącej kąpieli można odpocząć na iście królewskim łożu i czerpać przyjemność z dobroczynnej działalności cennych pierwiastków. Bogate w minerały wody termalne regulują przemianę materii, leczą choroby serca, układ krążenia, nerwice... Polacy przyjeżdżali tu już w pierwszym dziesięcioleciu XX w. W podziękowaniu za pomoc udzieloną Bułgarii po trzęsieniu ziemi w 1928 r. Polska została nawet właścicielem skrawka terenu, na którym stoi Dom Polski, ośrodek zarządzany obecnie przez Urząd Rady Ministrów.
Rock i Śpiew
Przed podróżą dalej na północ, w stronę granicy z Rumunią, zatrzymaliśmy się w niezbyt dużej miejscowości Kawarna. Zwabiła nas tu wieść o morskim muzeum i znajdujących się w nim niezwykłych kotwicach. Poza tym chcieliśmy zobaczyć letnią bułgarską stolicę rocka. Nie mogliśmy sobie też odmówić wizyty na plaży, partyjki szachów w parku i smacznego obiadu przy porcie. Dalej udaliśmy się na przylądek Kaliakra. Niegdyś był świadkiem największych bitew morskich między flotami bułgarską i turecką, dziś znajduje się tu jednostka marynarki i liczne ośrodki turystyczne. Strategiczne i atrakcyjne położenie przylądka doceniliśmy, gdy dotarliśmy na sam jego koniec, do ukrytej za żelaznymi kratami kaplicy św. Mikołaja. Widok wart jest trudów chodzenia po skalistym podłożu! Legenda mówi, że przylądek powstał, gdy za patronem żeglarzy uciekającym przed Turkami wydłużał się pas ziemi. Symbolizująca grób świętego kaplica to ponoć miejsce, gdzie został schwytany. Inna legenda odnosi się do czerwonawego koloru Kaliakry. Ma on pochodzić od krwi 40 niewiast, które wolały rzucić się do morza, niż poddać tureckiemu najeźdźcy. A zrobiły to spektakularnie - przed skokiem splotły razem swoje warkocze... Podążając jeszcze dalej na północ, dotarliśmy do Kamen Briagu (Kamiennego Brzegu), który upodobali sobie wspinacze skałkowi. Znaleźliśmy tu kilka tablic poświęconych tym, którzy ze skałek nigdy nie wrócili. Są przestrogą dla śmiałków porywających się na wspinaczkę bez asekuracji. Na szczęście nas nigdy do wspinaczki nie ciągnęło, więc ruszyliśmy w drogę przed siebie. Tak dotarliśmy do Tiulenowa. Stoją tam obok siebie dwa nowe hoteliki i maleńka, stara, drewniana knajpka. Świeże sardynki, bułgarski szampan i widok na uroczą półkolistą zatoczkę ze skrzypiącymi w rytm fal łódkami. W hoteliku obok z telewizora nieustannie słychać dźwięki czałgi (bułgarska muzyka pop plus disco plus piękne solistki), a w powietrzu raz po raz rozlega się krzyk mew. Ptaki ściągają na północne wybrzeże Bułgarii ornitologów z całego świata. Tędy biegnie między innymi Via Pontica - szlak wędrowny bocianów i żurawi. Można je podziwiać wczesną wiosną lub w końcu sierpnia. Najlepiej nad jeziorem Durankułak, które jest królestwem nie tylko ornitologów, ale też rybaków i... archeologów. Leżą na nim dwie wyspy. Na jednej z nich odkryto najdawniejsze w historii ludzkości ślady piśmiennictwa, o półtora tysiąclecia starsze od tych w Egipcie i Mezopotamii! Nie zapominajmy jednak, że jesteśmy nad morzem... 2,5 km na północ od jeziora i 7 km na południe ciągną się piękne dziewicze plaże.
Najdłuższa Rzeka Bułgarii
Przed opuszczeniem północnego wybrzeża w poszukiwaniu klimatycznych miejsc ruszyliśmy jeszcze na południe od Złotych Piasków, nad rzekę Kamcziję. Po drodze skręciliśmy nieco na zachód, aby zobaczyć Pobiti Kamni. Wśród ubogiej roślinności wydm stoi tam las kamiennych kolumn. Sceneria nieziemska, którą 50 mln lat temu wyrzeźbiło morze. Nie mniej widowiskowo jest nad Kamcziją. Bagnista i często zalewana dolina rzeki tworzy krainę Łongoz z tropikalną florą i fauną. Kamczija jest najdłuższą rzeką Bułgarii, uchodzącą bezpośrednio do Morza Czarnego. By zobaczyć, jak wygląda tropik w Bułgarii i delta Kamczii, trzeba przepłynąć po rzece wycieczkową łodzią. U ujścia rzeki, wśród egzotycznego lasu i rezerwatu lilii wodnych i róż, leży ośrodek wypoczynkowy Kamcija ze wspaniałymi warunkami do kąpieli. Szerokie plaże z wydmami i wyjątkowo łagodny klimat zapraszają wczasowiczów od maja do września. My zatrzymaliśmy się w jednej z przytulnych willi, ale są tu również domki kempingowe przy rzece, do których można dopłynąć wynajętą łódką.
