Kiedy wybrać się na rejs barką po kanałach Burgundii
Najlepszy okres na spływ barką po francuskich kanałach to początek lub koniec lata, wczesna jesień. Słońce zbyt mocno nie doskwiera, więc przyjemnie jest podróżować na górnym pokładzie jachtu, a że omijamy szczyt sezonu, na wąskich kanałach nie ma tłoku - przeprawa przez rozliczne śluzy nie przypomina na razie kolejki do okienka w McDrive.
Nasz spływ rzeką Doubs zaczynamy w miejscowości Dole. Urodził się w niej znany chemik i mikrobiolog Ludwik Pasteur i to właśnie tu będziemy mieli okazję podziwiać jedną z najpiękniejszych katedr w regionie, Basilique Notre Dame. W tym malowniczym mieście, poprzecinanym wąskimi uliczkami, zaopatrujemy się w niezbędne na łodzi zapasy. Nie ma co jednak kupować za dużo na samym początku, w końcu i tak codziennie rano będziemy się budzić w innym porcie, gdzie o świeże produkty trudno na pewno nie będzie. Ja inwestuję przede wszystkim w okrojony zestaw wędkarski. Wyposażony w kawałek żyłki i haczyk (oraz wiarę w swoje umiejętności wędkarskie), wraz z resztą ekipy wyruszam w trzydniowy rejs.
NA TEMAT:
Wakacje na barce i z kuchnią francuską
Jeśli chcecie wynająć we Francji barkę, chyba najbardziej ucieszy was informacja, że do jej prowadzenia nie wymagane są żadne uprawnienia. Na wstępie otrzymujemy podstawowe instrukcje na temat sterowania i pływania oraz przepraw przez śluzy (wystarczy wcisnąć odpowiedni przycisk na pilocie). Łódź jest bardzo cicha - w końcu porusza się z zawrotną prędkością 7 km na godzinę. W środku są cztery kabiny: dwie z podwójnymi łóżkami i dwie jedynki. Rachunek prosty - bez problemu zmieszczą się tu dwie trzyosobowe rodziny lub czternastu studentów. Dodatkowo do dyspozycji mamy cztery łazienki, czternastometrowy salon z wyposażoną kuchnią, no i przede wszystkim pokład na zewnątrz. Za dodatkową opłatą możemy wyposażyć naszego Nicolsa 1350 w mały, dwuosobowy basen doczepiany przy rufie. Są też oczywiście dwa miejsca do sterowania. Jedno znajduje się w środku, "pod dachem" na wypadek deszczu czy burzy śnieżnej, drugie na zewnętrzym pokładzie, dzięki czemu sternik może podczas spływu złapać trochę słońca. Trasę dzielimy na trzy odcinki, codziennie pokonujemy mniej więcej 20 kilometrów. Przy 60 kilometrach - bo tyle, płynąc kanałami, dzieli Dole od St. Jean De Losne, gdzie kończy się nasz rejs - może się to wydawać trochę wolne tempo, ale każda przeprawa przez śluzę zajmuje kilkadziesiąt minut. Zresztą nie narzekam na nadmiar wolnego czasu; przecież postawiłem sobie za punkt honoru, że złowię choć jedną rybę. A tu, jak na razie, nic. Moje starania, z każdym dniem coraz bardziej zawzięte, budzą wesołość wśród współuczestników, którzy nie ukrywają swojego sceptycyzmu co do moich możliwości wędkarskich. Tym większą mam satysfakcję na widok ich min, kiedy ostatniego dnia podczas obiadu podaję do stołu własnoręcznie schwytanego i usmażonego, przepysznego leszcza.
Rejs barką to sielanka
Mimo tego sukcesu, najmilej wspominam śniadania w porcie, każdego dnia nowym. Wielka micha kawy ze spienionym mlekiem oraz świeżo upieczony croissant maczany w dżemie morelowym, a wszystko to w bladych promieniach poranka, przy stoliku kawiarnianym na chłodnym jeszcze bruku, z widokiem na łódki i wodę... I jak tu nie zazdrościć Francuzom tych drobnych, lecz podstawowych luksusów? Ale podróżowanie barką to nie jedna wieczna sielanka. W ostatniej chwili spokojny rejs nabiera rumieńców. Za kilka godzin trzeba zdać jednostkę, a tu okazuje się, że obsługiwacze śluz (proszę wybaczyć ignorancję, ale nie mam pojęcia, jaki tytuł nosi taki ktoś) ogłosili strajk. Jesteśmy, w pewnym sensie, uziemieni. Bez możliwości manewru, cumujemy na dziko i czekamy, i czekamy, i czekamy. Jeśli zaraz się nie dogadają, będziemy zmuszeni przedłużyć wakacje o jeszcze jeden dzień. Nie żeby ta perspektywa nas przerażała... Już zaczynamy godzić się z tym strasznym losem, kiedy dochodzi nas wieść, że pertraktacje zakończyły się sukcesem. W świetle zachodzącego słońca mkniemy te siedem kilometrów na godzinę, by późnym wieczorem dopłynąć do celu, wysprzątać łódź i oddać w ręce właściciela. Nie wiem, jak reszta załogi, ale po trzech nocach usypiania w rytmie leniwego, ledwo wyczuwalnego kołysania fal, ciężko mi było zasnąć na lądzie.
Organizacja rejsu - informacje praktyczne
Czartery Charter Navigator to firma, która zajmuje się wynajmem łodzi, katamaranów oraz motorówek na całym świecie. We Francji specjalizują się w czarterze barek; za model Nicols 1160 zapłacimy 1600 euro za tydzień (bez paliwa!). Litr oleju napędowego we Francji kosztuje 1, 29 euro; www.charternavigator.pl. Wraz z barką można wynająć rowery, a w niektórych rejonach również wędki. Na wyposażeniu łodzi jest komplet żelaznych palików i młotek do ich wbijania, co umożliwia cumowanie poza przystaniami.
Jak dojechać? Z Warszawy najlepiej dolecieć do Lyonu. Koszt biletu nie powinien przekroczyć 1000 zł (www.airfrance.com). Z Lyonu do Dole pozostaje nam przejechać 200 km pociągiem. Pociągi z Lyonu do Dole odchodzą co godzinę, podróż trwa około 2, 5 godz., cena biletu od 40 euro od osoby. Podróż samochodem z Warszawy to dwa dni jazdy i ponad 1500 km drogi.
Ekwipunek Rejsy są spokojne. Nie potrzebujemy specjalnego sprzętu, by poradzić sobie w trakcie spływu. Na barce znajdziemy podstawowe wyposażenie, w tym pościel. Zamiast kaloszy i sztormiaków polecam kąpielówki i olejek do opalania. |