Bałczik
Związki innego narodu z Bułgarią zaprowadziły nas do Bałcziku. Nadmorska promenada, a przy niej restauracja w kształcie łodzi i nieodległy bazar z przesympatycznymi sprzedawcami zachwycą każdego! Spacer szeroką plażą z dziesiątkami kolorowych parasoli prowadzi do imponującego ogrodu botanicznego, w którym stoi pałac rumuńskiej królowej Marii (wnuczki angielskiej królowej Wiktorii). Łatwo go rozpoznać po przypominającej muzułmański minaret wieży. Będąc w Egipcie, królowa Maria przeszła na bahaizm, który jest połączeniem chrześcijaństwa, islamu i judaizmu. Symbole nawiązujące do tych trzech religii znaleźć można nie tylko na terenie pałacu, ale także w przyległym ogrodzie. Większość turystów zagląda tu nie po to, aby bawić się w odkrywców, ale by rozgrzane słoneczną kąpielą ciało znalazło przyjemny chłód, a oczy nacieszyły się widokiem kolorowych kwiatów. Rumuński charakter miejscowości i jej niezwykle malowniczą scenerię docenił Francis Ford Coppola, który po dziesięciu latach nieobecności na dużym ekranie kręcił tu sceny do najnowszego filmu "Youth without Youth" (Młodość bez młodości), opartego na powieści rumuńskiego pisarza i religioznawcy Mircei Eliadego. Będąc w Bałcziku, dowiedzieliśmy się, że z opowiadania innego pisarza, bułgarskiego klasyka Jordana Jowkowa, nazwę wziął kolejny czarnomorski kurort, leżąca 12 km na północ Albena. Położony z jednej strony u podnóża wzgórz, z drugiej nad Zatoką Warneńską kusi niespotykanie łagodnym wybrzeżem. To idealne miejsce na wypoczynek dla rodzin z dziećmi. Woda osiąga tu głębokość 150 cm dopiero po dobrych 200m brodzenia. Tak (według Magdy) powinno wyglądać morze. Znakomicie sprawdza się w nim bowiem pływacki styl "rozpaczliwy". Kurort upodobali sobie zwłaszcza Anglicy, Niemcy i Szwedzi. Przebierają w bardzo licznych restauracjach, kafejkach, dyskotekach i nocnych klubach. Tylko kasyno mają jedno, ale nie narzekają. Stresy przy grach hazardowych mogą bardzo szybko rozładować w czasie uprawiania sportów wodnych, gry w tenisa ziemnego, w piłkę jakiej-tylko-chcą albo w czasie konnej przejażdżki. W sezonie letnim w Albenie odbywają się liczne koncerty, wtedy kurort błyszczy także w czasie pokazów mody. Odpoczynkowi sprzyja powietrze, nie tylko wilgotne od morza, ale i rześkie od pobliskiego leśnego rezerwatu Bałtata. Właśnie on zapowiada nieco inne obrazy bułgarskiego wybrzeża...
Więcej niż Wybrzeże
Zapaleni poszukiwacze ciekawostek (Mirek) mogą sobie urozmaicić pobyt na wybrzeżu weekendowym wypadem do średniowiecznej bułgarskiej stolicy - Welikiego Tyrnowa. Po drodze można się zatrzymać przed Szumenem przy Jeźdźcu z Madary. To tu znajduje się wpisany na Listę UNESCO naskalny relief z VIII w. przedstawiający monstrualną postać chana Terweła na koniu. To jedyny tego rodzaju zabytek w Europie. Weliko Tyrnowo wita gości przepiękną panoramą. Przyglądając się zabudowie miasta, odnosi się wrażenie, że rzędy rustykalnych domów stoją tu jeden na drugim. To dlatego, że miejscowość leży na kilku stromych wzgórzach, w krętej dolinie rzeki Jantry. Nad miastem górują mury twierdzy Carewiec, zbudowanej jeszcze przez Bizantyjczyków. Średniowieczny klimat oddają Skała Straceń i legendarna wieża Baldwina, w której więziono władcę cesarstwa łacińskiego. Nas zachwycił nocny spektakl światło i dźwięk, gdy całe wzgórze rozbrzmiewało muzyką i promieniowało kolorowymi światłami. U podnóża twierdzy widać kopuły kilku historycznych cerkwi. W najstarszej, św. Dymitra, w 1186 r. dwaj bojarzy, bracia Piotr i Asen ogłosili odrodzenie państwa bułgarskiego, co rozpoczęło jego złoty wiek. Średniowieczne monastyry, które przed wiekami pełniły rolę ośrodków kulturalno-oświatowych, można też podziwiać wokół miasta, wśród nich m.in. monastyr Przeobrażeński (7 km na północ), św. Trójcy (na przeciwległym klifowym zboczu doliny) czy Kilifarewski (17 km na południe).W nieco zapomnianej dawnej bułgarskiej stolicy powstała słynna tyrnowska szkoła malarska, której tradycje kultywują widoczni dziś na każdym kroku studenci ASP. W mieście i jego okolicach czuć "starą bułgarską duszę" - atmosferę, którą w wielu bałkańskich miastach już dawno zapomniano. Wystarczy spotkać sędziwego mnicha nieruchomo wpatrzonego w cyferblat zegarka. Wracaliśmy na samolot do Warny zarażeni bułgarską kulturą, smakami, pejzażami i barwami. I z postanowieniem, że jeszcze tu przyjedziemy. Z plażami pożegnaliśmy się w Kamczii. Jeszcze tylko musieliśmy zabrać znajomego z przylądka Emine. Tam też jest pięknie. W pamięci utkwił nam obraz wolno puszczonych karych koni na tle zielonych drzew i błękitnego Czarnego Morza...